Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przez tenis", znaleziono 76

Moje życie bez wagi czeka na wiatr śmierci,jak ptasie piórko na wierzchu mej dłoni.
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
- Jezu Chryste! - zawołała.
- Co takiego?
- To tylko takie wyrażenie.
Dlatego, że strasznie jest umierać, kiedy nikogo nie ma obok. Nikogo, kto przysiadłby przy łóżku, wziął za rękę, pocieszył... kto odprowadził w ostatnią drogę, odczytał modlitwę za zmarłego i oddał ciało ziemi czy płomieniom. Nikogo... tylko martwa cisza starego domu, skrzypienie okiennic na wietrze, wycie wiatru w kominie i przedśmiertne rzężenie samotnego, zostawionego przez wszystkich umierającego staruszka.
Przeżyję tylko ten, kto może dowieść, że ma prawo - prawo do użycia siły, prawo do życia. Tylko takiego człowieka szanują, tylko z takim człowiekiem rozmawiają jak równy z równym. A jak przyjdziesz po prośbie, to zaraz przygniotą cię butem do ziemi i wyjaśnią, że jesteś nikim, i tak właśnie będą cię traktować.
(..) Żył sobie zwierzak, to żył, nikomu nie przeszkadzał, i to widać, już od dawna, jeśli zdążył mieć potomstwo. Ale nie - koniecznie trzeba go zabić. Ech.. ludzie".
Oto ona, natura ludzka… Każdy przeżywa swój ostatni dzień po swojemu. Jeden się modli, drugi czyni przemoc i bezprawie.
Oto ona, natura ludzka… Każdy przeżywa swój ostatni dzień po swojemu. Jeden się modli, drugi czyni przemoc i bezprawie.
- No proszę! Teraz wyglądasz jak człowiek!
- Hę?... - (..)
- Mówię, że wyglądasz jak kupa łajna!
- Ochrona i obrona własnego domu to rzecz święta i sprawiedliwa. Bóg pomoże!
Chociaż wielokrotnie w swoim życiu oglądałem telewizję w taki sam sposób, okazało się, że już nie potrafię tego robić bez jednoczesnego myślenia "Poddaj się Ekranowi", tak jak nas nauczano. Była to już podstawowa zasada, tak samo jak "O nic nie pytaj; odpręż się". Już nie potrafiłem się poddać. Nie chciałem uciszyć swojego umysłu ani używać go jako narzędzia bezładnej rozkoszy; pragnąłem czytać, myśleć i rozmawiać.
Ocean musi być niezwykle rozległy. Dla mnie oznacza wolność i możliwości. Sprawia, że w moim umyśle otwiera się coś tajemniczego; bywa, że tak samo działają na mnie czytane książki. Czuję się wtedy bardziej żywy, niż wydaje mi się to możliwe, i bardziej ludzki.
- Wszystkie takie jesteśmy. Wszystkie myślobusy są sympatyczne. Zaprogramowano nam Serdeczne Uczucia i lubimy swoją pracę.
To lepsze programowanie niż otrzymują ludzie, pomyślałem z pasją.
- Tak - przyznał myślobus. - Zgadza się.
Dopóki nie nauczyłem się czytać, żyłem w niedostatecznie zaludnionym świecie egocentrycznych, uzależnionych idiotów, tak samo jak wszyscy przestrzegając Zasad Prywatności i ulegając szalonemu marzeniu o Samorealizacji.
Zaczął mnie ogarniać gniew. Po co mi moja Prywatność, Niezależność i Wolność, skoro tak się czuję? Przepełniała mnie tęsknota, już od wielu lat. Nie byłem szczęśliwy i ten stan towarzyszył mi niemal od zawsze.
Sądzę, że to wszystko zaczęło się od nauki rozpalania ognia, żeby ogrzać jaskinię i odpędzić drapieżniki, a skończyło na valium o przedłużonym działaniu.
To dziwne, że w robocie mogą się kryć pokłady miłości i melancholii - potężnych uczuć, z których ludzkość zrezygnowała.
Jestem człowiekiem. Mówię, słucham i czytam.
Zobaczył ją, pokochał i zapragnął umrzeć.
