Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "hel czas tam i z ponad", znaleziono 24

Czasem bombardują nas talibowie, czasem druga strona. Kiedyś byliśmy rolnikami. Dziś jesteśmy tylko czyimś celem.
I biada temu, kto pomyślał, że znów może mi ją zabrać. Czas na ostateczne starcie, a ja wiem, że moja kobieta naprowadzi nas na ten cholerny cel.
Nie będę się śpieszył. Aby róża zakwitła, trzeba ją pielęgnować. Mamy czas. Zburzę te mury i dostanę się do jej serca. To mój jedyny cel. Moja obsesja.
Czy to ma być szczyt ziemskiego szczęścia, cel życia – kochać? Nie sądzę, aby tak było. Raczej może to być największą klęską dla śmiertelnika, stratą czasu jedynie, bezpłodną udręką uczucia.
Czasem miałem dosyć własnych kłamstw. Oblepiały mnie jak jakiś pierdolony kokon. I chwilowo nawet to, że ich cel był słuszny, nie miało wpływu na to, że czułem się jak gnida.
Zdałam sobie sprawę, że zostanę śpiewaczką bez względu na wszystko. Zrozumiałam, że takich właśnie emocji chcę doświadczać, a Akademia jest moim celem. I nie ma znaczenia, ile mnie to będzie kosztowało czasu i poświęceń.
„ Tu chodzi o pogoń, o ten przedsmak i nasze wyobrażenia. To jest sto razy lepsze niż rzeczywistość. Kiedy osiąga się cel, człowiek uświadamia sobie, że nie było warto marnować czasu. Pozostaje niezaspokojona pustka. „
"Czasem nie chcemy pewnych umiejętności. Lecz jeśli wszechświat wcisnął nam bez pytania talent, to pragnę wierzyć, że miał ku temu cel. Nie ma sensu walczyć z tym i szukać dla siebie innej drogi. Może okazać się, że te poszukiwania prowadzą do nikąd i tylko stracimy czas, który mogliśmy poświęcić na doskonalenie tego, co od początku było nam pisane."
-Każdy zasługuje na szczęście, ale droga do niego jest wyboista. Długa i kręta, do tego czasem idzie się nią po omacku. - Wskazał głową w stronę toni. - Ale gdy zna się cel podróży, warto ją przebyć.
Jak to możliwe, aby labirynt, otoczony tak wysokimi i grubymi murami, był tak wielki, że dziesiątki dzieciaków nie mogły znaleźć z niego wyjścia przez tak długi czas? Kto zbudował tę konstrukcję? I, co ważniejsze, dlaczego ją zbudował? Jaki jest jej cel? Dlaczego się tu znaleźli? Od jak dawna już tam byli?
Czasem nasza podróż życiowa niemiłosiernie się ciągnie, gdy staramy się dotrzeć do kulminacji swoich wysiłków i osiągnąć jakiś cel. A gdy nam się uda, życie przyśpiesza i szybko się kończy. (...) Zapominamy, że najlepsza z tego jest właśnie podróż. To dla niej ruszamy w trasę i z niej najwięcej się uczymy.
Istniały cztery boskie prawa,które rządziły przebiegiem bitwy: walcz pod jednym dowódcą o jeden cel; wydaj bitwę w miejscu i czasie dla siebie dogodnym; zaakceptuj to, na co nie masz wpływu, i przygotuj całą resztę; atakuj tak, by zaskoczyć wroga, odszukaj i wykorzystaj jego słabe punkty.
Kiedy kochamy lub głęboko w coś wierzymy, czujemy się silniejsi od całego świata, ogarnia nas pogoda ducha, która bierze się z pewności, że nic nie zdoła pokonać naszej wiary. Ta niepojęta siła pomaga nam podejmować trafne decyzje we właściwym czasie, a kiedy osiągniemy cel, jesteśmy zaskoczeni swoimi zdolnościami.
- Można by tak obejść cały świat, gdyby tylko się nie zatrzymywać - szepnęła Rozalia - Czy to nie byłoby wspaniałe? Ciągle mieć przed sobą jakiś cel, iść i iść, i nigdy go nie osiągać.
- Tak mniej więcej wygąda dorosłe życie - mruknęła Mira, która od czasu swoich szesnastych urodzin czuła się specjalistką w zakresie dorosołych spraw (...)
Od tej chwili znalazł się na pierwszej linii i spoglądał w twarz śmierci- która, gdy jest się dzieckiem czy nastolatkiem, dotyczy innych; chronią przed nią rodzice, zanim staną się jej pierwszym celem, a następnie, zgodnie z naturalną koleją rzeczy, dopada nas samych. Czasem jednak ten porządek zostaje zakłócony i to dzieci odchodzą jako pierwsze. Czasem też rodzice umierają trochę za wcześnie, a wtedy musimy sami stawić czoło tej puste, którą pozostawiają między nami a horyzontem.
Zwątpienie nie było czymś regularnie wizytującym czaszkę Cohena. Kiedy człowiek usiłuje w jednej ręce nieść wyrywającą się dziewicę ze świątyni i worek skradzionych świątynnych skarbów, a drugą walczy z kilkoma rozzłoszczonymi kapłanami, niewiele pozostaje mu czasu na refleksje. Dobór naturalny sprawił, że zawodowi bohaterowie, którzy w kluczowym momencie skłonni są zadawać sobie pytania w rodzaju "Jaki jest cel mojego życia?", w krótkim czasie tracą i cel, i życie.
Ale sześciu starych ludzi... A Imperium Agatejskie ma prawie milion pod bronią.
Kiedy oceniało się stosunek sił w chłodnym świetle poranka, a nawet w tym przyjemnym, ciepłym świetle poranka, skłaniał on, by zastanowić się i zająć arytmetyką śmierci. Jeśli plan się nie powiedzie...
Cohen w zadumie przygryzł wargę. Jeśli plan się nie powiedzie, całe tygodnie miną, zanim uda im się zabić wszystkich.
Gdy krąg krwi swe znajdzie dopełnienie,
W magicznym kamieniu ukrytej wieczności,
W młodości szatach nowej siły tchnienie,
Będzie mu dana moc nieśmiertelności.
Lecz strzeż się! Dwunastej gwiazdy powstanie
Ziemskiego czasu zacznie odliczanie.
Zniknie młodości wieczystej ochrona,
Dąb wieczny swego żywota dokona.
Lecz cel swój osiągnąć orzeł zdoła,
Gdy się dwunastej gwiazdy blask rozpłynie.
Jeśli z miłości sama los przywoła
I w pożodze tej miłości zginie.
Czasem zastanawiam się, co by się ze mną stało, gdybym nie przyjechała do Kuwejtu i moja choroba rozwinęła się w Indiach. Myślę, że jeżeli mój stan okazałby się tak ciężki jak wtedy, gdy byłam na służbie, prawdopodobnie zabrałaby mnie śmierć. Jestem pewna, że bez wysokiej klasy sprzętu medycznego, sztabu specjalistów, najwyższej jakości leków i protekcji księżniczki nie udałoby mi się przeżyć. Od tej pory zawsze, nawet kiedy wydaje mi się, że znajduję się w beznadziejnym położeniu, myślę sobie, że może ukryty jest w nim jakiś doniosły cel, którego ja w tym momencie jeszcze nie potrafię dostrzec. Uważam, że człowiek nigdy do końca nie wie, czy sytuacja, w jakiej przyszło mu żyć, jest dla niego bezsprzecznie dobra czy zła.
'Wraz z: kryzysem wartości religijnych, światopoglądowych i relacji między ludźmi; m-teorią związaną z teorią strun; globalnym i komercyjnym internetem; masową dewastacją środowiska naturalnego; konfliktami i ciągłym zagrożeniem nuklearnym; największym w historii kryzysem ekonomicznym - skończył się świat jaki znaliśmy! Nie mam ochoty żyć w tym czasie i przestrzeni w którym nie ma miejsca na: wiarę i bliskość, odwagę i honor - w świecie w którym panuje chroniczne uczucie pustki. Dlatego uważam, że obowiązkiem dzisiejszej sztuki i nauki jest ponowna redefinicja podstawowych wartości w sposób zrozumiały dla każdego. Kluczem do rozwiązania Wszystkiego [ponownej redefinicji] jest geometryczna teoria strun w swoim najszerszym wymiarze m-teorii. To daje nadzieję. Celem redefinicji jest stworzenie nowej czasoprzestrzeni tj. nowego wymiaru wartości, środowiska naturalnego, ekonomii, itd. Moja próba to: trzynaście - obrazów i tekstów. To definicja pojęć pierwotnych gdzie każda jest potencjalnie prawdziwa i potencjalnie fałszywa. Punktem wyjścia są: bryły platońskie [i inne], krzywe i sfery - celem jednak [na tym etapie jeszcze nieosiągalnym] są rozmaitości Calabiego-You.'
Demagodzy dopuszczają się ataku na swoich krytyków w ostrych i prowokacyjnych słowach - określając ich mianem wrogów, wywrotowców, a czasem nawet i terrorystów. Gdy Hugo Chavez po raz pierwszy ubiegał się o stanowisko prezydenta, opisał swoich oponentów jako "zgniłe świnie" i "plugawych oligarchów". Już jako prezydent określał swoich krytykó mianem "wrogów" i "zdrajców". Fujimori wpisywał swoich oponentów w kontekst terroryzmu i przemytu narkotyków, a włoski premier Silvio Berlusconi atakował sędziów, którzy wydawali na niego wyroki, nazywając ich "komunistami". Prezydent Ekwadoru, Rafael Correa, nazywał media "śmiertelnym wrogiem politycznym", który "musi zostać pokonany". Dziennikarze również bywają celem podobnych ataków. Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, oskarżył dziennikarzy o propagowanie "terroryzmu". Ataki tego typu mogą być brzemienne w skutkach: jeśli opinia publiczna zaczyna podzielać poglądy, iż oponenci mają powiązania z terroryzmem, a media szerzą kłamstwa, dużo łatwiej jest podjąć kroki wymierzone w te grupy.
Krótki marsz i łatwy stoczek dzieliły nas od wierzchołka przykrytego czapką śniegu. Wdrapaliśmy się wszyscy po kolei na ten dość obszerny czubek, pogrążony w cieple wieczoru. Było trochę krzyku, dużo śmiechu i parę wspaniałych chwil, kiedy nie myśleliśmy o zimnie, pragnieniu i niebezpieczeństwach schodzenia. Na szczycie tylko piętnaście minut i już w dół. Trzeba wracać. Przez następne dwa i pół dnia zjeżdżaliśmy, spuszczaliśmy ładunki, wycofywaliśmy się. Nie uniknęliśmy incydentów i zagrożeń. Były złe biwaki i rozgorączkowane głowy. Ale wszyscy co do jednego zeszliśmy w dół, do horyzontalnego świata, który zwykliśmy nazywać domem. Często zadaję sobie pytanie, co było kluczem do sukcesu na Uli Biaho. Na Boga, taki sukces nie zdarza się podczas każdej wyprawy. Sądzę, że była to zasługa zespołu. Pomijając kierownictwo, cel, drogę, pogodę i tuzin innych czynników, które mają zasadniczy wpływ na powodzenie wyprawy, to jednak zawodnicy wygrywają lub przegrywają mecz. Schmitz, Forest, Kauk i ja przez ten krótki okres tworzyliśmy jedno ciało i duszę – i zwyciężyliśmy. Inny czas, inne miejsce, inni uczestnicy – i Uli Biaho, zamiast wspomnienia, pozostałyby nie zrealizowanym marzeniem. s. 126
Człowiek nie ma problemu z życiem, ale ze zrozumieniem jego sensu." "Pokochać kochać jest najwyższym stanem radości." "Jeżeli to, co się wybierze, daje spełnienie, to należy się w tym kierunku rozwijać i pielęgnować swój wybór, jeśli nie – trzeba go zmienić." "Sensem mądrości nie jest jej zdobycie, nawet nie sama umiejętność wyciągania lekcji z własnego doświadczenia, czy doświadczeń innych ludzi. Mądrość jest obserwacją i akceptacją tego, co się dzieje, bez żadnej reakcji na to, pomimo pełnej wolnej woli i świadomości, darzenie tego wielką otwartością i dziecięcą niewinnością." "Życie jest świadomym dokonywaniem wolnego wyboru, zamiany jednego życia w drugie, akceptowaniem i darzeniem tego wszystkiego miłością." "Poprzez obserwację małych rzeczy zwiększamy swoją percepcję i wrażliwość na otoczenie. Dzięki wrażliwości i współczuciu, dostrzegamy piękno w brzydocie." "Słowa mówione i pisane wprowadzają ograniczenia. Każde słowo jest pustą formą, która wypełnia się intencją w trakcie rozmowy, a myśl zapisana w trakcie mówienia staje się nieaktualna już po samym jej zapisaniu lub wymówieniu. Dlatego niektórzy używają metafor, żeby w późniejszym czasie przeczytać znowu żywą myśl, która stoi za słowami lub wyostrzyć wyobraźnię w czasie ich wypowiadania." "Pokora nie jest klęczeniem na kolanach i podkładaniem głowy pod topór. Pokora to otwartość i gotowość na to, co się stanie i patrzenie na życie z podniesioną głową. Wydarzy się tylko to, co ma się wydarzyć, a poprzez wybory i pragnienia wydarza się więcej. Poprzez akceptację tego, co przynosi życie, wypełnia się przeznaczenie, które przyjmujemy." "Nawet najczarniejsza noc ustąpi przed promykiem porannego światła." "Tak jak każdy pojedynczy wdech jest istotny dla ciała, tak i każde nastawienie do małej chwili jest istotne dla życia." "Jeżeli chcesz zmienić świat, zmień siebie. Zacznij od zmiany jednej chwili, a świat w magiczny sposób Ci odpowie. Zrób tylko pierwszy krok." "Prawdziwa modlitwa nie istnieje na zewnątrz. Prawdziwa modlitwa jest wewnątrz człowieka, gdy umysł jest w ciszy, a z serca wypływają uczucia. Prawdziwa modlitwa jest rozmową z Bogiem i dziękowaniem Mu za jej spełnienie." "Na życie wpływa miłość, mądrość, wola i świadomość, ale również czynności, które człowiek wykonuje w danej chwili. Na całe życie wpływa nastawienie człowieka do każdej czynności, relacje z innymi ludźmi oraz emocje i uczucia, jakie mu towarzyszą." "Od Ciebie zależy, jak zapiszesz swoją historię w księdze życia. Czy będziesz szedł swoją drogą, będąc autentycznym, czy wolisz naśladować innych. Nadaj swojemu życiu kierunek i cel, rób to, co czujesz i kochasz najbardziej. Niczego nie oczekuj, a sens życia sam Cię znajdzie.
Wtyczka w Watykanie Bezpieka znała kulisy orędzia polskich biskupów do Niemców W dniu 31 I 1968 r. przeprowadzono we Wrocławiu rozmowę z ks. S. celem wyjaśnienia, w jakich okolicznościach wszedł w posiadanie materiałów związanych z „Orędziem”, które zostały mu zakwestionowane podczas kontroli celnej. Ks. S. oświadczył, że przebywał przez kilka lat w Rzymie, gdzie odbywał studia doktoranckie. W czasie przyjazdów do Rzymu arcybiskupa Kominka ks. S. wykonywał dla niego różne czynności, pełniąc jak gdyby obowiązki sekretarza. Podobne obowiązki spełniał również ks. [imię i nazwisko znane redakcji]. W okresie przygotowywania „Orędzia” biskupów polskich do biskupów niemieckich w roku 1966 ks. spełniał obowiązki maszynistki arcybiskupa Kominka. Przepisując kolejne wersje „Orędzia”, zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia tego dokumentu. Dlatego też postanowił zatrzymać sobie wszelkie związane z tym materiały, by je w przyszłości ewentualnie wykorzystać. Przywiezione materiały miał zamiar wykorzystać przeciwko arcybiskupowi Kominkowi, gdyby ten zarzucał mu, że nie wykorzystał należycie na studia okresu pobytu w Rzymie lub chciał mu wyrządzić jakąś krzywdę. Całość materiałów wiózł do Polski i w dniu 17 I 1968 r. w czasie przekraczania granicy w Zebrzydowicach materiały te oraz książki zostały zakwestionowane do oceny przez organa celne. Wśród zakwestionowanych materiałów znajdowały się m.in.: tezy do dialogu z Niemcami, opracowane przez Kominka; różne kolejne wersje „Orędzia”; notatka biskupa Kowalskiego z uwagami dot. „Orędzia”. W rozmowie ks. S. wyjaśnił okoliczności i znany mu przebieg opracowania „Orędzia”. Z jego wyjaśnień wynika, że powodem powstania „Orędzia” było m.in.: arcybiskup Kominek z uwagi na nieunormowaną przez Watykan administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nie mogąc doczekać się zrealizowania swych zamierzeń – mianowania go pełnoprawnym ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej, a w perspektywie uzyskanie kapelusza kardynalskiego; zdając sobie sprawę, iż bez pomocy Niemców mających duże wpływy w Watykanie jego zamiary nie dojdą do skutku, postanowił poprzez gest wobec Niemców w postaci „Orędzia” zapewnić sobie ich poparcie. Dlatego też arcybiskup Kominek po przekonsultowaniu tej sprawy z kard. Wyszyńskim w oparciu o uprzednio opracowane przez siebie w języku niemieckim tezy do dialogu z Niemcami, wysunął projekt opracowania „Orędzia” i był jego głównym bezpośrednim autorem. Najbardziej aktywny udział poza Kominkiem w opracowaniu „Orędzia” brali: kard. Wyszyński, kard. Wojtyła, bp Kowalski i bp Stroba. Pierwotny tekst najbardziej odpowiadał Niemcom, lecz niektórzy biskupi, jak np. bp Kowalski, w toku dyskusji wnosili do niego poprawki idące w kierunku usztywnienia treści „Orędzia”. Mimo że większość biskupów polskich nie znała języka niemieckiego lub znała go bardzo słabo, arcybiskup Kominek tekst opracowywał tylko w języku niemieckim, informując ustnie biskupów o jego treści, nie dając pełnego tłumaczenia polskiego. O fakcie przygotowywania „Orędzia” arcybiskup Kominek poinformował biskupów niemieckich, m.in. biskupa Bengcha, uzyskując ich aprobatę. Kolejne redakcje „Orędzia” Kominek przekazywał do wiadomości biskupów niemieckich, by mogli oni przygotować odpowiedź. Po ostatecznym zredagowaniu „Orędzia” w języku niemieckim zostało ono przekazane biskupom niemieckim, którzy prawie natychmiast przesłali odpowiedź. Biskupi polscy natomiast nie zostali poinformowani o terminie przekazania „Orędzia”, nie dostali tłumaczenia tekstu i z „Orędziem” w języku polskim zapoznali się dopiero z prasy. Znaczna większość biskupów polskich, mimo że nie znała dokładnej treści „Orędzia”, podpisała je jednak dlatego, iż podpisali je: Wyszyński, Kominek, Kowalski, Stroba, którzy swym autorytetem nakłonili ich do składania podpisów. Niektórzy księża polscy przebywający w tym czasie w Rzymie, zapoznając się z treścią „Orędzia”, zwracali się do arcybiskupa Kominka z uwagami, że idea „Orędzia” winna być podjęta przez Niemców, oni powinni wystąpić z inicjatywą, jako że ich naród zawinia wobec Polski, że treść „Orędzia” winna wyraźniej określać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu przez Niemców, proponowali, by do „Orędzia” dołączyć odpowiednie mapki ilustrujące zbrodnie niemieckie na terenach Polski itp. Uwagi te arcybiskup Kominek zdecydowanie odrzucał. Ks. S. boi się ujawnienia faktu zatrzymania i przywiezienia przez siebie tych materiałów do kraju, gdzie zostały zakwestionowane przez władze. Dotąd ani Wyszyński, ani Kominek, ani też inni biskupi o tym fakcie nie wiedzą, bowiem ks. S. zachowuje go w tajemnicy. Z ks. S. zapewniono możliwość dalszych rozmów.
J. Lipiec, Rywalizacja i perfekcja, [w:] Kalokagatia, Kraków 1988, s. 17-21 W całym sporcie, we wszystkich jego dziedzinach dziś uprawianych, a nawet we wszystkich dających się przewidzieć przyszłościowych konkurencjach, w rodzaju dziesięciokilometrowego czołgania się w tunelu ze strzelaniem z łuku do rzutków co jedno okrążenie – a więc w sporcie uprawianym wczoraj, dziś i możliwym jutro, obowiązująca zasada wyczynu ponad przeciętność obejmuje dwa możliwe warianty wyłaniania zwycięzcy i zwycięstwa jako niezbędnego atrybutu każdego wydarzenia sportowego. Pierwszy – poprzez bezpośrednie pokonanie przeciwnika, czyli innego człowieka, innych ludzi. Drugi sposób – to zwycięstwo pośrednie, lecz poprzez bezpośrednie pokonanie granicy pewnej konwencjonalnej i abstrakcyjnej wartości, którą jest zazwyczaj tak zwany rekord, czyli dotychczasowa "najlepszość". Obydwie te formy współżyją ze sobą zgodnie w ramach tego samego zjawiska, jakim jest sport, choć prawdopodobnie wyznaczają inne drogi i inne cele dla gatunku ludzkiego. Nie chodzi, oczywiście, o to, że przebieg konkurencji, w której bliska obecność rozradowanego zwycięzcy i pokonanych współzawodników wyznacza inną dramaturgię zdarzeń, niż samotny bieg długodystansowca po rekord świata, po którego pobiciu wskazówka chronometru ani drgnie z emocji. Rzecz nie w tym, jaki jest konkretny, techniczny mechanizm oceny współzawodników, by spośród nich wyłonić zwycięzcę, niewątpliwie bowiem istnieją poważne różnice między ogłoszeniem zwycięstwa boksera przez nokaut z arytmetycznymi działaniami na wskaźnikach subiektywnych not sędziowskich w tańcach na lodzie. Osiągnięcie zwycięstwa, które jest celem najwyższym, bądź samo tylko pretendowanie do najlepszego rezultatu w sportowej konfrontacji inaczej kształtuje się w przypadkach gdy chodzi o wykazanie przewagi tu i teraz nad rywalami – inaczej zaś, gdy teraźniejszość ustępuje pola innym wymiarom: przeszłości i przyszłości, równocześnie stawiając barierę przyszłym próbom jej pokonania, zupełnie inaczej niż zwycięzca konkretnego biegu, skoku czy walki, którego nazwisko, co prawda, nie zawsze – bo tego nikt mu nie odbierze – zostanie w annałach i czasem w żywej pamięci ludzkiej (symbolem czego jest medal, absolutyzujący dany czyn), ale też naprawdę nie przekracza swym sukcesem pewnej chwili, danego teraz, tego momentu, kiedy właśnie wygrał w obrębie konkretnego wydarzenia. Pokonanie człowieka jest aktem jednorazowym i pod pewnym miejscem pozbawionym miejsca w historii, ponieważ nie ma sposobu, by przenieść dane zwycięstwo, osiągnięte w walce konkretnej, uwarunkowanej miejscem, czasem pogodą, samopoczuciem sportowców, na inny teren, w inny czas, w inny układ determinacji. Zwycięstwo nad drugim człowiekiem odnosi się więc tylko od tej chwili, w której zostało osiągnięte i za nieszkodliwą zabawę fantastów należy uznać na przykład plebiscyt na najwybitniejszego w świecie sportowca roku lub dywagowanie żurnalistów, czy futboliści węgierscy z czasów Puskasa, Bozsika i Koscisa pokonaliby Holandię Cruyffa, Needkensa i Ransenbrincka, bądź tez jak zakończyłby się pojedynek Joe Louis – Muhamed Ali. Osiągnięcie wyniku, który jest wartością wyraźnie określoną – zwykle liczbowo – pozwala natomiast umieścić każdy rezultat, uzyskany kiedykolwiek, gdziekolwiek i przez dowolnego człowieka (byle zostały zachowane pewne elementarne konwencje odnośnie do warunków, sprzętu i sposobu mierzenia) w pewnym ciągu dziejowym, zazwyczaj progresywnym, w którym poszczególne wartości (wyniki) są charakterystycznymi punktami tej skali. Mówiąc jeszcze inaczej: zwyciężając w bezpośredniej walce sportowiec osiąga przewagę nad innymi, tu i teraz zgromadzonymi sportowcami, zwyciężając zaś pośrednio, poprzez uzyskanie wybitnego wyniku osiąga przewagę nad wszystkimi ludźmi, którzy do tej pory próbowali podobnego działania, a także rzuca wyzwanie, każdemu następnemu, zmuszonemu automatycznie do przyjęcia walki nie z rekordzistą, ale z jego abstrakcyjnym tworem, czyli rekordem. Rozróżnienie to – występujące notabene nie tylko w sporcie, ale w wielu innych dziedzinach aktywności ludzkiej – pozwala właśnie na najjaskrawszym przykładzie, jakim jest sport, ukazać dwie tendencje uzewnętrzniania się stosunków między ludźmi. Jedna tendencja, którą nazwiemy rywalizacyjną, polega na tym, że człowiek swą wartość usiłuje określić poprzez wielokrotne, ale zawsze zorientowane na konkretne tu i teraz przyrównywanie się do pewnego konkretnego innego człowieka. Druga tendencja, mająca charakter perfekcjonistyczny, na dalszym planie zostawia postu lat bycia lepszym od kogoś innego, natomiast koncentruje się na wysiłku bycia lepszym od siebie samego, czyli od takiego, jakim się było uprzednio. Obie tendencje wyznaczają w założeniu nie kończący się nigdy program przyszłościowy: tendencja rywalizacyjna w ciągłym poszukiwaniu przeciwników, by się do nich przyrównać i pokazać, że się nad nimi góruje; tendencja perfekcjonistyczna w stawianiu sobie coraz wyższych wymagań, stałym przekraczaniem pułapu osiąganych uprzednio rezultatów. Rywalizacjonizm i perfekcjonizm dysponują tez – wedle swych skal wartości – różnymi granicami swych programów; dla pierwszego granicą tą jest być lepszym od wszystkich, dla drugiego – być po prostu bardzo dobrym, tak dobrym, jak to leży w możliwościach ludzkich. W rozwoju ludzkości – a więc w skali daleko szerszej niż wyznacza to rozwój człowieka Wyczynu Sportowego – obie te tendencje przeplatały się wzajemnie, żeby nie rzecz wprost: warunkowały się dialektycznie. Wydaje sie jednak, iż skoro zasadne jest przyjęcie samego rozróżnienia owych tendencji, to należy stwierdzić, że choć ruch społeczny w ogóle wykazuje głównie cechy rywalizacyjne, to rozwój w swej osnowie ma i musi mieć charakter perfekcjonistyczny, doskonalący. W rozwoju techniki produkcyjnej można to wykazać wprost: w gruncie rzeczy nie chodzi o to, by mieć urządzenia tylko lepsze od cudzych, ale mieć je najzwyczajniej dobrymi, sprawnymi, skutecznymi (i oczywiście lepszymi od swoich własnych dotychczasowych). W rozwoju swej osobniczej świadomości człowiekowi nie może na serio zależeć, by np. wiedzę matematyczną miał lepszą od kolegów w klasie, lecz by matematykę pojął jasno i wyraźnie. Ludziom pragnącym osiągnąć powiedzmy szczęście, spokój, szacunek nie może zależeć, by być tylko szczęśliwszymi od innych, spokojniejszymi i mniej deptanymi w swej godności, lecz aby mieć po prostu szczęśliwe, harmonijne i udane życie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl