Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lodzki duszy a", znaleziono 20

Na świecie jest wiele istot, które żywią się ludzkimi duszami, a demony wcale nie są najgorsze z nich.
Pośpiech źle wpływa na duszę, a jej nieustanny niepokój wpędza organizm ludzki w chorobę.
Dwoje ludzi patrzy na to samo, a widzi dwie różne rzeczy – oto niezgłębiona tajemnica ludzkiej duszy.
Dwoje ludzi patrzy na to samo, a widzi dwie różne rzeczy – oto niezgłębiona tajemnica ludzkiej duszy.
A i to trzeba powiedzieć jako smutną i twardą prawdę, że gdy raz występek uczyni wyłom w duszy ludzkiej, nic jej już nie zdoła naprawić w tym ziemskim życiu.
Prorok doskonałe rozumiał niekczemna duszę motłochu, a słysząc wspólny wrzask, zdał sobie sprawę, że żadna ludzka moc nie potrafi nakłonić zebranych do zmiany zdania.
Urządzenia cyfrowe zabierają zbyt dużą część naszej osobowości, pożerają ludzką duszę, a w zamian niepostrzeżenie przerabiają nas na jedno kopyto, jednocześnie dając nam złudzenie, że każde z nas jest wyjątkowe, chociaż to nieprawda.
Ludzkie związki stanowią dla społeczeństwa najbardziej zaskakującą i brutalną formę rozrywki. Z dogrywki piłkarskiej większość potrafi zrobić rodzaj towarzyskich porachunków. A jednak samotne dusze wciąż tych związków szukają, wciąż do nich lgną, trapią się nimi i walczą o nie oraz opłakują ich utratę.
Wszystko, czego już nie ma, wszystko, co jest, wszystko, co będzie, to się znajduje w książkach (...). A kiedym ja się dziwił bardzo, ojciec pokazał mi kartkę, na której różne znaczki były i powiedział mi, że za pomocą tych znaczków mogę kiedyś wiedzieć, co robili umarli, słyszeć, o czym mówiono najdalej lub najdawniej, widzieć aż po krańce ziemi i nieba, aż po głębię duszy ludzkiej.
A miłosierdzie mówi nam, że w świecie obecna jest miłość, że wszystko sprowadza się do elementarnej cząstki, na którą możemy liczyć: do daru miłości. "Iskra miłości może się rozpalić w duszy, nadając sens życiu". A miłosierdzie daje znać o sobie w zetknięciu z cierpieniem, krzywdą, ubóstwem, z ludzką kondycją, która na różne sposoby ujawnia ograniczoność i słabość człowieka.
Co takiego sprawiało, że ta ludzka miłość przemawiała do mnie silniej niż miłość mojego gatunku? Czy to, że była zaborcza i kapryśna? Dusze dzieliły się miłością i serdecznością ze wszystkimi. Może byłam spragniona większego wyzwania? Miłość ludzka była trochę nieobliczalna, nie rządziła się wyraźnymi regułami – czasem dostawałam ją za nic, tak jak od Jamiego, czasem musiałam na nią ciężko zapracować, tak jak u Iana, a czasem była po prostu nieosiągalna i łamała mi serce, tak jak moje uczucie do Jareda.
Dwoista istota Chrystusa, ta ludzka, nadludzka tęsknota człowieka do Boga, zawsze była dla mnie niezbadaną tajemnicą. Największą moją udręką, źródłem wszystkich radości i smutków już od młodych lat, była ta właśnie nieustanna, bezlitosna walka ducha z ciałem, a dusza moja jest areną, na której obie te armie spotykają się i ścierają ze sobą.
Dwoista istota Chrystusa, ta ludzka, nadludzka tęsknota człowieka do Boga, zawsze była dla mnie niezbadaną tajemnicą. Największą moją udręką, źródłem wszystkich radości i smutków już od młodych lat, była ta właśnie nieustanna, bezlitosna walka ducha z ciałem, a dusza moja jest areną, na której obie te armie spotykają się i ścierają ze sobą.
Może dusza człowieka to nic innego, tylko elektryczne impulsy składające się na jego osobowość, oddzielone od ciała w chwili śmierci, ale wciąż stanowiące jedność, wciąż funkcjonujące jako ludzki umysł? A skoro umysł zawiera również wzorzec ciała, czy nie jest możliwe, że od czasu do czasu ciało ukazuje się w postaci migoczących, niematerialnych, elektrycznych wyładowań?
Jestem bydlęciem, czy nie widzisz, jestem bydlęciem. Nie znam słów, nie nauczyli mnie słów, nie umiem myśleć, te ścierwa nie nauczyły mnie myśleć. Ale jeśli naprawdę taki jesteś... wszechmogący, wszechmocny, wszechwiedzący... zrozum! Zajrzyj w moją duszę, a wiem, że tam jest wszystko, czego potrzebujesz. Powinno być. Nigdy nikomu nie sprzedałem duszy! Jest moja, ludzka! Wydobądź ze mnie wszystko, czego chcę, przecież to niemożliwe, żebym chciał źle!... Niech wszystko piekło pochłonie, przecież nie potrafię wymyślić nic innego prócz tych jego słów - SZCZĘŚCIE DLA WSZYSTKICH, ZA DARMO! I NIECH NIKT NIE ODEJDZIE ZAWIEDZIONY!
Bywa, że kiedy obcuję z istotami ludzkimi, bez względu na to, czy są to dobrzy ludzie, czy łobuzy, moje zmysły ulegają przeciążeniu i wyłączają się. Nic nie mogę na to poradzić. Jestem uprzejmy. Potakuję. Udaję, że rozumiem, bo nie chcę robić przykrości rozmówcy. Ta właśnie słabość przysparza mi najwięcej kłopotów. Kiedy usiłuję być miły dla bliźnich, przypłacam to starciem mojej duszy na papkę. Nieważne. Mózg się odłącza. Słucham. Reaguję. A oni są zbyt tępi, żeby zauważyć, że mnie w ogóle nie ma.
Dziadek wyjmował zza pazuchy skrzypce i zaczynał grać. Matka siadała przy piecu, ojciec się zamyślał, a ja, sześcioletni brzdąc, obejmowałem kozę Walę za szyję i w łóżku słuchałem tych niesamowitych dźwięków, które były pieśnią, tęsknym wołaniem, lamentem, otwieraniem słonecznej drogi, wzlotem na szczyt gór i chórem anielskim zstępującym pod strzechy, by nieść radość duszy. Cóż to była za muzyka! Co za granie! Wszystko w nim było: płacz, szlochanie, jęki cierpiących i radość życia, pełnia szczęścia i nieskończoność ludzkiej egzystencji.
Ludzkie życie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady. Wszystko wokół nas wiruje - praca, rodzina, przyjaciele, kochankowie... chciałoby się krzyknąć "STOP", rozejrzeć się, zmienić porządek paru rzeczy, a potem znowu ruszyć.
Nie mogę odnaleźć Boga w sobie, ani siebie w Nim, jeśli nie zdobędę się na odważne spojrzenie w twarz Temu, kim rzeczywiście jestem, z całą moją słabością i nie przyjmę innych takich, jacy są — z wszystkimi ich ograniczeniami. Odpowiedź religii nie jest naprawdę religijna, jeżeli nie odpowiada rzeczywistości; ucieczka jest rozwiązaniem podyktowanym przez zabobon.
[...]
Istnieje jednak duchowy egoizm, który potrafi zatruć nawet dobry uczynek dawania czegoś innym. Dobra duchowe są cenniejsze od materialnych i moja samolubna miłość może także znaleźć wyraz w pozbywaniu się dóbr doczesnych na użytek bliźniego. Jeżeli mój dar zmierza do przywiązania go do siebie; nałożenia na niego długu wdzięczności lub wywarcia duchowej tyranii na jego duszę, to okazując mu miłość, w rzeczywistości kocham jedynie siebie samego. Jest to nawet większy i bardziej przewrotny rodzaj egoizmu, gdyż handluje nie ciałem i krwią, ale duszami innych ludzi.
[...]
Jest więc rzeczą największej wagi, żebyśmy zgodzili się żyć nie dla siebie — tylko dla innych ludzi. Jeżeli to zrobimy, to przede wszystkim będziemy umieli spojrzeć w twarz naszym możliwościom i zgodzić się na ich granice. Dopóki się skrycie uwielbiamy, nasze braki nie przestają nas dręczyć poczuciem rzekomego upośledzenia. Ale kiedy zaczniemy żyć dla innych, przekonujemy się stopniowo, że nikt nie spodziewa się po nas, żebyśmy byli "jako bogowie". Zobaczymy, że — tak jak wszyscy — mamy naturę ludzką, a więc jej słabości i braki, i że te nasze ograniczenia grają bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bo właśnie z powodu nich potrzebujemy innych ludzi, a oni nas. Nic wszyscy mamy te same słabe strony, zastępujemy się więc i dopełniamy wzajemnie, każdy z nas dając właśnie to, czego brakuje drugiemu.
Boisz się mnie? – zapytał tym swoim uwodzicielskim, śpiewnym głosem. - A powinnam? – Teraz to ona wyciągnęła ku niemu dłoń. Nie cofnął się przed jej dotykiem, chociaż początkowo miał taki zamiar. Pozwolił, aby musnęła jego twarz, aby odgarnęła mu z czoła niesforne kosmyki. Od lat nikt go nie dotykał, nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć, ale dotyk tej dziewczyny sprawiał mu przyjemność, dawał mu namiastkę czegoś ludzkiego, czegoś, o czym już prawie zapomniał. Chciał powiedzieć jej, że powinna uciekać, że powinna natychmiast wyjechać stąd, zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu, gdzie by jej nie wytropił. Gdyby tak jednak się stało, wiedział, że przez resztę życia szukał by jej i nic by nie mogło go zatrzymać. To, co przepowiedziała Caroline, stało się faktem i oto miał przed sobą dziewczynę, która trzymała w swoich dłoniach jego los. Elizabeth czekała na odpowiedź, ale ponieważ jej nie otrzymała, ponowiła swoje pytanie. – A powinnam? Przecież to ty uratowałeś mi życie. Musisz być dobrym człowiekiem. Zaśmiał się krótko, tak jakoś nienaturalnie, ale mogłaby przysiąc, że jego twarz rozpogodziła się, już nie była taka posągowa. - Człowiekiem? Dobrym? - powtórzył z niedowierzaniem, tak jakby jeszcze raz chciał usłyszeć te wyrazy. – Odkąd tylko istnieję, nie słyszałem, aby ktoś mnie tak nazwał. – Znowu spoważniał. - Dla mnie jesteś najwspanialszym bohaterem – zapewniła gorąco. – Naprawdę jestem wdzięczna losowi, że postawił cię na mojej drodze. - Nie powinienem tu być. – Odsunął się od niej i potrząsną głową. Jego czarne włosy dziś nie były związane w kucyk. Swobodnie okalały jego smutną twarz i opadały na ramiona. Chciał się wycofać, ale powstrzymała go. - Zostań. – To była prośba, której nie mógł odmówić. Wahał się jeszcze przez chwilę - odejść było łatwiej niż zostać. Odchodząc, dalej pozostałby sobą, zostając, skazywał się na męki… Siebie i ją. Nie mógł jednak jej zostawić. Ta dziewczyna była częścią jego duszy, człowieczeństwem, które myślał, że stracił bezpowrotnie. Już sam fakt, że stał tu przy niej, że uratował ją wcześniej, że rozmawiał z jej bratem… Tyle osób go widziało i wszystkie nadal żyły. Zazwyczaj jego twarz była ostatnią rzeczą, jaką człowiek widział przed wydaniem ostatniego tchnienia.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl