Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lub o dmitry", znaleziono 19

Tylko klej wali po gło­wie moc­niej od mi­ło­ści – ale klej trze­ba jesz­cze zdo­być, a mi­łość za­wsze jest na wy­cią­gnię­cie ręki.
"Ale to nic, najważniejsze jest tutaj - wskazał na swoją pierś - najważniejsze jest to, co się dzieje w środku, a nie na zewnątrz. Najważniejsze to w sercu być tym samym człowiekiem, nie upaść, a okoliczności... czort, za przeproszeniem, z okolicznościami!"
- Boże, jaki piękny świat zniszczyliśmy...
Systemu nie pokonasz, ale można stać się niewidzialnym i on o tobie zapomni.
Nadzieja jest jak krew. Dopóki płynie w twoich żyłach, żyjesz. Chcę mieć nadzieję.
Człowiek w ogóle tak potrafi: zastąpić realne iluzją. I żyć w całkowicie wymyślonym świecie. To w zasadzie przydatna cecha.
Łatwo podjąć decyzję, trudno się zdecydować.
To było jak poród. Moskwa była jak kobieta, która sama już umarła, ale w jej kamieniejących wnętrznościach tkwiły jeszcze żywe dzieci. i chciały się urodzić, i płakały tam w środku. Ale Moskwa nikogo więcej nie wpuściła. Zacisnęła swoją betonową pizdę i zdusiła wszystkie swoje dzieci, te skończyły się męczyć i ucichły, wciąż nienarodzone.
Mgła jest oddechem rzeki: powolnej, spienionej, chorej.
[...] myślałem, że zabić to nic strasznego, a okazuje się, że zabijając innych, zabijasz i siebie, i egzystujesz dalej jak martwy ząb, i z mijanymi dniami nie robi mi się lżej, mamo.
Wódki nie wolno pić samemu, ona przebija człowiekowi błonkę między rozumem a obłędem, który u każdego człowieka kryje się w specjalnym pęcherzu, jak żółć. Przesączy się ciemna żółć i wyżre mu całe wnętrzności.
Śmierć na trzeźwo jest zbyt niepojęta. Tak jak i miłość, zdaje się prawdziwsza tylko po pijaku.
Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła.
Naprawdę mówią, że wódka ogłusza: tak, ogłupia, przeszkadza składnie myśleć, budować zdania, strzec się rozmówcy. Ale słuch staje się od niej lepszy. Lepiej słychać i siebie, i drugiego człowieka - choćby nie wiadomo jak, ze swoim trzeźwym umysłem, krył uczucia za słowami. Wódka to jest rentgen.
Prosta figurka Chrystusa, już trzecie tysiąclecie umierającego w mękach na dwóch drewnianych deskach, przemienia się w magiczny artefakt tylko wtedy,kiedy wchłonie emanującą ludzką radość, nadzieję, cierpienie i rozpacz, nasłucha się błagań i podziękowań.
Oby te złośliwości były mi wybaczone podczas rozpatrywania moje sprawy na Sądzie Ostatecznym. Bóg przecież widzi: formalnie należę do nowego pokolenia, lecz wciąż widocznie pozostaje homo sovieticus z niewydolnością gruczołu odpowiedzialnego za emisję wiary, nie mniej z szacunkiem odnoszę się do prawosławia i chrześcijaństwa w ogóle, tak samo jak do innych religii. Nie wiem co obraża tego i innych bogów bardziej - mój otwarty ateizm i etnograficzna wyniosłość, a może cały ten pompatyczny teatr, w którym miliony ludzi kiepsko odgrywa wiarę - czy to oglądając się na niebiosa, czy to na siebie nawzajem.
Myślimy, że widzieliśmy wszystko. A potem widzimy jeszcze więcej. I wtedy nasz umysł okazuje się jakby podwieszony na cienkich nitkach prowadzących gdzieś do góry. I jeszcze chwila, a niteczki zerwie najsłabszy podmuch wiatru.
Emerytowany pułkownik rosyjskich służb specjalnych, potomek carskiego feldmarszałka i ministra wojny Dimitra Aleksiejewicza Milutina, stał na balkonie wynajmowanego od kilkudziesięciu lat przez ambasadę Rosji mieszkania w szarym bloku przy skrzyżowaniu ulic Puławskiej z Rakowiecką.
Gdybym włożył szatę biskupią i mitrę, zadumał się i pochodził po ulicy, to ludzie zaczęliby mi się kłaniać, padać na kolana i próbowaliby całować w rękę albo nawet w dupę i za chwilę byłbym już biskupem. W pewnym sensie. Co to właściwie jest tożsamość? — zadał sobie pytanie. Gdzie się kończy gra? Nikt tego nie wie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl