“W sposób, jakiego nie uświadamiał sobie aż do teraz, był całkiem samotny. Zawsze był samotny. To jedyna metoda zapewnienia sobie bezpieczeństwa.”
“Samotność jest najgorszą nazwą, jaką umysł ludzki wymyślić zdołał. Samotność nigdy nie jest samotną, towarzyszy jej zawsze cichość.”
“Jakie to smutne, jacy samotni jesteśmy wszyscy ze swoim życiem, ze swoją udręką. Jak mało człowiek wie i jak mało może i ma odwagę zrobić.”
“Może to prawda co mówią Szczęśliwe Mężatki, że jedyni mężczyźni, jacy zostali bez pary, są samotni tylko dlatego, że składają się z jednej wielkiej wady.”
“Nie powinno się iść przez życie samotnie. Wszyscy czasem potrzebujemy pomocy. Bez względu na to, jacy jesteśmy silni. Z niektórymi sytuacjami nie sposób się uporać w pojedynkę.”
“Nikt nie urodził się złym człowiekiem, tak samo jak nikt nie rodzi się samotny. Stajemy się tacy przez wybory, których dokonujemy, i okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć.”
“Jest jakaś doskonałość w życiu, gdy tylko polujesz, jesz i śpisz. [...] Biegaliśmy samotnie, my, jeden wilk, i niczego nam nie brakowało. [...] Nie brakuje czasu temu, kto zawsze żyje w teraźniejszości.”
“Ja przebywam w najpiękniejszym kościele świata, jakim jest natura. Jestem na szczytach gór, czasami samotna, czasami z ludźmi, ale zawsze jest to miejsce, gdzie czuję jego obecność najbardziej.”
“I teraz byłem sam. Siedziałem i wsłuchiwałem się w deszcz. Gdybym umarł, nikt nie uroniłby łzy. Nie żeby mi zależało na płaczu. Ale to aż dziwne, do jakiego stopnia można być samotnym. Cały świat jest pełen takich samotnych starych pierdołów jak ja. Siedzą i słuchają deszczu, zastanawiając się, gdzie się wszystko podziało. Człowiek wie, że jest stary, kiedy zaczyna się zastanawiać, gdzie się wszystko podziało.”
“I teraz byłem sam. Siedziałem i wsłuchiwałem się w deszcz. Gdybym umarł, nikt nie uroniłby łzy. Nie żeby mi zależało na płaczu. Ale to aż dziwne, do jakiego stopnia można być samotnym. Cały świat jest pełen takich samotnych starych pierdołów jak ja. Siedzą i słuchają deszczu, zastanawiając się, gdzie się wszystko podziało. Człowiek wie, że jest stary, kiedy zaczyna się zastanawiać, gdzie się wszystko podziało”
“Niezbyt duża, nawet trochę ciasna izba, bez żadnych wątpliwości należała do samotnego mężczyzny (lub samotnych mężczyzn) - panował w niej bowiem swoisty ład, jakiego nie ścierpi żadna kobieta. Każda rzecz znajdowała się nie tam, gdzie "wypadało", ale tam, gdzie najbardziej była pod ręką. (...) A jednak, pomimo pozorów bałaganu (...)wszystkie należące do gospodarzy przedmioty zawsze były stawiane, wieszane i kładzione dokładnie w tych samych miejscach. Taki bałagan - to ład...”
“Tak, ciągle jestem księdzem. Tak, nie wiem, czy jest Bóg. Być może w niego nie wierzę. Myślę, że moi koledzy, cały Kościół, my wszyscy tego boimy się najbardziej. Nie pedofili, chciwości, nieślubnych dzieci. Tylko tego, że zobaczą, jacy jesteśmy na co dzień. Samotni, odarci z tej "świętości".”
“Miliony twoich braci w rodzinie, jaką jest naród, oraz miliony twoich towarzyszy w partii komunistycznej nie mogą dać ci poczucia bliskości, jakie zapewnia jeden prawdziwy brat czy przyjaciel. Wskutek tego ludzie prowadzą coraz bardziej samotne życie na pospinanej coraz większą liczbą połączeń planecie.”
“Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak, jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas.”
“Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak, jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas. ”
“Odwiedzać można tylko żywą istotę. Jacy ludzie byli śmieszni z tym wymyślaniem słów niosących pociechę, z tym posługiwaniem się pojęciami, które miały mniej boleć. Łudzili się, że jak przychodzą na cmentarz, to umarli ich słyszą, wmawiali sobie, że mogą przysiąść na ławeczce, porozmawiać ze zmarłym, trochę się pożalić i dzięki temu czuli się lepiej. Mniej samotni, mniej opuszczeni, pewnie mniej puści. ”
“Minęła już jedenasta. Samotne spacerowanie ulicami Nowego Jorku o dowolnej porze, a tym bardziej po zmroku, było sprzeczne z zasadami bezpieczeństwa ustanowionymi przez jego zarząd, zrezygnował więc z ponownego włożenia charakterystycznego, pozbawionego podszewki garnituru w stylu zoot ( inspirowanego zespołami ska, które uwielbiał w liceum) oraz z małej skórzanej fedory, która nosił dla złagodzenia dziwnego poczucia obnażenia, jakiego doświadczył po obcięciu dredów, gdy przed piętnastoma laty opuścił Uniwersytet Nowojorski.”
“O moim życiu niewiele miałbym do powiedzenia. Moje dzieciństwo nie znało miłości; moja młodość nie zakosztowała słodkich owoców uniesienia; u progu zaś starości, wiek dojrzały przeminął mi nie pozostawiwszy wspomnień o przyjaźni. Zawsze troszczyłem się tylko o to, żeby z pomocą nie kończących się dziwactw wypełnić pustą lukę, którą brak miłości pozostawił w moim sercu; miejsca wzgardliwie omijane przez czułość nawiedzane bowiem bywają prze plagi kłamstwa, szalbierstwa i okropności. Nawet moja rozkosz nie była niczym innym niż rozwiązlością wyobraźni. Moja gorzka i żałosna krew długo unosił z sobą rzymską występność i popiół Sodomy. Okrutnie oszukany w swoim poszukiwaniu czystej miłości, mściłem się na mojej duszy, plugawiąc własne ciało. Moja haniebna lubieżność spływała na ciało dziecka, jak ścieka z kwiatu odrażająca ślina nagich ślimaków. Szukałem miłości wszędzie, gdzie spodziewałem się ją znaleźć, i pozostawałem samotny w tlumie ślepych i gluchych. Jak wszyscy podróżni miałem jednak tysiąc pospolitych przygód u Dworu, na gościńcu i w oberży.
Odczytywałem legendarną zachłanność, głupotę, i obłudę w najpiękniejszych oczach Europy. Moje serce było puste, moja dusza zwiędła. Jedyna odwaga, jaką poznałem w sobie, polegała na upodleniu; poza rozpustą byłem samą nieśmiałością. Z drżeniem zwracałem sę do kobiet, które trochę później znieważałem w sposób najbardziej brutalny i wynaturzony. Nigdy nie dręczyły mnie ambitne rojenia; byłem niezdolny do pojmowania szczęścia, wielkości czy sławy poza miłością. Obdarzony znakomitym poczuciem porządku i mało wytrwały, lekceważący sobie codzienne sprawy, wahałem się bezustannie między marnotrawstwem a sknerstwem, pragnąc naprawić jedne wady drugimi; kto znał mnie jako rozrzutnika w piątek, zdumiewał się widząc mnie skąpcem w niedzielę. Moja melancholia była zawsze głęboka; umykanie chwil mroziło mi serce.”
“J. Lipiec, Rywalizacja i perfekcja, [w:] Kalokagatia, Kraków 1988, s. 17-21 W całym sporcie, we wszystkich jego dziedzinach dziś uprawianych, a nawet we wszystkich dających się przewidzieć przyszłościowych konkurencjach, w rodzaju dziesięciokilometrowego czołgania się w tunelu ze strzelaniem z łuku do rzutków co jedno okrążenie – a więc w sporcie uprawianym wczoraj, dziś i możliwym jutro, obowiązująca zasada wyczynu ponad przeciętność obejmuje dwa możliwe warianty wyłaniania zwycięzcy i zwycięstwa jako niezbędnego atrybutu każdego wydarzenia sportowego. Pierwszy – poprzez bezpośrednie pokonanie przeciwnika, czyli innego człowieka, innych ludzi. Drugi sposób – to zwycięstwo pośrednie, lecz poprzez bezpośrednie pokonanie granicy pewnej konwencjonalnej i abstrakcyjnej wartości, którą jest zazwyczaj tak zwany rekord, czyli dotychczasowa "najlepszość". Obydwie te formy współżyją ze sobą zgodnie w ramach tego samego zjawiska, jakim jest sport, choć prawdopodobnie wyznaczają inne drogi i inne cele dla gatunku ludzkiego. Nie chodzi, oczywiście, o to, że przebieg konkurencji, w której bliska obecność rozradowanego zwycięzcy i pokonanych współzawodników wyznacza inną dramaturgię zdarzeń, niż samotny bieg długodystansowca po rekord świata, po którego pobiciu wskazówka chronometru ani drgnie z emocji. Rzecz nie w tym, jaki jest konkretny, techniczny mechanizm oceny współzawodników, by spośród nich wyłonić zwycięzcę, niewątpliwie bowiem istnieją poważne różnice między ogłoszeniem zwycięstwa boksera przez nokaut z arytmetycznymi działaniami na wskaźnikach subiektywnych not sędziowskich w tańcach na lodzie. Osiągnięcie zwycięstwa, które jest celem najwyższym, bądź samo tylko pretendowanie do najlepszego rezultatu w sportowej konfrontacji inaczej kształtuje się w przypadkach gdy chodzi o wykazanie przewagi tu i teraz nad rywalami – inaczej zaś, gdy teraźniejszość ustępuje pola innym wymiarom: przeszłości i przyszłości, równocześnie stawiając barierę przyszłym próbom jej pokonania, zupełnie inaczej niż zwycięzca konkretnego biegu, skoku czy walki, którego nazwisko, co prawda, nie zawsze – bo tego nikt mu nie odbierze – zostanie w annałach i czasem w żywej pamięci ludzkiej (symbolem czego jest medal, absolutyzujący dany czyn), ale też naprawdę nie przekracza swym sukcesem pewnej chwili, danego teraz, tego momentu, kiedy właśnie wygrał w obrębie konkretnego wydarzenia. Pokonanie człowieka jest aktem jednorazowym i pod pewnym miejscem pozbawionym miejsca w historii, ponieważ nie ma sposobu, by przenieść dane zwycięstwo, osiągnięte w walce konkretnej, uwarunkowanej miejscem, czasem pogodą, samopoczuciem sportowców, na inny teren, w inny czas, w inny układ determinacji. Zwycięstwo nad drugim człowiekiem odnosi się więc tylko od tej chwili, w której zostało osiągnięte i za nieszkodliwą zabawę fantastów należy uznać na przykład plebiscyt na najwybitniejszego w świecie sportowca roku lub dywagowanie żurnalistów, czy futboliści węgierscy z czasów Puskasa, Bozsika i Koscisa pokonaliby Holandię Cruyffa, Needkensa i Ransenbrincka, bądź tez jak zakończyłby się pojedynek Joe Louis – Muhamed Ali. Osiągnięcie wyniku, który jest wartością wyraźnie określoną – zwykle liczbowo – pozwala natomiast umieścić każdy rezultat, uzyskany kiedykolwiek, gdziekolwiek i przez dowolnego człowieka (byle zostały zachowane pewne elementarne konwencje odnośnie do warunków, sprzętu i sposobu mierzenia) w pewnym ciągu dziejowym, zazwyczaj progresywnym, w którym poszczególne wartości (wyniki) są charakterystycznymi punktami tej skali. Mówiąc jeszcze inaczej: zwyciężając w bezpośredniej walce sportowiec osiąga przewagę nad innymi, tu i teraz zgromadzonymi sportowcami, zwyciężając zaś pośrednio, poprzez uzyskanie wybitnego wyniku osiąga przewagę nad wszystkimi ludźmi, którzy do tej pory próbowali podobnego działania, a także rzuca wyzwanie, każdemu następnemu, zmuszonemu automatycznie do przyjęcia walki nie z rekordzistą, ale z jego abstrakcyjnym tworem, czyli rekordem. Rozróżnienie to – występujące notabene nie tylko w sporcie, ale w wielu innych dziedzinach aktywności ludzkiej – pozwala właśnie na najjaskrawszym przykładzie, jakim jest sport, ukazać dwie tendencje uzewnętrzniania się stosunków między ludźmi. Jedna tendencja, którą nazwiemy rywalizacyjną, polega na tym, że człowiek swą wartość usiłuje określić poprzez wielokrotne, ale zawsze zorientowane na konkretne tu i teraz przyrównywanie się do pewnego konkretnego innego człowieka. Druga tendencja, mająca charakter perfekcjonistyczny, na dalszym planie zostawia postu lat bycia lepszym od kogoś innego, natomiast koncentruje się na wysiłku bycia lepszym od siebie samego, czyli od takiego, jakim się było uprzednio. Obie tendencje wyznaczają w założeniu nie kończący się nigdy program przyszłościowy: tendencja rywalizacyjna w ciągłym poszukiwaniu przeciwników, by się do nich przyrównać i pokazać, że się nad nimi góruje; tendencja perfekcjonistyczna w stawianiu sobie coraz wyższych wymagań, stałym przekraczaniem pułapu osiąganych uprzednio rezultatów. Rywalizacjonizm i perfekcjonizm dysponują tez – wedle swych skal wartości – różnymi granicami swych programów; dla pierwszego granicą tą jest być lepszym od wszystkich, dla drugiego – być po prostu bardzo dobrym, tak dobrym, jak to leży w możliwościach ludzkich. W rozwoju ludzkości – a więc w skali daleko szerszej niż wyznacza to rozwój człowieka Wyczynu Sportowego – obie te tendencje przeplatały się wzajemnie, żeby nie rzecz wprost: warunkowały się dialektycznie. Wydaje sie jednak, iż skoro zasadne jest przyjęcie samego rozróżnienia owych tendencji, to należy stwierdzić, że choć ruch społeczny w ogóle wykazuje głównie cechy rywalizacyjne, to rozwój w swej osnowie ma i musi mieć charakter perfekcjonistyczny, doskonalący. W rozwoju techniki produkcyjnej można to wykazać wprost: w gruncie rzeczy nie chodzi o to, by mieć urządzenia tylko lepsze od cudzych, ale mieć je najzwyczajniej dobrymi, sprawnymi, skutecznymi (i oczywiście lepszymi od swoich własnych dotychczasowych). W rozwoju swej osobniczej świadomości człowiekowi nie może na serio zależeć, by np. wiedzę matematyczną miał lepszą od kolegów w klasie, lecz by matematykę pojął jasno i wyraźnie. Ludziom pragnącym osiągnąć powiedzmy szczęście, spokój, szacunek nie może zależeć, by być tylko szczęśliwszymi od innych, spokojniejszymi i mniej deptanymi w swej godności, lecz aby mieć po prostu szczęśliwe, harmonijne i udane życie.”
“I otóż nie ma takiej możliwości, żeby wszystkie pary się parowały. Zawsze – ale to zawsze – zostaje jakaś samotnica. Albo samotnice, których partnerzy zbiegli. Zniknęli na zawsze. Rozpłynęli się w powietrzu. Jak mgła albo sen jaki złoty. Samotna czerwona patrzy na czarną w żółte kropki z wyrzutem i nigdy już nie będzie tak samo. Tamtym się udało, im nie.”