Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lezka do lat", znaleziono 8

"Wiem, że my z kolei żyjemy na krawędzi. Ale przynajmniej lejce trzymamy w dłoniach".
Babcia mówi na mnie "Lenka". Tak naprawdę to mam głupie imię, Leonarda, i mama, jak jest na mnie zła, to właśnie tak na mnie woła.
(...)
Mama, jak nie jest na mnie zła, mówi "Lena", a tata "Chodź No Tu". Już nie powiem, jak przezywają mnie w szkole... I tylko babcia nazywa mnie Lenką. I za to ją jeszcze bardziej kocham.
Nie można mierzyć wszystkich swoją miarą. Na ludzi, których kochałam, mam miarę inną." Lenka Dubcek.
‘Jasne, mam prawie trzydzieści lat, jestem taka dorosła i dzielna, mam w dupie, co powie ojciec, a jednak boję się i jego, i matki, jakbym wciąż była małą przestraszoną Lenką.’
Oto ja. Władca Tygrysiego Tronu, Płomienisty Sztandar, Pan Światła i Pierwszy Jeździec, Trzymający lejce, wędrujący obok wozu z łysą pokaleczona głową, pryszczaty z Kysaldym, adept Podziemnej Matki. Cofnięty umysłowo niemowa. To ja.
Bóg umarł. Jeśli kiedykolwiek istniał, to ci, którzy mieszają religię do polityki, skutecznie go zgładzili. Teraz wzięli się za kobiety. To przecież one trzymają lejce. Nadają ton, wyznaczają trendy. Kobiety stanowią barometr życia mężczyzny. Są jak wybitny rozgrywający na boisku piłkarskim. Wiedzą, kiedy przycisnąć i zmienić stronę, regulują tempo. Niestety, kiedy jest się stetryczałym satrapą i mizoginem z napuszonym kotem na kolanach, można coś przeoczyć.
Czas – prze­ciąg. Albo: czas – ogrom bez­li­to­sne­go po­wie­trza, co mnie gnało i gnało, pło­wi­ło barwy i wy­wie­wa­ło wspo­mnie­nia; kon­se­kwent­nie wy­wie­wa­ło ze mnie tu i teraz. Ro­bi­ło z po­nie­dział­ków piąt­ki, so­bo­ty roz­dy­go­ta­ne cze­ka­niem na wie­czór, trwa­ją­ce kilka chwil nie­dzie­le. Zmie­nia­ło oszro­nio­ne po­licz­ki w struż­kę potu mię­dzy pier­sia­mi, gdy nagle po­czą­tek czerw­ca i stoję ści­śnię­ta mię­dzy ludź­mi w chy­bo­czą­cym się na szy­nach tram­wa­ju. Za­my­kam oczy, liczę do dzie­się­ciu, wdech, do trzy­dzie­stu liczę i myślę tylko, żeby nie ze­mdleć, nie ze­mdleć, nie paść tru­pem na lepką od brudu tram­wa­jo­wą pod­ło­gę.
– Ja... Ja nie chciałem. Musiałem to zrobić. Nie miałem wyjścia – odpowiedział, czując, że
obraz przed jego oczyma wiruje na tyle mocno i nieprzyjemnie, że z trudem utrzymuje równowagę.
Gdy do ust podeszła mu zawartość żołądka, Thomas wypluł wymiociny tuż pod własne nogi,
po czym wytarł twarz zewnętrzną częścią dłoni. Rozpoznając znajdującą się na języku oraz zębach
lepką warstwę gorącej krwi, poczuł obrzydzenie.
– Nie musiałeś. Ty po prostu tego chciałeś – głos Johnny’ego dotarł do jego uszu zza
pleców, z kolei postać, za którą jeszcze przed kilkoma minutami podążał, niemal zupełnie zniknęła we
mgle.
Thomas ruszył bez wahania naprzód. Od tej chwili biegł tuż za nieznajomym cieniem. Wciąż
nie potrafiąc przybliżyć się do niego – otępiały i odurzony unoszącą się w powietrzu trucizną –
potykał się o własne nogi. Czując ból już nie tylko w czaszce, lecz także i w każdej cząstce drżącego z
wyziębienia ciała, tracił wszelkie siły. Tracił również poczucie, że zdoła wydostać się z pułapki.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl