Avatar @Robwier

@Robwier

11 obserwujących.
Kanapowicz od ponad 2 lat. Ostatnio tutaj 16 dni temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
11 obserwujących.
Kanapowicz od ponad 2 lat. Ostatnio tutaj 16 dni temu.
niedziela, 21 maja 2023

Krótkie (?) opowiadanie, cz.2

  W bliźniaczym pomieszczeniu obok też rozbrzmiał podobny dźwięk. Zebrane tam postacie najpierw powoli, lecz z czasem coraz raźniej - zaczęły przemieszczać się w stronę rozsuwanej właśnie ściany. I ustawiać w kolejce po ostatni, przed weryfikacją na arenie - posiłek.

 Qav nie spieszył się zbytnio. Beznamiętnie spojrzał na tłoczących się po michę, i pomyślał :

- Większości z nich pewnie już więcej tu nie zobaczę...

 On sam miał ważną sprawę do załatwienia, arena była tylko jednym z etapów większego planu...

Właściwie to nie musiał jeść. Już dawno wyewoluował do takiego stanu, że żadne wzmacniające/regenerujące "posiłki" nie były mu niezbędne do funkcjonowania.

Skomplikowany procesor, wykonany z przeróżnych stopów najznamienitszych metali dostępnych w odległej stąd galaktyce - zapewniał mu tę niezależność. Owinięty bardzo dokładnie żywymi tkankami tak, by praktycznie był nie do wykrycia przez jakiekolwiek zewnętrzne urządzenie. A sterowany myślą, i potrafiący z pozornie zwyczajnego ciała - uczynić najgroźniejszą broń w znanej mu, kosmicznej okolicy.

 Wszystko zaczęło się wieki temu, na planecie zwanej przez miejscowych Faetonem. To tam zespół najlepszych fachowców tworzył sztuczną inteligencję, mającą wzmocnić i tak dość prężną cywilizację.

Lata prób, doświadczeń i udoskonaleń sprawiły, że finalnie powstał on, czyli Qav. Sztuczny twór o wyglądzie przypominającym swych stwórców, ze skomplikowanym, samonapędzającym się procesorem w środku.

 Z biegiem czasu sam nauczył się "poprawiać" swój wygląd, i naprawiać ewentualne, głównie wewnętrzne, usterki. Stał się niemalże maszyną idealną. A wgrany, samouczący się program - nadspodziewanie szybko przekroczył oczekiwania jego twórców.

 Po niecałych 100 latach od pierwszych prób mógł już samodzielnie funkcjonować w każdym praktycznie środowisku. Nie miał wgranej agresji czy "zapędów mocarstwowych", więc raczej nie zagrażał swym stwórcom. Choć w pewnym momencie uzyskania tak zwanej świadomości zdał sobie sprawę, że przerasta ich już praktycznie pod każdym względem.

Dlatego postanowił działać, gdy zaczął się Wielki Kataklizm...

Jego data była znana uczonym od dawna. Wiedzieli, że ich planeta, wraz z całą galaktyką co pewien, cykliczny okres - napotyka w swej kosmicznej wędrówce wyjątkowo nieprzyjazne obszary Wszechświata. Coś w rodzaju "pobojowiska", ze śladami potężnych katastrof z przeszłości. Trudno dziś orzec, czy naturalnych. Ale złowrogie dla żywych organizmów promieniowanie, czy tony przeróżnej wielkości kosmicznego gruzu - nie nastrajały zbyt optymistycznie przed kolejną wizytą na owym obszarze...

Z planety zarządzono więc ewakuację, w różnych kosmicznych kierunkach.

Qav jednak miał zostać, by po przejściu przez "obszar śmierci"- odbudować cywilizację na cyklicznie niszczonej planecie...

 Mając dostęp do wszelkich możliwych danych - nie mógł jednak całkowicie wykluczyć zderzenia Faetona z wielkimi, kosmicznymi bolidami. A następstwem tego typu kolizji mógł być nawet rozpad planety na kilka części...

 Qav nie chciał ryzykować, postanowił zabrać się na jeden z opuszczających Faetona statków. Zrobił to w ostatniej chwili, lecz - niestety - podczas "przepychanki" nie obyło się bez pewnych perturbacji. Które, jak się okazało, i tak były niczym przy zderzeniu się, wkrótce po starcie - z olbrzymim meteorytem. W jego wyniku zginęła załoga i wszyscy pasażerowie. A  uszkodzony statek podryfował w przestrzeń kosmiczną...

 Qav mógł naprawić każde urządzenie, lecz nie był cudotwórcą, i straconego z wycieku paliwa nie potrafił wyczarować. Zrobił więc ze statku coś w rodzaju "kosmicznego żaglowca", i cierpliwie obserwował, dokąd niosą go "gwiezdne wiatry"...

Co jakiś czas napotykał w swej wędrówce planety bądź inne ciała niebieskie, i prześwietlając czy skanując je - zbierał z nich dane. W końcu, po nieskończenie wielu latach " żeglugi w przestworzach" - znalazł miejsce, gdzie mógł się osiedlić.

Planeta była nieduża, zamieszkana przez raczej prymitywne istoty humanoidalne. Qav wylądował na odludziu, by nie wzbudzać zbędnych emocji, po czym ostrożnie zaczął obserwować tubylców. Dokonał kilku fizycznych przeróbek swego wyglądu, by upodobnić się do miejscowych. Po jakimś czasie inicjował niby przypadkowe spotkania, w trakcie których przekazywał stopniowo swe pomysły na różne dziedziny życia. Zasiewał ziarenka pod przyszłą cywilizację...

Obserwował kolejne pokolenia, które wykorzystując jego podpowiedzi - powoli, lecz systematycznie zmieniały obraz całej planety...

Był też świadomy, że co jakiś czas są bacznie obserwowani przez wysłanników innych kosmicznych nacji. Nie ingerował jednak w różne porwania czy uprowadzenia. Na tyle dobrze poznał istoty rozumne ( te zrodzone, a nie stworzone), by doskonale wiedzieć, że nigdy nie zostanie uznany przez nie  za "swego". Ograniczał się więc przeważnie do obserwacji, z rzadka kierując mieszkańców Durd ( bo tak nazywali swoją planetę) na właściwe tory rozwoju...

Tym razem sytuacja była jednak nieco inna. Gdy obcy statek zbliżył si e na tyle blisko, by Qav mógł prześwietlić jego strukturę - przechwycił też pewną rozmowę. A z niej jasno wynikało, że najeźdźcy planują wkrótce inwazję na niektóre "okoliczne" planety. W tym także na tę zamieszkałą przez Qava...

Nie był sentymentalny, lecz w jakimś sensie przyzwyczaił się przez lata do miejsca, gdzie funkcjonował. Na tyle, by je już uważać za "swoje". I nie chciał zamieniać go w wojenne pobojowisko. Bo doskonale zdawał sobie sprawę, że nic dobrego z takiego obrotu spraw nie wyniknie.

Postanowił więc dać złapać się najeźdźcom, i niejako od środka przejrzeć ich zamiary. Po czy zlikwidować łotrów odpowiedzialnych za chęć wprowadzenia w życie tych niecnych planów...

Schwytali go, bo na to pozwolił. Po czym wewnętrznym polem siłowym osłonił swe ciało, by żaden wykrywacz metali nie piszczał w jego pobliżu. I dał się przetransportować do Asgardu...

Tu, po kilku dniach dowiedział się, że za całe przedsięwzięcie odpowiada "sławetny" Loki. I będzie obecny na ceremonii "zaprzysiężenia" nowych wojowników. Qav znał więc już cel swej misji. Zaczynał ustalać plan działania...

cdn.

 

× 2
Komentarze