Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lwowie daffy", znaleziono 12

Tłumaczyć ci, czym jest romantyczna miłość, to jak uczyć lwa czytać: nic to nie da, a można zrobić sobie krzywdę.
Pstra kokoszka, pstra
Dwa jajeczka ma
Przyjdzie Małgoś do kokosi
Pięknie dygnie i poprosi
To jej jedno da.
W punkcie, w którym utknęła, miała tylko dwa wyjścia: albo ucieknie i będzie w stanie zniszczyć potwora, albo nie da rady, a wtedy to on przystąpi do dzieła.
Ktoś kiedyś powiedział, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Po pierwsze dlatego, że rzeka jest już inna, a po drugie, ponieważ człowiek też się zmienia.
Nie da się spotkać dwa razy tego samego człowieka. Czasem wystarczy kilka uderzeń serca, żeby kogoś zupełnie zmienić. A pięć lat? To całe życie.
Ze dwa razy może byłem na wagarach. Raz pojechałem do Mikołaja do szkoły teatralnej, a innym razem w kilka osób poszliśmy do mieszkania koleżanki i słuchaliśmy płyt, głównie Beatlesów z piosenką Ob-La-Di, Ob-La-Da.
Potarła rękami uda i obite kolana, żeby przywrócić w nich krążenie, szara wełna rękawiczek zabrudziła się na bordowo. Zrobiła dwa kroki - da się iść. Oblodzone kocie łby, których parzące piętno czuła nadal na policzkach, przywróciły jej jaką taką równowagę.
Niektórzy na takie prawdziwe uczucie nie trafiają przez całe życie. Żyją jak ja, w dobrych związkach, i szanują, co mają. Ja trafiłam na to dwa razy, drugi raz po dwudziestu pięciu latach, zatem może zwyczajnie trzeba być wdzięcznym za to, co się dostało i wziąć z tego, ile się da. A jeśli się nie uda zabrać wszystkiego, trzeba to potraktować jako dar i znowu zasnąć. Ale póki co nie śpię, jeszcze nie.
Tylko, że czasu oszukać się nie da. Niezależnie od tego jak bardzo próbujemy wmawiać sobie, że "jeszcze tylko na chwilę". Wszystko kiedyś się skończy. Czasami szybciej niż zdążymy to docenić. Potem już zostaje tylko nostalgia, wspomnienia, chwile zadumy i ta odarta z szat nadzieja , której desperacko pożądamy, że może to jeszcze kiedyś wróci. Ale nic nie jest dane nam dwa razy. I nigdy nie będzie dwóch takich samych zachodów słońca.
Istnieją przynajmniej dwa sprawdzone sposoby, żeby zostać zwyczajnym wojem. Na przykład można być synem woja. W takiej sytuacji z góry wiadomo, że w pewnym momencie ojciec da Ci do ręki kawał zardzewiałego żelastwa i... po wszystkim. Zostaleś wojem, czy tego chciałeś, czy nie, i jeśli tylko zaraz nie zaczniesz rozglądać się za okazją, żeby stłuc kogoś na kwaśne jabłko, wszyscy będą Cię mieli za tchórza, albo kompletnego durnia.
Minęły dopiero dwa lata, odkąd do szpitala w Lenox Hill zgłosił się mężczyzna z bólem klatki piersiowej. Wystarczył jeden dzień, żeby Choroba opanowała cały budynek, a zrekonstruowana trasa Pacjenta Zero przez miasto była jak otwarta rana, z której infekcja rozlała się po całej mapie. Gdy tylko został zidentyfikowany, pojawił się kolejny chory, i następny, i jeszcze jeden, aż stało się jasne, że Choroby nie da się zamknąć w jednym miejscu.
Wartości perfekcyjne są czymś w a ż n i e j s z y m niż wartości utylitarne. "Ważniejszym" na dwa przynajmniej sposoby . A więc przede wszystkim: wartości perfekcyjne nie są na mocy samej definicji "względne" w tym sensie, w jakim względne są wartości utylitarne. Czy są względne w owym drugim znaczeniu, o którym przy tamtych była już wzmianka – tzn. Że rzecz może być wartościowa, szacowna, doskonała, szlachetna tylko w czyimś przekonaniu albo odczuciu i może, b e z m o ż l i w o ś c i r o z s ą d z e n i a s p o r u, nią nie być w przekonaniu lub odczuciu kogoś innego – to już jest problem. Autor tych uwag, w oparciu o nie całkiem chyba zdawkowe argumenty cudze i własne, myśli, że nie są. Ta ich podwójna bezwzględność stanowiłaby pewną pierwszą przewagę. Druga zaprowadzi nas dalej, polega zaś na tym, że między wartością perfekcyjną a tym czymś dla postępowania ludzkiego najbardziej miarodajnym de iure, co nazywamy "powinnością" lub "obowiązkiem", zachodzi stosunek, który wyraźnie n i e zachodzi między tym ostatnim pojęciem a pojęciem wartości utylitarnej. Nigdy wartość polegająca na zaspokojeniu potrzeb lub pragnień sama z siebie nie uzasadni żadnej powinności: potrzeby bowiem i pragnienia bywają sprzeczne, i gdybyśmy przyjęli, że jedno powinno być zaspokojone, to drugie, sprzecznie z nim, powinno nim nie być; czyli że nie można powiedzieć: "potrzebne, w i ę c być powinno". Sądy o wartości perfekcyjnej natomiast służą za zupełnie wystarczające uzasadnienie dla sądów stwierdzających, że "powinno być tak a tak", że "tak trzeba". Dana wartość perfekcyjna, czy da się, czy nie da urzeczywistnić, w zasadzie p o w i n n a być urzeczywistniona. Na razie i sama w sobie jest to powinność jakby tylko teoretyczna; jeżeli natomiast znajdzie się sprawca świadomy, zdolny ją urzeczywistnić faktycznie, to dla tego sprawcy (przy uwzględnieniu różnorodnych, komplikujących sprawę, realnych czynników sytuacyjnych) powstaje konkretny, w czasie i miejscu, o b o w i ą z e k, by powinny stan rzeczy urzeczywistnić faktycznie. Tak więc – jeśli pominąć owe tu tylko mimochodem wspomniane, praktycznie oczywiście doniosłe, czynniki sytuacyjne – postępowanie ludzkie (de iure oczywiście) podlega w całości normom wynikającym stąd, że wartości perfekcyjne są, i że o b o w i ą z u j ą. I na tym też polega g ł ó w n a przewaga wartości perfekcyjnej nad elektywną; w razie konfliktu to nie są partnerzy na równych prawach; perfekcyjne przeważają de iure. Toteż kto sobie pojęcie wartości perfekcyjnej czy to wytworzył, czy to je zaakceptował, będzie ją uważał za niewspółmiernie "wyższą", "donioślejszą" od elenktywnej. Skłonny będzie nawet do zastrzegania dla niej wyłącznie zaszczytnego miana "wartości". s. 17-19
© 2007 - 2024 nakanapie.pl