Środek miasta, pełno ludzi, a ja biegnę sam za sobą.
Szarzy jak ściany kamienic, trwający w bezruchu, dlatego w pierwszej chwili niedostrzegalni.
Słońce rzucało krwawą poświatę na ściany i słomiany dach niskiej glinianej stajni.
Dostosowanie się do nowych zasad pracowniczych, było dla niego niezwykle trudne.
, ściana?
– Dajcie mu się napić – rozkazał po chwili ten sam głos.