Ciężkie życie handlarza książek

Autor: Dominika Róg-Górecka ·4 minuty
2021-12-12 10 komentarzy 26 Polubień
Ciężkie życie handlarza książek

Znacie ten mem, na którym smutna żona opowiada, że jej męża zabiła sterta nieprzeczytanych książek, które gromadziła na stoliku nocnym obok łóżka? Tak, mnie też on nie śmieszy. Za to skłania do czytania i regularnego przeglądania swojego księgozbioru. W ostatnich dniach stwierdziłam, że mam za dużo powieści, do których nie wrócę. Postanowiłam je wystawić na FB i posprzedawać. Trudna selekcja, artystyczna (nie autystyczna, wypraszam sobie!) sesja zdjęciowa, stworzenie marketingowej zachęty w opisie (no dobrze, ten etap nie wyszedł) i zaraz potem oferta poleciała w świat. A potem… cóż, potem to dopiero zaczęło się dziać.

Czytanie rozwija!

Przyjęło się, że niezależnie od tego co się czyta, czy są to liczne oblicza szarego człowieka, czy wyznania gwiazd jednej reklamy, czytelnicy to raczej ludzie inteligentni. Niestety… nie ja. Bo gdy zaczęli do mnie wypisywać miłośnicy literatury sobie tylko znanymi skrótami, szyframi, czy ogólnie kodem dla wtajemniczonych, to miałam poważny problem z ich zrozumieniem! Losowo pomijane literki, brak interpunkcji, czasowników, polskich znaków, czy dziwne słówka! A w tym wszystkim ja, cała… w znakach zapytania. Bo jak tu się dowiedzieć, co klient ma na myśli i nie zdradzić się ze swoją ignorancją dla nowomowy czytającej elity?

Czytelnik to taki trochę filozof

Zdawałoby się, że transakcja nabywania książek nie ma filozoficznego, czy egzystencjalnego wymiaru. Oczywiście tak sądziłam tylko ja, zwykły zjadacz chleba i mól czytadeł codziennych. Gdy moja „dopracowana do ostatniego cala oferta” z jakimiś 30 książkami pojawiła się na stronie, otrzymałam zapytanie „Czy ten przedmiot jest nadal dostępny?”? I już mój wewnętrzny Janusz się cieszy, że wszystkie, że tak od razu! Nie ma problemu kliencie złoty! Ale pro forma pytam „O którą książkę chodzi”? I dostaję filozoficzną odpowiedź „nie wiem”, a że w szkole uczyli mnie, że „wiem, że nic nie wiem” jest wyrazem mądrości to już czuję respekt. Na prośbę o zdjęcia książek (nie będę przecież mędrca zasmucać wzmianką, że wszystko jest w ofercie, do której linkuje nawet nasz czat) podsyłam wszystkie fotografie. I w zamian otrzymuję… nie listę tytułów, ale zdjęcia zamienione w dzieła sztuki, czyli z pozaznaczanymi książkami. Uff… udało się nawiązać kontakt.

Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? I za ile?

Po serii pytań o wymiarze niezgłębionym pojawiają się bardzo konkretne wątpliwości. Ale zanim do nich przejdziemy, spójrzmy na treść mojego „dzieła”. Yhymm... brzmiało ono mniej więcej tak „Mam na sprzedaż raz czytane książki w stanie idealnym. Cena to XX zł za sztukę. Odbiór przy ul. XXXX”. Teraz przejdźmy do najpopularniejszych (no dobra, jedynych, moja oferta wcale nie była taka popularna) pytań: Ile kosztuje książka? Gdzie można ją odebrać? A nie, to za daleko.

I tu nasuwa się wątpliwość, czyżby czytelnicy… nie lubili czytać? Chociaż nie, pewnie nie przepadają za gniotami takimi jak treść mojej oferty, więc taktownie spuścili na nią zasłonę milczenia.

Czytelnik docenia tylko papier

Kolejnym moim zaskoczeniem był fakt, jak bardzo mole książkowe unikają wszystkiego… co nie jest książką. Niby słyszałam, że dla nich liczy się tylko papier, ale… żeby aż tak! W odpowiedzi na moje ogłoszenia dostałam sporo próśb o… przepisanie opisów z tyłów okładek (raz nawet do wszystkich książek). Wtedy, nie rozumiejąc wrażliwości zagadnienia, odsyłałam do… portali internetowych. Przesłałam przykładowe linki z opisami i… jak się domyślacie, popełniłam faux pas, kontakt się urwał, z mojej winy oczywiście.

Idę albo nie idę!


Przejdźmy dalej, udało się, nawiązaliśmy kontakt, dogadaliśmy co do warunków, teraz czekam na klienta! Czytelnicy zmierzający po odbiór książki są niechybnie przeklęci przez jakieś bóstwo! Bo praktycznie żaden odbiór nie odbywa się w pierwszej dacie. I mogę potwierdzać termin nawet tuż przed, klątwy w ten sposób nie złamię. Zazwyczaj jest ona na tyle słaba, że po odprawieniu kilku rytuałów, kupujący potrafi przechytrzyć los i podejść w ciągu kilku najbliższych dni. Ale bywają sytuacje dramatyczne! Bóstwo nie dość, że nie pozwala wejść w posiadanie nowej książki, to jeszcze zabrania korzystania z FB i odpisywania na moje wiadomości. Po ustaleniu terminu odbioru… zapada grobowa cisza. I weź to człowieku wytłumacz książce, która już się cieszyła na myśl o ciepłych dłoniach czytelnika, który będzie ją kochał, głaskał i czytał.

Jak widzicie na załączonych przykładach… dobrze, że nie zarabiam na życie sprzedażą książek. Prędzej bym sobie z nich dom zbudowała, niż kupiła za nie bułki. Oczywiście większość transakcji obyła się bez atrakcji. Ale ich opisywanie byłoby nudne, jak powieść o treści „poznali się, pokochali, wzięli ślub”. Sami rozumiecie, potrzeba trochę emocji, a tych przy wystawianiu książkę na FB nie brakuje. I tu miała być puenta, coś o tym, że jak brak wam wrażeń, albo chcecie poćwiczyć cierpliwość, to spróbujcie sprzedać swoje zbierające kurz powieści, ale… no nie mam czasu! Lecę odpisywać na zapytanie „Czy ten przedmiot jest nadal dostępny?”.

P.S. Jeśli na myśl o wystawianiu książek na licznych grupach czujecie narastające przerażenie, to zachęcam do skorzystania z naszych ogłoszeń. Tutaj też można sprzedawać i kupować.
× 26 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@BagatElka
@BagatElka · prawie 3 lata temu
Ja kilka lat temu wystawiłam kilka książek na olx. Napisał miły pan,dogadaliśmy się co do ceny, wysyłki itd. A potem pan wysłał mi formularz kupna/sprzedaży jaki miałam wypełnić ponieważ,jak napisał,prowadzi on (tenże pan) działalność gospodarczą i chce sobie odpisać od podatku zakup książek. Podziękowałam i stwierdziłam, że sprzedaję zaledwie kilka książek a nie samochód więc niczego wypełniać nie zamierzamy. Dostałam długą reprymendę,w której słowo "wieśniaczko" było najdelikatniejsze. Po niefortunnym debiucie na olx odechciało mi się sprzedaży.
Córka dzielnie zmaga się z wyzwaniami , tudzież wyzwiskami na vinted. Podziwiam ale i tak uważam, że jest masochistką.
× 11
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 3 lata temu
Dlatego najczęściej zostawiam książki w bibliotece.
× 10
@Vemona
@Vemona · prawie 3 lata temu
Przyznaję, że ni cholery nie rozumiem, jak można nie doczytać oferty i mieć jakieś dziwne oczekiwania albo pretensje, ale widocznie jestem nie na czasie. ;)
Szczerze mówiąc, też mam, a raczej miewam książki, których po jednym czytaniu nie zamierzam zatrzymywać, ale pozbywam się ich na dwa sposoby - przeważnie oddaję do biblioteki, ewentualnie w okolicach mikołajkowych biorę udział w akcji Biblionetkołaj (na portalu Biblionetka), gdzie można sprawdzić w opisie książki, który z użytkowników jej poszukuje i zrobić mu prezent.
Kiedyś myślałam o sprzedaży, ale jakoś założenie oferty na Allegro przerastało moje umiejętności, więc dałam sobie spokój. :)
× 7
@bookovsky2020
@bookovsky2020 · prawie 3 lata temu
Zdarzało mi się kupować książki na OLX od tzw. antykwariuszy, ale raz próbowałam też od zwykłego człowieka ze Skierniewic, który sam zaznaczył, że często bywa w Warszawie (to akurat mi pasuje). Zależało mi na zakupie książki od tej osoby, byłam gotowa się dostosować do każdej godziny i miejsca... ale tamta osoba sprawiała wrażenie nie zainteresowanej sprzedażą. W końcu sie poddalam i tej ksiazki nadal nie mam ;)
× 4
@Chassefierre
@Chassefierre · prawie 3 lata temu
Hm. No to odechciało mi się sprzedawać książki w internecie. :(
× 3
@janusz.szewczyk
@janusz.szewczyk · prawie 3 lata temu
Opis barwny choć mnie się wydaje przesadzony. W tym roku przez olx.pl kupiłem 7 książek i kilkanaście sprzedałem. Nie było żadnych problemów ii rzadko kiedy sprzedaż trwała dłużej niż kilka dni. Zdarza się oczywiście, że kupujący mają jakieś kosmiczne wymagania, ale po to w ogłoszeniu zamieszczam dopisek, że warunki i ceny są nienegocjowalne, żebym nie musiał odpisywać na całkiem dziwaczne wiadomości. Zamieszczam wiele zdjęć, szczegółowo piszę jakie ewentualne wady ma książka i staram się pomagać każdemu, kto na moje warunki przystaje. Raz nawet zdarzyło mi się nawet podrzucić sprzedaną serię książek 200 km do Kielc, bo akurat jechałem na delegację w Góry Świętokrzyskie.
× 2
@Renax
@Renax · prawie 3 lata temu
Tak. Ja na Olxie znalazlam ksiazki, ktorych szukalam, a których jest mało. Tqkie starovia. Tanie, bo po 5 zł, ale mi zależało na nich. Poza tym ksiązeczki dla dzieci. .
@Renax
@Renax · prawie 3 lata temu
Tak. Ostatnio wyatawiłam na olxie 5 kryminałów. Pan chciał odebrać osobiście, ale wyszło jak u was. Pasowało mu jak nam nie pasowało. Nawet mąż chciał podjechać pod pracę. W końcu napisałam mu " panie zapłacę zeswoich te 5 zł za wysyłkę". I gościu zamilkł. Tak widocznie chciał kupić. ...
× 2
@Airain
@Airain · prawie 3 lata temu
Ostatnio pozbyłam się kilkunastu książek w Skupszopie. Opcja dla tych, których bardziej bolą przepełnione półki niż fakt, że oddadzą książki za grosze, bo nie oszukujmy się, serwis proponuje ułamek wyjściowej ceny. Ale z nikim się użerać nie trzeba. :P
× 2
@reniarenia
@reniarenia · prawie 3 lata temu
Ja niestety kolekcjonuję książki, ale skłaniam się do oddania ich do biblioteki.
× 1
@krysztyna
@krysztyna · prawie 3 lata temu
Kiedyś próbowałam sprzedać jakieś książki przez Marketplace na Facebooku. Skończyło się na tym, że zgłosiła się jedna osoba, która nie była tak naprawdę zainteresowana książkami, a raczej spotkaniem ze mną... Książki oddałam w końcu do biblioteki, jak zwykle to robiłam wcześniej.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl