Amazon i słynni pisarze razem przeciwko piractwu!

Autor: dominika.nawidelcu ·1 minuta
2020-07-10 6 komentarzy 8 Polubień
Amazon i słynni pisarze razem przeciwko piractwu!

Pisarze tyle zarabiają na swojej twórczości, że spokojnie można korzystać z ich książek za darmo. Przynajmniej z takiego założenia wychodzą internetowi piraci. Księgarnia Kiss Library poszła o krok dalej, nie tylko udostępniała nielegalne e-booki, ale też pobierała za to pieniądze.


Scott Turow, John Grisham, R.L. Stine, Lee Child, Sylvia Day, C.J. Lyons, Douglas Preston, Jim Rasenberger, T.J. Stiles, Monique Truong, czy Nicholas Weinstock – to tylko część znanych pisarzy, którzy wspólnie z Amazonem pozwali Kiss Library. Autorzy nazwali witrynę „największą piracką księgarnią online na świecie” i zarzucili jej liczne naruszenia praw autorskich, w tym rozpowszechnianie nielegalnych wersji ich książek, bezprawną reprodukcję oraz sprzedaż po zaniżonych cenach.

W ostatniej dekadzie, a zwłaszcza przez ostatnie lata, liczba skarg na łamanie praw autorskich dramatycznie wzrosła. Dlatego nie możemy już dłużej bezczynnie przyglądać się pirackim działaniom takich stron jak Kiss Library, które okradają autorów i wydawców. Składamy ten pozew nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu tysięcy autorów, którzy latami pracują nad książkami, po to tylko, żeby potem obserwować, jak ich dochody przepadają na rzecz przestępców” – stwierdził Douglas Preston, szef amerykańskiej organizacji pisarzy Authors Guild.

Dla Amazona ten proces to kolejne działania zmierzające do umocnienia swojej pozycji na rynku książki, jednak dla pisarzy to sytuacja bezprecedensowa. Jeśli ich oskarżenia się potwierdzą, z pewnością będzie to kamień milowy w walce z nielegalnymi e-bookami.

Pozwana księgarnia nie jest w Polsce szczególnie znana, gdyż w naszym kraju nielegalne pliki udostępniane są raczej bezpłatnie, jednak nie zmienia to wagi naruszenia. Wielu autorów oskarża pirackie portale o straty i wylicza stracone pieniądze.

Co sądzicie o walce z takimi portalami? Czy warto ją podejmować, a może to gra niewarta świeczki?

Dominika Rog-Górecka
× 8 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Chassefierre
@Chassefierre · ponad 4 lata temu
O kurczę, temat złożony, to weźcie popcorn i przygotujcie się na monolog z mojej strony.

No bo tak: (przynajmniej u nas) problem jest taki, że książki są strasznie drogie. Nie mówię tylko o wydaniach papierowych, chociaż wczoraj mną trzepnęło, kiedy zobaczyłam cenę okładkową ,,Black Pill'' (49 złotych, bodajże) - książka klejona, w miękkiej okładce. Za 49 złotych ogarnę obiad na 4 dni dla dwóch osób.
E-booki, chociaż robią się nieco tańsze dzięki tym wszystkim przecenom, i tak są dość drogie.

I teraz wyobraźcie sobie Stefana. Stefan ma lat 14, rodziców, którzy są cały czas w pracy, a kieszonkowe starcza mu albo na nową bluzę, albo na kupienie książki. Stefan sam się nie zapisze do biblioteki, bo jest niepełnoletni, a rodzice go nie zapiszą, bo są cały czas w pracy, dziadkowie go nie zapiszą, bo regulamin większości bibliotek na to nie pozwala. Więc Stefan może ,,legalnie'' uczestniczyć w kulturze albo dzięki bibliotece szkolnej (ha,ha) albo dzięki WolnymLekturom. I już widzę, jak chłopak w tym wieku, z wypiekami na twarzy pochłania kolejne strony ,,Germinalu'' Zoli.
No więc jeśli Stefan może sobie coś z internetu za darmo ściągnąć to to robi. Przy czym, w naszym kraju pobranie książki/płyty/filmu na użytek własny z warezowni jest jak najbardziej dozwolony.

Nad tymi mitycznymi stratami, nad legendarnymi utraconymi fortunami to w naszym pięknym szarym kraju rozpaczają głównie wydawcy (ci sami, którzy zrobili wszystko, żeby te e-booki nie były odczuwalnie tańsze po zmniejszeniu vatu, bo hajs się musi zgadzać, co nie?).
Dodatkowo, sam sposób liczenia tych strat (na zasadzie ściągnięcie=kupno) jest bardzo dyskusyjny. Po pierwsze dlatego, że to bardzo optymistyczne założenie zakładające, że ktoś kupiłby książkę X, gdyby nie było do niej innego dostępu (podczas gdy bolesna prawda jest taka, że większość ludzi po prostu olałaby taką lekturę) i po drugie dlatego, że bardzo często zdarza się, że taka strata jest tak niedorzecznie wysoka, że jest w stanie przekroczyć PKB jakiegoś małego sympatycznego kraju (możecie zajrzeć na stratękazika).

Wróćmy jeszcze na chwilę do naszego hipotetycznego Stefana - jeśli dzieciak w wieku 14 lat już sobie wyrobi gust literacki/muzyczny dzięki warezom i rzeczom pobranym z internetu, to w przyszłości właśnie on będzie targetem docelowym (droższych!) wydań kolekcjonerskich. Plus, w ogóle będzie z tej kultury korzystał, zamiast dalej bujać się z kumplami po osiedlu.

Często jest też tak, że po przeczytaniu książki z internetu - w ramach uznania dla autora - idzie się do księgarni i kupuje się papierowe, ładne wydanie, najlepiej w twardej oprawie. W tej chwili rynek jest zalewany taką ilością lektur nijakich (żeby nie powiedzieć wprost, że chłamu), że czasami strach coś kupować tylko na podstawie pierwszego wrażenia/przeczucia/blurbu. Bo wiecie, czym innym jest ryzykować kupno miernej książki za 19.90 (jak za czasów mojej młodości, ech), a czym innym ryzykować utratę 30 złotych. Bo niestety nie można reklamować książki na zasadzie ,,przeczytałam i nie podobało mi się''.
× 15
@Mackowy
@Mackowy · ponad 4 lata temu
100% racji. Za małolata z barku kasy ściągałem mnóstwo kultury z internetu, książki, komiksy, filmy, gry i zadziałał ten mechanizm, o którym piszesz, bo teraz, kiedy mam jakieś wolne pieniądze (nie za dużo, ale mam) to wydaję je głównie na dobra kultury: książki, płyty, czasem gry i Netflix. Tak samo z ryzykiem wydania kasy na słabe książki, pół biedy, gdy można przeczytać na stronie wydawnictwa fragment przed zakupem (rozdział) i nie nadziać się na kota w worku, ale ryzyko, że trafi się na gniota z dobrym marketingiem w dzisiejszych czasach jest po prostu zbyt duże.
× 6
@Mackowy
@Mackowy · ponad 4 lata temu
Jeszcze jedna sprawa, często podnoszona przez obrońców drogich ebooków: "przecież album muzyczny w wersji cyfrowej przeliczeniu na piosenki w wychodzi w tej samej cenie co na fizycznym nośniku." Tak, ale możesz sobie kupić na przykład jedną piosenkę w formacie MP3, a jednego rozdziału książki nie kupisz.
× 4
· ponad 4 lata temu
Też korzystałam z kultury w Internecie. Ale człowiek był fanem Muzyki Rosyjskiej i to jeszcze niszowej. Kupić nie było bardzo jak, bo sklepu jako takiego nie było, a o wysyłce płyt do Polski też można było sobie pomarzyć. Dopiero stosunkowo niedawno, pojawiła się wolność czyli nieograniczony dostęp. Druga sprawa jest taka, że kultura bywa tak niszowa i zapomniana, że istnieje tylko dzięki nielegalnym źródłom. Chętnie bym zapłaciła za legalny dostęp, ale jakoś inaczej wspomogła autora... Ale gdy legalne źródła o twórczości Pana "XY" milczą, to jak to zrobić?
× 5
@jatymyoni
@jatymyoni · ponad 4 lata temu
Też szukałam i ściągałam takie książki, których nie sposób kupić.
× 3
· ponad 4 lata temu


× 7
@Johnson
@Johnson · ponad 4 lata temu
Bez bicia przyznaję się, że też korzystałem ze źródeł kultury dyskusyjnej legalności, ale za młodu wczesnego głód kultury był niewspółmierny do braku finansów. Teraz jak człowiek pracuje, korzystam tylko z legalnej kultury. Co do cen pełna zgoda. Nie jest za kolorowo, gry czy książki się cenią, a zawartość już różna. To samo jest z muzyką. Zresztą problem piractwa będzie myślę zmarginalizowany wobec tego, że coraz bardziej popularne są usługi abonamentowe. Nie posiadasz gry czy książki czy muzyki na własność, płacisz abonament za możliwość korzystania z tychże, i tak jest legimi, storytel, netflix, steam, playstation store. Sam korzystam. Kupujesz licencję używania, nie masz egzemplarza na własność. Taki model teraz jest forsowany przez wielu dystrybutorów.
× 7
@DZIKA_BESTIA
@DZIKA_BESTIA · ponad 4 lata temu
Piekarz robi chleb. Wkłada w to czas, umiejętności, a jednak statystycznemu do głowy nie przychodzi, żeby brać ten chleb za darmo. Ale jak pisarz coś napisze, jak powstaje jakiś film, piosenka to już jest zupełnie inaczej i się taki statystyczny oburza, że ktoś mu zabrania pobierać towar z internetu. A czym się różni pisarz od piekarza, tak u sedna sprawy?
× 9
@ziellona
@ziellona · ponad 4 lata temu
A ja Wam powiem tak: książki które mają autora (w sensie wspolczesnego) kupuję lub pożyczam. Bo zgadzam. się z Dziką Bestią, że to własność intelektualna. Jednakże aby kupić ta książka musi być przynajmniej dobra. Nie kupię takiej ot sobie - nie będzie w bibliotece to nie przeczytam. I już.
Ale są niektórzy autorzy (najczęściej początkujący) którzy swoje pisanie udostępniają za darmo. No bo skąd mamy niby wiedzieć, że to akurat jest dobre?
Ale nie o tym chciałam.
Już niejednokrotnie pisałam ze jestem etnologiem. Na szczęście w zawodzie nie pracuję, bo bym zbankrutowała na białych krukach. Książki, których NIGDZIE NIE MA ani w wersji ebook ani papier, po prostu "biorę" z ogólnodostępnych że tak powiem, portali. Tak, jest to złodziejstwo. Ale złodziejstwo podparte chęcią wiedzy lub nawet rozpowszechniania tej wiedzy. Ja się nie usprawiedliwiam, stwierdzam fakt jedynie.
MOżecie mnie potępiac, ale ja nie sądzę abym robiła bardzo źle. Inaczej bym do tych publikacji nie dotarła. Pisałam pracę dyplomową lat temu 15 - kiedy rzeczonych portali nie było. Internet w ogóle jakiś taki był, jakby go nie było. Spędziłam dwa miesiące w podróży, śpiąc po parkach i przepisując książki z bibliotek zagranicznych. Ryzykowałam zyciem w Kosovie (bo idiotka wpakowałam się w sam środek, żeby dotrzeć do albańskich publikacji).
A teraz? Wchodzę na pierwszy lepszy portal z pllikami... i z poziomu własnego kompa, tą sama pracę piszę. Mając dokładnie te same materiały.

Tak, jestem za ograniczeniem prawdziwie pirackich książek - czyli tych, które są dostępne za monety (mniejsze, większe). Tak, uważam, że na wszelkich portalach, które udostępniają ebooki powinna być odgórna kontrola o prawach autorskich - jeśli książka jest dostępna to niech tam będzie do kupienia. Jeśli zaś kogoś nie stać, lub uważa, że pewne książki nie zasługują na wydawanie złotych monet, powinny być dostępne w bibliotekach.
Ale wciąż i nadal uważam, że jeżeli książki nigdzie nie ma, to ten kto udostępnił jakkolwiek jej zawartość (PDF, DOC, JPG) i ten który ściągnął i przeczytał, nie zasługuje na potępienie. A ten pierwszy zasługuje nawet na nagrodę.

Podpisano - Ziellona

× 5
· ponad 4 lata temu
Ten pierwszy, który się poświęcił i udostępnił powinien iść do nieba bez kolejki. Swoją drogą ciekawe, że o piractwie na linii czytelnik - autor, słychać częściej i głośniej niż o piractwie na linii autor- inny autor.
× 3
@Johnson
@Johnson · ponad 4 lata temu
Ryzykowałam zyciem w Kosovie
- najs! Jakieś story o tym by dobre było. Sensacyjne czy coś.
× 2
@ziellona
@ziellona · ponad 4 lata temu
Ej, tam jest dodatek, że idiotka prima sort byłam.
@Airain
@Airain · ponad 4 lata temu
Zasadniczo jestem przeciwko piractwu, ale... zawsze jest ale. Przykład - książka naukowa potrzebna mi do pracy zawodowej. Cena w renomowanym zagranicznym wydawnictwie taka, że musi co drukowana jest 24-karatowym złotem na pergaminie ze skóry dziewic. W dodatku potrzebuję z niej jeden rozdział. W żadnej bibliotece książki nie ma, bo żadna nie ma tyle kasy. Jak mam okazję spiratować - ściągnę? Ściągnę. Przykro mi, nie stać mnie za otrzymywaną pensję na takie rozpasanie. Ani się na tym nie dorabiam, ani nie rozpowszechniam dalej. A jeśli mogę korzystać legalnie, to korzystam.
× 3
@Nigrum
@Nigrum · ponad 4 lata temu
Walka jaknajbardziej słuszna. 👍
Ja nie czytam ebooków, bo - prostu muszę mieć wersję papierową- takie zboczenie . 😁 ☺️ I pewnie dlatego mój portfel jest ciągle pusty, 🤣🤣 a w domu przewracam się o książki. 🤷😌
× 1
@nataliarecenzuje
@nataliarecenzuje · ponad 4 lata temu
Powinno się nagłaśniać takie sprawy i wagę piractwa jako przestępstwa. Bo dziś wiele osób, zwłaszcza młodych, tak się przyzwyczaiło do tego, że w sieci można zaleźć niemal wszystko i niemal wszędzie, że nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak wielka część tych wszystkich materiałów krąży po sieci nielegalnie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl