- Kuro... co?
A ja cały dzień czytałam, wypiłam niezliczoną ilość herbat i patrzyłam, jak deszcz smętnie uderza o parapet i chmury robią szaro - burą atmosferę.
Nagle poczułem z lewej dziwaczną, pustą martwą aurę i dostrzegłem pochylonego obok Murdocka.
Znał się na samochodowych bebechach gorzej niż kura na pieprzu.
Wrzesień dobiegał końca, a wieczór uspakajał aurą za oknem.