“Może i ona nie była uzależniona od żadnych środków, ale była uzależniona od niego. Kochała kogoś, kto chciał mieć nad nią kontrolę. Kochała kogoś, kto zwykłymi czynami ranił ją psychicznie i doprowadzał do utraty poczucia własnej wartości.”
“...zawsze staram się robić dobrą minę do złej gry i udawać, że to tylko przelotne problemy. Tak naprawdę jednak wtedy tracę chęci do życia. Dlatego staram się trochę ograniczyć kontakt z bliskimi. Mniej piszę, nie dzwonię, znajduję wymówkę, aby się nie spotkać, mimo, że mam na to ochotę.”
“Może nie była to praca marzeń, ale liczyło się to, że w końcu ruszyłem z miejsca i postanowiłem zrobić coś ze swoim życiem.”
“Ach, wstań, dobry, wierny sługo - powiedział ( Jack ). Zastanawiał się posępnie, czy Chrystus lub Budda mieli kiedykolwiek podobne kłopoty. - Podnieś się, facet.”
“-Mógłbyś dać mi whisky zamiast wina?
-Whisky?
-Tak.
-Nie wiedziałem, że pijesz whisky.
-A ja nie wiedziałam, że jesteś psychopatą. Po prostu przynieś mi whisky, Jack.”
“- (...)ma zdolność empatii. Potrafi przyjąć twój lub mój punkt widzenia, a może i inne, które rodzą w nim lęk i odrazę. To niebezpieczny talent, Jack. Percepcja to obosieczna broń.”
“Bacz pilnie na drogę, na którą wszedłeś, a cokolwiek czynisz, czyń tak, by być dobrym w tym znaczeniu, w jakim rozumie się właściwe pojęcie: dobry. Uważaj na to przy każdym czynie.”
“...Nasze życie stało się puste, jak butelka po whisky. Wyglądasz ładnie, jak eleganckie pudełko z czarnym Jack Daniel’s w środku. Tylko że wszystko już wyżłopane. Został tylko smak, zapach i kac ...”
“Tylko pragnienie uniknięcia karczemnej awantury tuż przed pojawieniem się gości powstrzymało mnie od stanowczej reakcji na rodzinną legendę głosząca, jakoby Jack zapieprzał, podczas gdy ja chodziłam sobie na pedikiur i lanczyki.”
“- Chociaż za tymi nie przepadam.- Wycelował palcem w Jace'ego. - Uważają, że są lepsi od wszystkich.
- Wcale nie - zaprotestował Jace. - To ja uważam, że jestem lepszy od wszystkich. I tę opinię potwierdza mnóstwo dowodów.”
“Dopóki żyjesz po to, by spełniać cudze oczekiwania, lepiej zważ, w co się ubierasz, jak się czeszesz i czy masz dobrze wyczyszczone buty. Krótko mówiąc, bacz na to, czy spełniasz każde ich cholerne oczekiwanie. I to ma być ludzkie?”
“Naprawdę nie wiem, dlaczego jest z takim palantem jak Jack. Caroline jest najbardziej lubianą dziewczyną w szkole, ponieważ traktuje wszystkich jak równych sobie... Nawet mnie, kujonkę, autystyczną stypendystkę LGBT z Queens, którą wszyscy ignorują.”
“- Uważasz się za przezabawnego, co?
- Chociaż rozumiem, że obaj jesteście nieco przeze mnie poirytowani i być może nie jest to najlepsza chwila, by się przechwalać - odpowiedział powoli Jace - to szczerze mówiąc, zmuszacie mnie do powiedzenia, że owszem, uważam się za przezabawnego.”
“- Biały to dla Nocnych Łowców kolor pogrzebowy - wtrącił Luke. - Ale dla Przyziemnych kolor ślubów. Biel symbolizuje czystość panien młodych.
- Jocelyn chyba mówiła, że jej suknia nie jest biała - zauważył Simon.
- Przypuszczam, że ten statek już odpłynął - skomentował Jace.”
“Jeśli na pałacu Buckingham powiewa brytyjska flaga, czyli tak zwany Union Jack, to znaczy, że króla nie ma w jego oficjalnej londyńskiej rezydencji; jeśli zaś na maszcie wisi podzielony na cztery prostokąty, czerwono-niebiesko-złoty proporzec (Royal Standard), wiadomo, że monarcha jest w domu.”
“Dziecko zamachało rączkami, uderzając go w policzek.
- Dobrze - zachęcił go Jace. - Świetnie. Następnym razem trochę mocniej. Zanim się obejrzysz, będziesz walił demony po twarzy. Chcesz bić ze mną i Alekiem demony? Chcesz? O, pewnie, że chcesz - gruchał.”
“Wąskie białe pudełko, a w środku szczotka klozetowa. Aczkolwiek designerska szczotka klozetowa, którą pokazałam Jackowi w jednym z katalogów wnętrzarskich, regularnie lądujących w naszej skrzynce. Spojrzał wtedy jednym okiem i stwierdził: "Siedemdziesiąt pięć funtów, żeby wyczyścić ślady po gównie? Bez jaj!".”
“Pochylił się i pocałował Magnusa, delikatnie, powoli, jak w czasie niedzielnego poranka w łóżku. Zupełnie nie pasowało to do ich obecnego położenia, zupełnie nie pasowało do tego, jak obaj czuli się w tym momencie. Było cudownie.
- Nie czas na migdalenie się! - zawołał Jace przed nimi.
- Zawsze jest czas na migdalenie się - mruknął Alec z ustami przy ustach Magnusa (...)”
“Pamiętasz, jak mi obiecałaś w hotelu, że jeśli przeżyjemy, ubierzesz się w strój pielęgniarki i umyjesz mnie gąbką? - Chyba źle usłyszałeś - stwierdziła Clary. - To Simon obiecał ci mycie gąbką. Jace mimo woli zerknął na Simona, a ten uśmiechnął się do niego szeroko i powiedział: - Jak tylko stanę z powrotem na nogach, przystojniaku.”
“Co to jest? -Dziewczyna - odparł Jace - Na pewno widywałeś je wcześniej. Twoja siostra też nią jest. - Zrobił krok w stronę Clary, marszcząc brwi, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. - Ziemska dziewczyna - stwierdził tonem odkrywcy. -I widzi nas. -Oczywiście, że was widzę - - Nie jestem ślepa. -Owszem, jesteś, tylko o tym nie wiesz.”
“W głosie Grahama Jack Crawford słyszał własny rytm mowy i składnię. Widywał już, jak Will demonstrował to z innymi ludźmi, kiedy w napięciu często wpadał w styl rozmówcy. Początkowo Crawford myślał, że to celowy zabieg, żeby rozmowa szła płynniej. Później zorientował się, że Graham robi to nieświadomie, że czasami chce przerwać, ale nie potrafi.”
“- Po prostu martwiłeś się, że zatrudnią instruktora, który okaże sie gorętszy od ciebie.
Jace uniósł brew.
- Gorętszy ode mnie?
- To może sie zdarzyć. No wiesz, teoretycznie.
- Teoretycznie, planeta może się nagle rozpaść na pół, tak, że ja i ty znajdziemy sie po dwóch stronach, na zawsze i tragicznie rozdzieleni, ale jakoś się tym nie martwię. Niektóre rzeczy są po prostu zbyt nieprawdopodobne, żeby o nich rozmyślać.”
“Byliśmy całkiem blisko, co? - zagadnął go Simon.
Jace patrzył na niego przez chwilę z bardzo nieruchomą twarzą, a potem poderwał się energicznie i odpowiedział:
- Zdecydowanie. Byliśmy dosłownie tak. Początkowo istniało pewne napięcie, jak może sobie później przypomnisz, ale wszystko się wyklarowało, kiedy przyszedłeś do mnie i wyznałeś, że walczysz ze zżrającą cię zazdrością z mojego powodu, tu przytoczę twoje własne słowa, "olśniewajacego wyglądu i nieodpartego czaru".”
“- Synu - powiedział dziadek legwan - nigdy nie wierz człowiekowi. Bacz, jak oni zabijają się nawzajem. Widziałeś kiedy legwana, który mordowałby drugiego legwana? Widziałeś tygrysa mordującego drugiego tygrysa? Widziałeś lwa mordującego drugiego lwa? Walczą między sobą o pożywienie lub o samicę, ale kiedy któryś z nich zwycięży pozwoli pokonanemu odejść w pokoju i nie będzie go ścigał, aby go zabić. Tymczasem człowiek zabija dla przyjemności. Nie zabija z głodu. Nie zabija w obronie żony i dzieci. Zabija, bo lubi zabijać. Bo jest zły. Bo nie kocha nawet samego siebie. Dlatego nigdy nie wierz żadnemu człowiekowi. I trzymaj się od niego z daleka, a im dalej, tym lepiej.”
“Tak, tak - rzekł na koniec Yarpen Zigrin, wyszczerzywszy zęby. - Jak mówi stara piosenka: chłop, co w ręku łamie sztaby, nie oprze się woli baby. Kilka świetnych przykładów słuszności tego porzekadła zebrało się dziś za jednym stołem. Zoltan Chivay, żeby daleko nie szukać. Opowiadając, co tam u niego nowego, zapomniał dodać, że się żeni. Wkrótce, bo we wrześniu. Szczęśliwa wybranka nazywa się Eudora Brekekeks. - Breckenriggs! - skorygował dobitnie Zoltan, marszcząc brew. - Zaczynam mieć dość poprawiania ci wymowy, Zigrin. Bacz, albowiem ja, gdy mam czegoś dość, potrafię przypieprzyć! - Gdzie ślub? I kiedy dokładnie? - pojednawczo wpadł w słowo Jaskier. - Pytam, bo może zajrzymy. Jeśli zaprosisz, rozumie się. - Nie ustalono jeszcze co, gdzie, jak i czy w ogóle - bąknął Zoltan, najwyraźniej skonfundowany. - Yarpen uprzedza fakty. Niby jesteśmy z Eudorą po słowie, ale czy to można wiedzieć, co będzie? W takich, kurwa, czasach?”
“Bajka o Pawle S. – Pewnie myślicie, że jestem histeryczką – odezwała się. – Ale mnie się to zdarzyło pierwszy raz w życiu. Zawsze byłam silna i dawałam sobie ze wszystkim radę. Tylko teraz – cały świat mi się zawalił. – Doskonale cię rozumiem – odparł z naciskiem Paweł. – W innej sali tego szpitala leży chłopak, który dzisiaj połknął mnóstwo tabletek nasennych, bo rzuciła go dziewczyna. A ja sam – dziwnym zbiegiem okoliczności – przed kilkunastoma minutami myślałem o osobie, która sprawiła, że także chciałem umrzeć. Obie kobiety spojrzały na niego zaskoczone: nie spodziewały się takiego wyznania po kimś, kto wydawał się być uosobieniem spokoju, opanowania i pogody ducha. Widząc niedowierzanie w oczach Beaty, Paweł dodał: – Nie, nie wymyśliłem tego na poczekaniu, żeby cię podnieść na duchu. Tak było naprawdę… Bajka o Joannie D. Skończywszy mówić, Joanna cofnęła rękę i wyprostowała się. Mężczyzna odstawił wcześniej niepotrzebny już kubek i siedział teraz w pozycji ucznia usiłującego odczytać pod ławką ściągę. Kiedy wreszcie podniósł głowę, Joanna zobaczyła, że jej słuchacz z całych sił stara się powstrzymać łzy. – Niech pan sobie popłacze, panie Jacku – powiedziała cicho. – Będzie panu lżej, a ja na pewno nikomu nie powiem. To żaden wstyd. Chłopaki też czasem muszą płakać. Jego reakcja była natychmiastowa. Gwałtownie opuścił głowę, położył ją na splecionych na stole rękach i zaniósł się szlochem. Potrącony przez niego kubek stoczył się na podłogę i roztrzaskał na kawałki, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.”
“Najwyraźniej komuś się to znudziło i zdjął drzwi. Pokój miał taki układ, że były tam jeszcze jedne drzwi. Wpadłem na następujący pomysł: zdjąłem te drugie drzwi z zawiasów, zniosłem do piwnicy i schowałem za zbiornikiem z ropą. Gdy zrobiło się już później, udałem, że zaspałem i zszedłem na dół jako jeden z ostatnich. Wszyscy latali jak z piórkiem, a Pete i jego współlokatorzy strasznie się martwili: ktoś im zabrał drzwi, a oni muszą się uczyć etcetera. Gdy schodziłem po schodach, spytali: - Feynman! To ty zabrałeś drzwi? - Jasne, że ja - odparłem. - Popatrzcie, otarłem sobie palce o ścianę, gdy znosiłem drzwi do piwnicy. Moja odpowiedź nie zadowoliła ich. Prawdę mówiąc, nie uwierzyli mi. Przez następny tydzień poszukiwania drugich drzwi nie przyniosły żadnych efektów, więc dla kolegów, którzy się uczyli w tym pokoju, sytuacja stała się krytyczna. Ktoś wysuwa jakiś pomysł, potem ktoś następny. Następny kolega występuje z kolejną propozycją: - Mam inny pomysł - mówi. - Myślę, że ty, jako prezes, powinieneś zapytać każdego, czy zabrał drzwi, na słowo honoru członka konfraterni. - Znakomity pomysł - mówi prezes. - A więc na słowo honoru członka konfraterni! -Zaczyna chodzić wokół stołu i pyta każdego po kolei - Jack, zabrałeś drzwi? - Nie, nie zabrałem drzwi. - Tim, zabrałeś drzwi? - Nie, nie zabrałem drzwi. - Maurice, zabrałeś drzwi? - Nie, nie zabrałem drzwi. - Feynman, zabrałeś drzwi? - Jasne, że zabrałem. - Przestań, Feynman, to nie są żarty! Sam! Zabrałeś drzwi. - i tak w koło. Wszyscy byli wstrząśnięci. Był pośród nas jakiś nikczemnik, który sobie bimbał ze słowa honoru członka konfraterni! W nocy zostawiłem w widocznym miejscu kartkę z rysunkiem zbiornika na olej i ukrytymi z tyłu drzwiami, więc następnego dnia znaleźli je i wstawili. Jakiś czas później przyznałem się, że to ja je zabrałem, i wszyscy oskarżyli mnie o krzywoprzysięstwo. Nie pamiętali, co powiedziałem. Pamiętali tylko wniosek, do którego doszli, gdy prezes obszedł wszystkich i rzekomo nikt się nie przyznał, bo mnie nie potraktowali poważnie. Pamiętali ogólną wymowę, a nie poszczególne wypowiedzi. Ludzie często uważają mnie za kłamczucha, ale ja z reguły mówię prawdę - tyle, że w taki sposób, że często nikt mi nie wierzy!”
“Sąd Ostateczny Bachor siedział na ławce w kościele Mariackim i wywijał nogami z wrażenia, a zarazem przerażenia. W kaplicy rozlegał się miarowy łomot. Od godziny wpatrywał się w obraz Memlinga „Sąd Ostateczny”. Bał się. Bardzo się bał. Przez tę długą godzinę (jakieś dwa odcinki „M jak Miłość”), podczas której tu siedział, przypomniał sobie wszystkie dokonane złe uczynki. Oczywiście namawianie hackera do włamywania się do skrzynki pocztowej jego taty zaliczane było przez specyficzne sumienie Bachora do kategorii uczynków dobrych. W sumie afera z eliksirem też była pozytywna. Jego wzrok uciekał w prawą stronę, gdzie postacie z okrzykiem spadały w ogień piekielny. Oj, Zuzanna słyszała ten krzyk! Co chwila zamykała oczy i otwierała je ponownie z przerażeniem. Była ciekawa, co ci ludzie takiego narobili, że znaleźli się w tym ogniu. Pewnie też bawili się we wróżkę. I zabierali pieniądze za stawianie kart, i w nie grali. I pewnie też podrabiali podpisy… Jacek doszedł do wniosku, że trzeba koniecznie pokazać córce obraz Memlinga, w momencie, gdy przyłapał ją właśnie na podrabianiu jego podpisu pod uwagą o następującej treści: „Zuzanna Wolicka poiła kolegę świństwem. Kolega zwymiotował na tornister koleżanki”. – Zuza, co ty robisz? – zapytał, zabierając jej dzienniczek. Przeczytał w spokoju uwagę i zmartwiony usiadł obok córki na tapczanie. Rozejrzał się po pokoju dziecka. Przed oczami mignął mu plakat Harry’ego Pottera i zaczął się zastanawiać, czy Zuza do tej książki nie jest jeszcze za mała. Tym bardziej do filmu. Wziął do ręki czapkę czarodzieja i zapytał – o co chodzi z tym świństwem? – Bo wiesz, tata, ja eliksir robiłam. Czarodziejski – wydukała Zuza ze spuszczoną głową. – Miłosny eliksir. I chciałam wypróbować. No i Kacper się nawinął… – podniosła szybko głowę. – Tata, naprawdę to nie jest moja wina, że on się porzygał! – kiwała głową przecząco. – Zrobił to zaraz po tym, jak mu powiedziałam, z czego to zrobiłam… – Z czego? – zapytał Jacek. Nieco bał się odpowiedzi, ale postanowił sobie, że będzie dzielny. – „Włosy kota, woda z kranu, odrobina marcepanu, włos staruszki, cztery zęby, co wypadły komuś z gęby, trochę piasku z piaskownicy i paznokieć od dziewicy” – wyrecytowała Zuza jednym tchem. Jacek walczył mocno z odruchem wymiotnym. – Dziecko, i ty mu dałaś to wypić? – zapytał skrzywiony. – Tak, ale przecedziłam – powiedział niewinnie Bachor. – Było napisane, żeby przecedzić, to przecedziłam, przez skarpetkę – Jackowi było jeszcze gorzej. – Czystą, tata! – krzyknął Bachor, widząc minę Jacka. – Ale, Zuza, dlaczego? – w dalszym ciągu nie rozumiał. – Skąd ty ten przepis wzięłaś? I na co on miał pomóc? – Tata, z Internetu, a miał pomóc na miłość, no… – zniecierpliwiła się Zuza. – Dzisiaj rano dałam polizać Parysowi. Zaraz zwiał pod piętnastkę. Położył się na wycieraczce i skomlał. Wiesz, tam ta sznaucerka mieszka. Wył do niej, zatem myślę, że się zakochał – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Pomyślałam sobie, że jak na Parysa działa, to muszę na ludziach wypróbować. A ten idiota się porzygał na tornister Karoliny – wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę. – Zuza! – krzyknął tata. – No, naprawdę – Bachor kiwał głową – prawie wszystko wyrzygał. Zmarnował eliksir. – Zuzanko, ale po co ci było, żeby Kacper się w tobie zakochał? – rozmowy tego typu wykańczały Jacka. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet, nawet tych zupełnie małych. – Tata, tu nie chodziło o mnie! – krzyknęła Zuza – ani o Kacpra! To było na próbę! – mówiła dalej podniesionym głosem. – To chodziło o ciebie, tato! Jacka zatkało. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa. Jego córka skorzystała z okazji i ciągnęła dalej. – Bo nie idzie ci z tymi dziewczynami, tato, co jedna to gorsza – powiedziała z miną znawcy. – I pomyślałam sobie, że jak znajdę kogoś odpowiedniego, to dam eliksir i już. I ty się zakochasz, i ona. No, niestety, jeszcze nie spotkałam, ale przecież ty mi zawsze mówisz, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Jacek nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedział, że powinien ukarać córkę za takie zachowanie, a z drugiej strony czuł, że to jego wina. Że coś zaniedbał. Westchnął głęboko i stwierdził, że jadą do Mariackiego zobaczyć „Sąd Ostateczny” Memlinga. Może córka popatrzy i przemyśli pewne sprawy. Wierzył w jej inteligencję. A potem obiecał sobie, że zabierze Zuzę na duże lody. I frytki. I cokolwiek będzie chciała. Cokolwiek.”