Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mirka co nie", znaleziono 50

Wspomnienia potrafią zarówno dodawać otuchy, jak i niszczyć.
Nawet jeśli nie to było celem Marka, to i tak winna mu byłam podziękowania. Ale na razie dziękowałam sama sobie - że się akceptowałam, mimo wielu niedoskonałości i niedociągnięć, na które pozwoliła sobie w moim przypadku matka natura.
Po dobrym nastroju pozostało wspomnienie. Mama Marka zawsze działała na nią depresyjnie. Niczym wampir energetyczny wysysała całą witalność.
Do salonu wchodzi drugi drab. Duży facet o urodzie boksera, który stoczył o kilka walk za dużo. Prowadzi przed sobą żonę Marka, szturchając ją pistoletem.
Mama weszła bez pukania do sypialni Marka. Znowu bez pukania! Kiedyś mu to nie przeszkadzało, a ostatnio owszem. Był dorosłym człowiekiem i chyba miał prawo do jakiejś intymności.
Znane jest powiedzenie Marka Aureliusza: Pamiętaj, człowieku, jak się budzisz dzisiaj rano, traktuj siebie, jakbyś umarł wczoraj, a dziś, zmartwychwstałeś, i żyj tak, jak byś chciał.
Historia pana Marka stanowiła dla Zemsty koronny dowód, że nie każdy jest kowalem własnego losu. A nawet jeśli, to dużo zależy od tego, czy na początku dostaje nowocześnie wyposażoną kuźnię, czy musi ukraść pierwszy młotek.
Nad grobem profesora Marka Kaczorowskiego...
- Jeszcze żyję, panie profesorze,
a żyjąc, czuję się czasem, jakbym pisał wypracowanie.
I wtedy słyszę pana głos:
Duet!
Ty znowu żyjesz nie na temat...!
Jim przyglądał się temu z uśmiechem. Nigdy nie widział Marka tak podnieconego. Pomyślał sobie: Boże, gdyby tylko ludzie poświęcili trochę czasu takim chłopakom jak Mark i pokazali im, do czego są zdolni, zamiast wmawiać im, że są głupi i bezużyteczni…
Czuła, że dawna miłość do niego wcale nie wygasła, ale bała się jej wybuchu, bo wtedy straci cały rozsądek i będzie musiała odejść od Marka. Nie chciała jego krzywdy. Najlepiej, gdyby on odszedł od niej. Pozwoliłaby mu natychmiast, ale raczej trudno było na to liczyć.
Parafrazując Marka Aureliusza, można powiedzieć, że życie wymaga umiejętności zapaśnika, nie motyla. Tylko życie, bo śmierć kieruje się własnymi prawami. Dopuszcza, by martwy motyl przygniatał sumienia żywych ciężarem większym, niż byłby w stanie udźwignąć najtęższy zapaśnik.
- Ale kiedy się umrze, to jak u Marka Twaina...
- Zgadza się - powiedział ze smutkiem. - Wszystkie się tam schodzą. Szpaler stworzeń po obu stronach drogi, czekających na ciebie. Zwierzę nie chce wejść do Raju bez swojego pana. Czekają rok za rokiem. I ty wierzysz w to żarliwie.
- Czy wierzę? Ja wiem, że to prawda.
Wspominanie o wspaniałej technice Marka Knopflera akurat w tym momencie nie ma sensu, płyta nie dotarła jeszcze bowiem do odpowiedniego miejsca, ale kiedy dotrze, wydarzy się wiele innych rzeczy; poza tym kronikarz nie ma zamiaru siedzieć ze spisem tytułów i stoperem, najlepiej chyba więc będzie wspomnieć o sprawie teraz, kiedy panuje względny spokój.
Myślała więc Marta na przemian o Marku i księciu Kurninie, o popołudniu w Łazienkach i o nocy w Pałacu Namiestnikowskim, i próbowała zrozumieć, co dzieje się w niej samej. Kochała Marka, tego była pewna, czuła, że on jest jej przeznaczony, a jednak postać księcia, tak gwałtownie wdzierającego się w jej życie, miała w sobie urok, który upajał dziewczynę i nie pozwalał zapomnieć. "
Do rzekomo boskich praw - innych, niż te odkrywane przez fizyków, czy biologów - podchodził z dystansem. Wiedział, że są ludzkimi konstruktami, produktami czasów, w jakich je wymyślono. I że niemal od początku towarzyszyła im intencja kontroli wiernych. Kościół niczym nie różnił się od innych instytucji władzy - kto tego nie widział, był, zdaniem Marka, zwyczajnie ślepy.
Dla Marka, który zdaniem Aleksandry był od jakiegoś czasu kompletnie ślepy na cokolwiek poza własną nieustającą irytacją, słoń najwyraźniej stanowił ucieleśnienie ich małżeńskich problemów z komunikacją i dobry powód, by się znów zirytować. Dla niej stare zwierzę patrzące spod ciężko opadających powiek było w tamtej chwili po prostu ojcem.
Ubra­ła się w biegu, po­cią­gnę­ła łyk kawy z kubka Marka, choć za chwi­lę tego ża­ło­wa­ła. Znów za­miast zwy­kłe­go mleka od krowy nalał tego owsia­ne­go gówna. Coraz czę­ściej dawał się wcią­gać w te eko­pier­dy. Pod­gaj­na zu­peł­nie tego nie ro­zu­mia­ła. Ko­tlet bez mięsa, mleko z ro­śli­ny, gyros z soi. Choć była bar­dzo po­stę­po­wa, aku­rat w tej kwe­stii po­zo­sta­ła za­twar­dzia­łą kon­ser­wa­tyst­ką
- O czym tu opowiadać?
- Jest o czym! Ja na przykład nigdy nie byłam szaleńczo zakochana wyznała Ola. Poznałam Marka, ale żeby mi tak naprawdę serce drgnęło, żebym poczuła. Žebym poczuła. Widzisz? - Zdenerwo- wała się. Nawet nie potrafię tego nazwać, bo chyba nie wiem, jak to jest. Nie myśl, że nie czułam do niego zupełnie nic, ale chyba taka spokojna miłość niewiele ma wspólnego z zakochaniem?
-Nie ma.
W kółko się gada o cenie sławy, ale chcesz wiedzieć, jaka jest prawdziwa cena? Pomiń pierdoły o utracie prywatności. Prawdziwą ceną jest to, że tracisz człowieczeństwo. Stajesz się rzeczą, przedmiotem lśniącym jak te merce na podjeździe. Dla biednych ziomali z getta jestem złotą drabiną z frykasami na każdym szczeblu. A dla tych bogatych białych chłopców żywą maskotką.
Kobiety upadłej patron i promotor. Obojętnie na chłopską dziewkę, spod herbu spoglądać wielmoża nie umiał. Zalotne spojrzenie, polska marka w rulonik się zwijała, w nos wchodziła biała „dróżka”. Obok tańczyła „zielona wróżka”, ze spodni „as” wypadał…
„Stasia lubi, jak ją dotykam, czyż nie tak?”
Amant podchodził i badawcze palce pod brudny fartuch służącej wkładał. Hrabia flirtował, nowe przestrzenie dla żądzy odkrywał.
„Stasia interes mój ku sobie, nadzieję mam, docenia!”
Stasia zachwycona była cała, w każdym kawałku swego ciała radość tą niezmiennie odczuwała. Ofertę milcząco przyjmując, alternatywnych perspektywy nie miała. Chcąc nie chcąc, zdejmując więc swój brudny fartuszek, dawała się „zaskoczyć” przez jaśnie pana.
„Stasia grę naszą widzę doskonale rozumie!”
Stasia wyczucie miała doskonale, wytrawną pokerzystką była. W myślach płynąc, w znanej sobie tylko przestrzeni lekko się unosiła. Gdy pan hrabia pańską powinność pełnił, ona zamykając zmęczone oczy, szybowała.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl