Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "z mkowa gdy", znaleziono 43

-"Tam" ma jakąś nazwę? Moja łajba, mimo że nie jest tak stara jak ja, to do Ameryki nie dopłynie, do Afryki też nie. A więc dokąd konkretnie mamy, nasz łaskawco, płynąć?
- Płyniemy na Poveglię.
Twarz starego pokryła się bladością. Żaden inny kierunek by go nie zaskoczył, ale takie zlecenie? Czy ten mężczyzna wie, o co prosi? To jest przecież czyste szaleństwo. Tam nikt nie pływa.
- Czy pan zwariował?! - wybuchnął, gestykulując zamaszyście. - To jest nielegalne! Nie ma mowy!
Ale tym, co odebrało Thomasowi zdolność mowy, było ujrzenie na nowo samej Strefy. Pokracznego budynku, który nazywali Bazą; żałośnie wyglądającego zagajnika; Mordowni; pól, gdzie obecnie pleniły się wyłącznie chwasty. Spalonego Pokoju Map, którego poczerniałe metalowe drzwi nadal stały otworem. Z miejsca, gdzie stał, był w stanie dostrzec nawet Ciapę. Zdawało się, że w jego wnętrzu za chwilę pęknie bańka emocji.
(...) nie mogę się mieszać w politykę! Kościół jest z zasady apolityczny. Tak było, jest i zawsze będzie. Politycy mają swoją misję, a my, sługi boże, swoją. Jedni od drugich trzymają się z daleka i o żadnych konszachtach nie może być mowy.
- Yyyy - wyjęczała Gocha, niepewna, jak skomentować takie rewelacje.
- No przecież żartuję, drogie dziecko! - wypalił niespodziewanie ksiądz Marek (...) - Muszę tak mówić. Polecenie z kurii.
Najczęściej przez nas powtarzana produkcja to między innymi Metro-Goldwyn-Sasin. W kółku takim samym jak na czołówkach Metro-Goldwyn-Mayer pojawiała się twarz byłego wicepremiera, który uchwycony został w momencie, gdy przed medialnym występem rozgrzewał swój narząd mowy. Trochę wyglądało to jak potężne ziewanie. Podłożony z filmowej taśmy dźwięk ryczącego lwa dopełniał całości.
W miłości nie ma mowy o zaszczytach, miłość to całkowite oddanie. W miłości nie dobija się targów: bierze się wszystko i wszystko się daje, wszystko za wszystko, czyli darmo. Miłość to brak wyrachowania. W miłości nikt nie musi przed nikim klękać, bo kochankowie winni być sobie równi i jeśli jedna osoba klęka na znak uwielbienia i czci, ta druga też powinna to uczynić. Miłość nie musi ulegać, bo jest wolna. Jest wolna, bo słucha samej siebie. Zakochani nie znają innych praw poza miłością.
Większość ludzi nie może zacząć wszystkiego od nowa. (...) Bez całkowitego wymazania wspomnień nie ma mowy o nowym początku, co najwyżej o zmianie. Nawet gdyby spaliło się dom, w którym stało się coś złego, ten dom nadal tkwiłby w naszej pamięci. Przez ostatnich kilka dni Reni wiele razy wyobrażała sobie, że jedzie na pustynię i zamalowuje wyrytego w skale ptaka. Dobrałaby farbę tak, że nikt nie dowiedziałby się o jego istnieniu.
Ale ona wiedziałaby, że ten szkic tam jest pod warstwą farby.
Zawsze od cyfr wolała słowa. Są o wiele bardziej poetyckie. O wiele piękniejsze.
O wiele szlachetniejsze, bogatsze i elegantsze. O wiele bardziej wzruszające.
Nie wyznaje się miłości za pomocą cyfr.
Nie wzywa się na ratunek za pomocą liczb.
Tylko za pomocą słów. Albo gestów. Oczu i mowy.
Marzy się za pośrednictwem słów. Cyfry służą do liczenia.
Czasu, godzin, minut. Które biegną zbyt szybko lub zbyt wolno.Liczy się (...) lata, które dzielą nas od śmierci. Pieniądze, których nie można wydać. Lub bliskich, których nie ma już wśród nas.
Nie ma śladu żadnego zainteresowania losem Żydów ze strony biskupów . Nie ma nawet mowy o sytuacji konwertytów, która była przedmiotem troski hierarchów katolickich innych krajów okupowanych, wzywających Watykan, aby interweniowano w ich sprawie. Najważniejszym, a właściwie jedynym kościelnym źródłem informacji z Polski o tragicznej sytuacji Żydów są listy wysyłane do Stolicy Apostolskiej przez metropolitę Kościoła greckokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego. On też w odróżnieniu od biskupów Kościoła rzymskokatolickiego, wydał polecenie, aby ukrywano Żydów w klasztorach greckokatolickich i w budynkach kościelnych.
Bardzo się ten widok spodobał Pajączkowi. Był totalnie zauroczony nowym zjawiskiem na betlejemskim niebie. - To musi być Gwiazda, która spełnia życzenia - powiedział z całkowitą pewnością. Nie tracąc czasu, zamknął oczy i z zaciśniętymi powiekami wypowiedział na głos swoje pierwsze marzenie: - Chciałbym mieć żonę. Życzenie było tak zrozumiale przedstawione, że nie było mowy o nieporozumieniu. - Jeśli ta Gwiazda naprawdę spełnia marzenia, to znaczy, że jak wrócę do stajenki to będzie tam na mnie czekała żona - ucieszył się Leon i natychmiast pobiegł sprawdzić, czy w środku czeka na niego jakaś Pani Pajączek.
- To ja panu coś powiem. Tylko kretynki idą do DPS-u. Jak żołnierzy wysyłają do Iraku, to wydają im karabiny. A jak nas wysyłają walczyć z epidemią, to mamy iść z gołymi rękami. Ja też chcę mieć sprzęt, bez sprzętu nie ma mowy. Naprawdę w pracy daję z siebie wszystko, ale dlaczego mam narażać zdrowie i życie, bo ktoś dał dupy?
- A ktoś dał dupy?
- W sprawie DPS? Przecież wiem, co tam się dzieje. DPS-y zostały zwyczajnie poświęcone.
- Co trzeba było zrobić?
- Powinny być zaopatrywane w sprzęt priorytetowo. Najpierw tam i do szpitali covidowych, potem w inne miejsca. Tam powinna iść pierwsza kasa. Ale że dziadkowie już nie mają sił, żeby głośno krzyczeć, to sobie odpuszczono. Załatwiono ich bez niczego. Dopiero jak zaczęli umierać, jak to wszystko przeciekło do mediów, wojewodowie musieli się ruszyć. Zaczęli wydawać nakazy pracy, straszyć nas prokuraturą. Ale to oni powinni bać się prokuratury. Zgodzili się na to, żeby staruszkowie cierpieli i umierali.
Mecenas marzył, by stać się budowniczym. Nie zamierzał jednak wznosić budynków ani niczego równie materialnego. Pragnął być na tyle wpływowym, by móc budować życie innych ludzi lub przynajmniej nimi sterować. Marzył, aby mieć kontrolę nad ścieżkami, po których kroczy społeczeństwo i historia. Nie interesowała go chwała, sława ani popularność, a jedynie władza, do jakiej dochodzi się, dając innym poczucie zadowolenia. Nie było mowy o żadnym altruizmie, nic z tych rzeczy. Miał na tyle silną osobowość, że nie odczuwał najmniejszej potrzeby ustawiania się w pierwszym rzędzie. Wystarczała mu świadomość bycia tym, dzięki któremu wszystko działa tak, jak powinno; kimś, do kogo ludzie przychodzą, gdy pragną samorealizacji. Po raz pierwszy doświadczył tego uczucia, mając zaledwie dwanaście lat (..). Podarował wtedy miejscowemu pastuszkowi cytrę, ujęty jego dźwięcznym śpiewem. Pastuszek odszedł szczęśliwy, Mecenas natomiast poczuł się niemal bogiem. Miał moc, która pozwoliła mu odmienić życie innej osoby. Spojrzenie obdarowanego chłopca mówiło mu, że stał się obiektem uwielbienia. Wiedział, że w zamian może go poprosić o cokolwiek i nie spotka się z odmową.
-Dlaczego ich sprowadzasz? - odezwał się człowiek na zydlu, wymawiając głoski mowy Wybrzeża jakoś gardłowo, z dziwnie znajomym chrapliwym brzmieniem. - Mówiłem: uderzać i odskakiwać. Nie zostawiać żywych.
-To nie Węże, Sanparze - powiedział mąż, który nas pojmał. - Kazałeś, żeby ci mówić, kiedy zdarzy się coś dziwnego, a zwłaszcza o dziwnych wędrowcach. Ja zaś myślę, że to mogą być Żeglarze, którzy uwolnili nas od tego psa Płaczącego Lodem. Wtedy też nie mieli swoich znaków, a nosili się na biało. Zostawić ich nie mogłem, bo szli prosto na Żarłoczną Górę, a to, co wiozą w beczkach, to musi być smocza oliwa. Nie mogła wpaść w ręce Węży, nie mówiąc już o ich samostrzałach. Jeszcze nie widziałem takich, które dałoby się naciągać równie szybko.
-Rozumiem - powiedział znów tamten z dziwnym charkotliwym "r", jakby dźwięki nie mieściły mu się w gardle. - Niech więc sami powiedzą, kim są i co zamierzali.
Wystąpiłem naprzód i wszedłem w blask paleniska.
-Tak Żeglarze wymawiają twoje imię? "Sanparze"? - rzekłem, bo wiedziałem już.
Znieruchomiał na chwilę, a potem wstał, odrzucając płaszcz.
-Opuścić broń - warknął do swoich tym zardzewiałym głosem, który tak dobrze znałem.
A potem przeskoczył palenisko i chwycił mnie za ramiona.
-Nie poznałbym cię, tohimonie. Czas zrobił z ciebie mężczyznę i poznaczył bliznami.
-Za to ja poznałem ciebie, synu Cieśli. - Nie skończyłem, bo w tej chwili doskoczyli do nas N'Dele i Benkej i we czterech spletliśmy się ramionami.
• Miałam ciągłe zawroty głowy, potężne migreny, zaburzenia widzenia, skoki ciśnienia i tętna. W spoczynku, bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej moje serce uderzało 180 razy na minutę. Miałam problemy z oddychaniem, silną arytmię. Drętwiało mi całe ciało, wykręcało mi dłonie i stopy, miałam zaburzenia mowy, omdlenia. Zdarzało się, że wchodziłam po schodach i nagle nie byłam w stanie zrobić kroku, moja noga stawała się jak z betonu. Był czas, że pogotowie było u mnie przynajmniej raz w tygodniu, często zabierali mnie na SOR. Pamiętam popłoch na twarzach personelu, kiedy przywieźli mnie taką powykręcaną, mówiącą tylko jednym kącikiem ust. Byli pewni, że to udar, tymczasem objawy po chwili ustępowały.
Jak w tym wszystkim funkcjonowała Twoja psychika?
Jak na to, co się działo z moim ciałem – świetnie. Nie miałam spadków nastroju, żadnego poczucia, że wraca depresja. Mówiłam, że cieszę się życiem, że chcę żyć, tylko fizycznie nie mam siły. Lekarze diagnozowali mnie na wszystkie możliwe strony: podejrzewali boreliozę, zaburzenia hormonalne. Ale kiedy kolejne podejrzenia były wykluczane, lekarze zaczęli powoli sugerować, że to może pochodzić z mojej psychiki, że to depresja albo nerwica. Zarzekałam się wtedy, że to niemożliwe. W końcu poszłam do psychiatry i zadałam jej pytanie, czy to możliwe, żeby psychika tak bardzo rozregulowywała ciało. Ona zapewniła mnie, że ma wielu takich pacjentów. Zaczęło się leczenie, ale tym razem długo trwało, nim objawy się uspokoiły.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl