Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz disa", znaleziono 128

Można być zakochanym, a mimo to czuć się niesamowicie samotnie.
Bez smutku nie może istnieć szczęście, co znaczy, że stan wiecznej szczęśliwości tak naprawdę nie będzie tak błogi. Prawdę powiedziawszy, to byłby irytujący. Nic, czego można pragnąć, nic, czego można wyczekiwać, nic do roboty.
Dążąc do normalności, będziemy ignorować to, co musimy ignorować. Będziemy tuszować to, co musimy tuszować. I będziemy lekceważyć wszystko, co musimy lekceważyć, abyśmy mogli podtrzymywać iluzję perfekcyjnie wyregulowanego szczęścia.
Człowiek nie musi znać wszystkich odpowiedzi. Wystarczy by miał dość odwagi, by spróbować.
Zastanawiała się czy to możliwe, a co więcej, normalne, żeby dwadzieścia lat życia spędzić u boku, kogo chwilami kochasz bardziej niż siebie samą, a chwilami nienawidzisz tak mocno, że masz ochotę wziąć nową żeliwna patelnię i zdzielić go przez głowę.
Nie chowaj się po ciemnych kątach, bo jesteś jak promień słońca.
A kiedy zaczęła czekać na jego głos w słuchawce, na dotyk jego ręki, zniknął z jej życia. Oni wszyscy tak robią, prawda?
Ilu ludzi troszczy się o was tak naprawdę? I nie chodzi mi o tych, z którymi miło jest przebywać, a także nie o tych, których kochacie i którym wierzycie. Ale ludzi, którzy dobrze się czują, kiedy jesteście szczęśliwi i odnosicie sukcesy, a źle, kiedy wam się nie układa, albo przechodzicie trudny okres, ludzi, którzy na chwilę zboczą ze swojego szlaku życiowego, żeby wam pomóc. Niewielu jest takich.
Jego obecność zahipnotyzowała mnie. Nagle wrosłam w to miejsce jak otaczające mnie drzewa.
Ktoś po­wi­nien po­wie­dzieć wszyst­kim uro­czym oso­bom po­kro­ju He­ather, żeby nie zwie­rza­ły się tak ocho­czo obcym. Żeby nie mó­wi­ły im o naj­bar­dziej pry­wat­nych spra­wach. Nie pu­bli­ko­wa­ły na Fa­ce­bo­oku każ­de­go oso­bi­ste­go dro­bia­zgu. Nawet ci przez myśl nie przej­dzie, kto może użyć tych in­for­ma­cji prze­ciw­ko tobie.
Każdy za­słu­gu­je na drugą szan­sę, na trze­cią nie za­słu­gu­je nikt.
Mi­łość do cie­bie spra­wia­ła, że bo­la­ły mnie kości, hu­cza­ło w gło­wie, mro­wi­ło w koń­czy­nach i strasz­li­we, ol­brzy­mie po­czu­cie cudu ist­nie­nia wy­peł­nia­ło całe moje ciało.
Jej ból nie jest emo­cją, ale pier­wot­nym krzy­kiem. Prze­szy­wa na wskroś, nie spo­sób go znieść. Wi­dzia­łam w życiu wiele ro­dza­jów udrę­ki, ale żadna nie była tak strasz­na jak ta.
Jej ból nie jest emo­cją, ale pier­wot­nym krzy­kiem. Prze­szy­wa na wskroś, nie spo­sób go znieść. Wi­dzia­łam w życiu wiele ro­dza­jów udrę­ki, ale żadna nie była tak strasz­na jak ta.
Nie po­no­sisz od­po­wie­dzial­no­ści za to, co zda­rzy­ło się przed twoim uro­dze­niem. Ale od­po­wia­dasz za to, żeby nie po­wtó­rzy­ło się to w przy­szło­ści.
Puścił się biegiem, a ja stałam i wpatrywałam się w morze ze wzbierającą we mnie tak dobrze znaną tęsknotą. Ten bezkres zdominował moje życie. Zawsze mnie urzekał. Był tak nieskończony, że ledwo wierzyłam rybakom, gdy opowiadali o tym, co dzieje się tam, gdzie fiord łączy się z otwartym morzem.
Skryłam się w Obrazie, licząc, że ona nie zobaczy, kim się stałam. Czasami wciąż mi się to udawało. Jeśli zamknęłam oczy i pomyślałam o poziomkach, czułam nitki rozdartej sukni łaskoczące moje nagie ramię, kiedy pędzel Herr Heyerdahla omiatał paletę i muskał płótno.
Już na dworze ośmieliłam się wypowiedzieć jego nazwisko. Stąpałam ciężko, by zagłuszyć swój głos. Najpierw cicho wyszeptałam te dwa ociekające niegodziwością słowa, a potem powiedziałam na głos:
- Edvard Munch.
Ów portret wiernie mnie przedstawiał. Za zlewających się błękitów i żółci wyłaniała się zaniedbana dziewczynka w niechlujnej sukience, której fałdy i załamania pogłębiał cień.
Poziomki będą jeszcze niedojrzałe, twarde i oporne dla palców niczym małe białe piąstki. Natura wymieszała już kolory, lecz nie przelała ich jeszcze na płótno.
Uro­dził się, żeby być Pi­cas­sem, ale ktoś mu sprząt­nął ro­bo­tę sprzed nosa, dla­te­go z pasją oddał się na­ucza­niu pla­sty­ki.
Ja je­stem po pro­stu sobą. I wy­star­czam sama sobie. Kiedy pró­bu­ję się do­pa­so­wać, do­sto­so­wać, zmie­nić w kogoś, kim zda­niem in­nych po­win­nam być, robić coś, co zda­niem in­nych po­win­nam robić, pra­gnąć rze­czy, któ­rych zda­niem in­nych po­win­nam pra­gnąć… Je­stem sobą – po­wta­rzam. – I wy­star­czam sama sobie.
Lu­dzie od za­wsze za­sta­na­wia­ją się, czy zło bie­rze się z genów, czy z wy­cho­wa­nia.
Niosłabym każdą liczbę ukąszeń, cierni i ran, byle tylko móc zbierać teraz owoce. Tęskniłam do moich krzaków i przeklinałam matkę za to, że wysłała mnie do Ihlenów, próbując przemienić w kogoś, kim nie byłam i nigdy nie będę.
Tullik i Munch w naturalny sposób ciągnęli ku sobie, ja zaś starałam się iść parę kroków za nimi. Ich rozmowa nie toczyła się wartko, lecz chwile milczenia nie wywoływały skrępowania i Munch zdawał się odprężony w jej towarzystwie.
Każdy z tych obrazów był okruchem życia. Te postaci nie pozowały jak modele. Były ledwie świadome obecności podpatrującego je malarza. Robiły to, co zwykle, w swoim naturalnym otoczeniu. Pozostawały autentyczne i niewzruszone.
Obrazy wciąż stały na dworze oparte o ścianę pracowni. Ciemną postać kobiety wciąż niepokoił jej cień, a wzrok ciężarnej kobiety z wiśniami wciąż pozostawał nieobecny.
To miejsce w mojej głowie - jasne, świeże i niezagracone - było jedynym miejscem w moim życiu przystającym do zasad głoszonych przez moją matkę.
Nie nawykłam do zwyczajów panujących w wyższych sferach i z trudnością nadążałam za rozkładem dnia domowników.
Prawda często wydaje się wulgarna. Za to kłamstwa czasami świecą jak gwiazdy na niebie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl