Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "kusta nad przy", znaleziono 52

Sa­mot­ność jest gor­sza od śmier­ci, po­my­śla­ła.
Czuł się jak autor po­wie­ści kry­mi­nal­nych, który wy­my­ślił sobie trzy głów­ne wątki fa­bu­lar­ne i w cza­sie pi­sa­nia po­dej­mo­wał nie­udol­ne próby spię­cia ich wszyst­kich ze sobą. O pi­sa­niu nie miał bla­de­go po­ję­cia, ale o kom­pli­ko­wa­niu sobie życia już tak.
Prze­moc nigdy nie była, nie jest i nie bę­dzie roz­wią­za­niem. Za­pa­mię­taj to, chło­pie.
– Ze­msta, w ta­kich spra­wach za­wsze cho­dzi o ze­mstę. – (...) – Kiedy ona za­czy­na do­cho­dzić do głosu, to lu­dzie, któ­rzy mają coś na su­mie­niu, za­czy­na­ją uspra­wie­dli­wiać wy­rzą­dzo­ne przez sie­bie zło. Boją się jej. Boją się praw­dy, która wy­pły­wa na po­wierzch­nię. Boją się kary, którą będą mu­sie­li po­nieść. Stają się ofia­ra­mi, ma­rio­net­ka­mi w rę­kach katów pra­gną­cych spra­wie­dli­wo­ści, dla któ­rych ich oso­bi­ste krzyw­dy są naj­waż­niej­sze. Ze­msta jest całym ich ży­ciem. Oni nią od­dy­cha­ją, kąpią się w jej opa­rach i śnią o niej po no­cach. Ofia­ra i kat to prze­ciw­ni­cy, któ­rzy mają tyle samo racji, ile błęd­ne­go my­śle­nia. Każde z nich pra­gnie udo­wod­nić świa­tu, że praw­da leży po jego stro­nie. A to wie­rut­ne kłam­stwo, bo ona za­wsze, ale to za­wsze leży po­środ­ku.
– So­bo­ta – mruk­nę­ła nie­wy­raź­nie. Nie lu­bi­ła week­en­dów. Wszyst­kie złe rze­czy, które dotąd spo­ty­ka­ły ją w życiu, dzia­ły się za­wsze na ko­niec ty­go­dnia. Kosz­mar­ne zda­rze­nie w dzie­ciń­stwie i za­gi­nię­cie męż­czy­zny, któ­re­go ko­cha­ła całym ser­cem, także. Chcia­ła­by mieć cza­ro­dziej­ską różdż­kę, aby prze­nieść tego pecha na po­nie­dzia­łek. To był dzień, któ­re­go nie ak­cep­to­wał żaden nor­mal­ny czło­wiek i zrzu­cał na niego wszyst­kie ży­cio­we nie­po­wo­dze­nia. Jak na złość jej zo­sta­ła przy­pi­sa­na so­bo­ta i nie­dzie­la.
Od naj­młod­szych lat nie lu­bi­ła mar­no­wać swo­je­go cen­ne­go czasu na spa­nie. Uwa­ża­ła, że noc to naj­lep­sza pora na wy­ko­ny­wa­nie czyn­no­ści, na które nie star­cza czasu w ciągu dnia.
Tak, miał swoje za­sa­dy, któ­rych nie po­tra­fił zła­mać, ale miał też takie, które łamał każ­de­go dnia.
Pa­mię­taj, nie bój się śmier­ci, ale rób wszyst­ko, aby nie wpaść w jej łap­ska.
Jeśli ktoś był ofia­rą, to bę­dzie umiał być też katem. Je­że­li ktoś jest katem, to bę­dzie też ofia­rą.
Wszyst­ko jest do ja­kie­goś czasu, aż potem bach! Kró­lo­wi spada ko­ro­na, a tron pło­nie.
Ale wiedziałem na pewno, że ma znajomości, w ostatnim czasie wznowił nawet dawne stosunki w sferze towarzyskiej, które zaniedbał poprzedniego roku. Zdaje się jednak, że niezbyt go kusiły i wiele z nich wznowił tylko formalnie, a wolał chodzić do mnie.
Zrozumiałe, że nie wolno kusić losu, że trzeba myśleć profilaktycznie, unikać potencjalnie niebezpiecznych miejsc czy sytuacji, ale to powinno się robić zawsze. Wiadomo również, że zawsze zdarzają się jakieś incydenty, ale to są wypadki, a nie norma.
Malediwy kusiły turkusowymi wodami Oceanu Indyjskiego, błękitnymi lagunami oraz gracją smukłych palm kokosowych, które strzelały ku bezchmurnemu niebu lub pochylały się wdzięcznie w stronę rozbijających się o brzeg łagodnych fal.
- Perspektywa małżeństwa nigdy cię nie kusiła, staruszku? - zapytał Wojna.
NIE, ABSOLUTNIE. W ŻADNYM RAZIE.
- Dlaczego nie?
Śmierć zakłopotał się trochę. To jakby spytać mur z cegieł, co myśli o dentystyce. Takie pytanie nie miało sensu, więc je zignorował.
Ludzie nie potrzebowali demonów czających się pod łóżkiem i czyhających, by podszeptami kusić, aby ostatecznie zaciągnąć swoją ofiarę do piekła. Mając taki sam potencjał do tego, co dobre i złe, ludzie mocno pracowali, by stać się swoim najgorszym koszmarem [...]
W głowie liczyłam, ile powinnam przebiec dzisiaj kilometrów w ramach wieczornego treningu, żeby wyrzucić ten piekielny obraz z głowy. Kusił jak sam diabeł, a ja byłam jak te jego wojskowe miny. Jeden zły ruch i bum - eksplozja.
[…]Pacjenci są tylko hołotą. Jedyną rzecz, do której pacjenci się nadają jest pomóc psychoanalitykowi utrzymać się i dostarczyć materiału do teorii. Jasne, że nie potrafimy im pomóc. To jest terapeutyczny nihilizm. Niemniej kusimy pacjentów, ukrywając te wątpliwości i wzmacniając ich nadzieję na wyzdrowienie. -Zygmunt Freud
Aż nauczyła się milczeć nawet wtedy, gdy rzeźbił oparzenie trzeciego stopnia na jej udzie. Że Dusił ją podczas seksu.(...) A jej się to podobało. Nie dlatego, że brak tlenu wzmagał podniecenie (...), ale dlatego, że przez tych kilka chwil pozwalała sobie na fantazjowanie o własnej śmierci. To kusiło, to była jej nadzieja na ucieczkę.
-(...) Wiem, że jako rusałki musicie wabić mężczyzn, kusić ich, a potem sprowadzać na nich żądze.
-Sami sobie sprowadzają. My tylko jesteśmy ładne. Nawet nie trzeba się za bardzo starać. Większość z nich to idioci. Wystarczy kilka komplementów i pół cycka na wierzchu, a oni lecą, jakby boga za nogi złapali.
Nasze żywione na jawie pragnienie kształtowania świata według naszej woli wywołuje mnóstwo paradoksów i trudności. Wszystko, co znajduje się pod ludzką kuratelą, dosłownie kipi od wewnętrznego niepokoju. Lecz w snach znajdujemy się w ogromnej demokracji możliwości i słusznie jesteśmy w tych snach pielgrzymami. Tam bowiem wędrujemy na spotkanie tego, co spotkamy.
– Tak zrobię. – Miałam ogromną nadzieję, że się nie myli. Choć intuicja podpowiadała mi coś przeciwnego. – A kiedy mówiłeś, że mam go wziąć… tego twojego Krzysia, to miałeś na myśli to, co myślę, że miałeś? – Chciałam trochę rozbawić Franciszka. Najwyraźniej ta afera mocno nim wstrząsnęła.
– Ani mi się waż! To dobry chłopak. A ty jesteś pyskatą zołzą. Wpieprzyłabyś go jak kurczaka z KFC, nie zostałyby nawet kosteczki…
Mimo groźnego tonu wiedziałam, że jest ze mnie bardzo dumny.
– Ja? – oburzyłam się na niby.
– Tak, ty, franco. Ale i tak cię uwielbiam. Wpadnij do nas na obiad, matka się ucieszy.
– Niemal widziałam jego dobrotliwy uśmiech. – Rolada, kluski i modro kapusta – kusił.
"-Jeśli wygram - oświadczył, jakby nie przyjmując do wiadomości odmowy - powiesz
Elliotowi, że coś ci wypadło. Powiesz, że jesteś zajęta do końca wieczoru.
Był tak arogancki, że nie mogłam się opanować:
- A jeżeli ja wygram?
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Bez obawy.
Zanim zdążyłam się opanować, walnęłam go w ramię.
- Uważaj - szepnął. - Bo jeszcze pomyślą, że flirtujemy.
Chętnie bym sobie dokopała, bo właśnie to robiliśmy. Ale cała ta akcja wyszła od
niego - nie ode innie. W bliskim kontakcie z Patchem doznawałam dziwnej polaryzacji
pragnień. Bo jakaś cząstka mnie chciała uciekać przed nim z wrzaskiem: „Pali się!”. A inną,
bardziej lekkomyślną cząstkę nęciła potrzeba sprawdzenia, jak bardzo mogę się do niego
zbliżyć i... nie spłonąć.
- Jedna partyjka bilardu - kusił."
© 2007 - 2025 nakanapie.pl