Jednak tym razem poczuł mocno jak nigdy: bywają takie sytuacje, kiedy nic nie zależy bezpośrednio od człowieka, jego siły, zręczności, szybkości i inteligencji. Po prostu trafia mu się wygrana na loterii. Ślepy traf, los, fatum, łut szczęścia - i żyjesz. Co kierowało ręką strzelca, kiedy wybierał punkt, w który wysłał kulę? Być może błąd w obliczeniach, ale przede wszystkim przypadek. I ten sam przypadek wpłynie na sytuację następnym raem, nie dając ci żadnej szansy na pozostanie przy życiu...
Daniła westchnął, podał Loszy strzelbę.
- Masz, dobij. Ja nie widzę. Strzelaj w głowę.
- Niee... Nie umiem... Ja po swojemu...
Zabrzmiało ohydne mlaskanie, chrzęst, trzask. Głośne chrupnięcie, jakby ktoś złamał kij.
-Co ty tam robisz, Losza? - zaniepokoił się Daniła - Wszystko w porządku?
-Uhm... - wychrypiał Losza. - Głowę mu urwałem.
- I jeszcze jedno, Dania... - powiedział ojciec Kiriłł, od progu, patrząc mu prosto w oczy. - Zapamiętaj na koniec: prawo silniejszego to kij o dwóch końcach. I jeśli postępujesz zgodnie z prawem silniejszego z innymi, to bądź gotów, że kiedyś tak samo postąpią z tobą.
- Wiesz, co to za organ: nadnercza?
- Aha. - pułkownik uśmiechnął się. - Kiedyś mnie o tym uczyli... w oddziałach specjalnych.
- Uczyli... - ironizował Ojboli. - Ciebie to uczyli, jak najlepiej wbić w nie bagnet.
Mój dowódca żartował: jeśli macie syndrom czeczeński, to okno w pokoju trzeba zasłonić szafą, żeby snajper was nie trafił, a spać w łazience, żeby nie pocięło was odłamkami.
Pod leżącym kamieniem woda nie płynie.
To straszne! - pomyślałem. Tyle kłamstw! Robiło mi się od tego niedobrze: widziałem siebie jako dziecko, siedzącego z szeroko otwartymi ustami przed telewizorem, a potem w sali lekcyjnej, gdzie roboty uczące wmawiały mi, że "wewnętrzny rozwój" jest celem życia, "szybki seks jest najlepszy", a rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości, którą można zmienić chemicznie. Już wtedy pragnąłem być kochany i kochać. A oni nawet nie nauczyli mnie tego słowa. Chciałem kochać staruszka leżącego na łóżku z psem przy nogach. Chciałem kochać i karmić zmęczonego konia z uszami sterczącymi przez otwory starego kapelusza. Chciałem być z mężczyznami w podkoszulkach, którzy spędzali wieczory nad kuflami piwa w starej gospodzie, czuć woń ich piwa i ciał ściśniętych w cichej sali pełnej ludzkich kształtów i rozmiarów. Chciałem słyszeć ich gwar oraz własny głos mieszający się z ich głosami po zmierzchu. Chciałem wyraźnie poczuć na swoim ciele powietrze tamtego pomieszczenia, poczuć znamię na swoim lewym nadgarstku, cienką warstwę mięśni wokół pasa i silne zęby tkwiące w czaszce.
Samochód zmienił życie człowieka bardziej niż wynalezienie prasy drukarskiej. Doprowadził do powstania przedmieść oraz rozwinięcia setki zależności - seksualnych, gospodarczych i narkotycznych. Jak również przygotował drogę dla poważniejszych - bardziej wewnętrznych - uzależnień: od telewizji i robotów, a ostatecznie, co można było przewidzieć, do udoskonalenia chemii umysłu.
I nagle, rozglądając się po pokoju, po stonowanych szarych
ścianach i krzykliwych meblach, nabrał obrzydzenia do tego tandetnego i obcego miejsca, do głośnej, gardłowej, chaotycznej i przeseksualizowanej kultury, do tej gromady cwanych, drażliwych, egoistycznych małp – prymitywnych, nieczułych na to, że ich wątła cywilizacyjka, tak jak most londyński, wali się, wali się, wali się.
Ale, cholera, picie alkoholu to coś tak ludzkiego, że wręcz unieważnia inne argumenty.
Przez każdą sekundę na tej planecie bałem się wszystkiego.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl