Udało się! Wypatrzyłeś w Klubie Recenzenta intrygującą książkę, zamówiłeś ją, podałeś adres i czekasz na wysyłkę. Kilka dni później masz powieść u siebie! Zabierasz się za czytanie, piszesz recenzję i dumny niczym paw dodajesz na stronę. Może nie od razu liczysz na Nobla (bo z czasem to wiadomo, że i na niego zasłużysz), ale może chociaż jakieś słowa pochwały? Dobra, zwykła akceptacja by wystarczyła. Tymczasem po kilku dniach na swoją skrzynkę dostajesz listę rzeczy do poprawy. Jak żyć? A dokładniej, jak NIE pisać?
Chociaż punktem wyjścia dla tego artykuły był Klub Recenzenta, zasady zawarte w tym podsumowaniu są uniwersalne. Po przeczytaniu kilku tekstów zauważyłam, że to, co dla nas, sprawdzających, jest oczywiste, dla innych stanowi czarną magię lub zwyczajne czepianie się. I tak lądujemy między młotem a kowadłem, bo jednak wydawnictwa mają wobec nas konkretne wymagania. Tylko skąd macie o tym wiedzieć? Postanowiłam to zmienić! Oto lista najczęstszych błędów, które pojawiają się w pierwszych recenzjach.
1. Ctrl + C oraz Ctrl +V – nie zawsze działa!
Dość regularnie znajduję w recenzjach całe skopiowane fragmenty. Jeśli to cytat z książki – świetnie! Jednak ani opis fabuły, ani biografia autora, ani inny chwytliwy tekst dostępny u wydawcy nie powinien się znaleźć u was. A już najgorzej, gdy takie fragmenty nie są ujęte w cudzysłów. W recenzji interesuje nas wyłącznie twoje zdanie, a nie opis wydawcy, nawet jeśli wyjątkowo zgrabnie mu wyszedł. Co więcej, wszystkie te informacje są już dostępne na profilu książki/autora, nie ma więc potrzeby ich powielać, prawda?
2. Recenzja to nie streszczenie
Skoro już wspomniałam o opisywaniu fabuły własnymi słowami, warto też napomknąć o zachowaniu umiaru. Jak dużo historii może się znaleźć w recenzji? Niewiele, najlepiej tyle, ile zdradza sam wydawca (a jeśli i on przesadza, to mniej). Również ilościowo opis fabuły nie powinien przekraczać jednego akapitu. W końcu recenzja ma udzielić odpowiedzi, czy warto sięgać po dany tytuł, a nie go streścić.
3. Opowieści dziwnej treści
Warto się zastanowić nad tym, czego czytelnicy szukają w recenzjach. Może informacji o tym, czy książka jest ciekawa? Czy ma realistycznych bohaterów? Czy się czymś wyróżnia na tle innych? Jak odbierałeś książkę od kuriera i co powiedziała sąsiadka na widok kolejnej paczki? Teraz niepotrzebne „skreśl”. Ja wszystko rozumiem, te osobiste opowieści bywają fascynujące, ale mimo wszystko to nie jest na nie miejsce. Relacje czy okołoksiążkowe wpadki i przypadki świetnie sprawdzą się na
blogu, którego można u nas prowadzić.
4. Błędy i owędy
Staramy się być tolerancyjne i na wiele rzeczy przymykamy oko. Recenzja to nie praca życia i nie ma co popadać w przesadę, jednak… wydawnictwa oczekują ładnej, składnej, względnie poprawnej wypowiedzi, a niekoniecznie luźnego zapisu myśli. Część błędów można wyłapać przy pomocy online’owych i (najczęściej) darmowych narzędzi. Ułatwiają walkę z literówkami czy interpunkcją. Nie mają pełnej skuteczności, ale się „starają”. Warto też przeczytać tekst na głos i zastanowić się nad poprawnością zwrotów i form. Kolejnym punktem są powtórzenia, a już najpopularniejszym słowo „książka”. Polecam korzystanie z synonimów, nawet w obrębie programu do edycji tekstu można znaleźć taką funkcjonalność. Na końcu zaś, uwaga, zdradzam swój patent, warto uruchomić odczytywanie tekstu. To nie będzie przyjemność, gwarantuję, ale jedyny sposób na uniknięcie czytania „z pamięci”, przez które pomija się wiele błędów.
5. Limit znaków to podstawa
To, że strona nie pozwala dodać recenzji krótszej, niż 2000 znaków to nie przypadek! Powiem więcej, jak ktoś kreatywny wpadnie na pomysł, żeby „dobić” do limitu poprzez umieszczenie kopiowanego tekstu lub „plagi” znaków specjalnych... to my się zorientujemy! Takie z nas marudy! Limit jest, był i będzie. To właśnie jakość przemawia za tym, że wydawnictwa chcą z wami współpracować. Im lepsze recenzje, tym fajniejsze propozycje!
6. „Jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca”
Nie oczekujemy wyłącznie pozytywnych recenzji. Wręcz odwrotnie, interesują nas tylko rzetelne teksty, nawet jeśli oznacza to ocenę 1 na 10. Trudność tkwi w tym, by krytykę ubrać w odpowiednie słowa. Co zrobić, jeśli czujesz, że książka to barachło, które z racji nielegalności tortur powinno być usunięte z rynku? Zamiast używać słowa "gniot" lub "badziewie" jako synonim tytułu, napisz, czemu tak uważasz, a ostrzejszą ocenę pozostaw czytelnikowi. Zdaję sobie sprawię z tego, że szokowanie dosadnymi epitetami jest przez część Internet uważana za wyraz szczerości, jednak przez innych bywa odbierany jako przytyk osobisty lub uwagi pozbawione wartości merytorycznej. Ja w tym zakresie stawiam na umiar. Oczywiście bez przesady. Uważasz, że przeczytałeś właśnie najgorszą książkę w tym roku? Żałujesz czasu, który na nią zmarnowałeś? Nie polecasz tego tytułu absolutnie nikomu? To wystarczająco mocne określenia, które nie sprawiają wrażenia, że recenzent bezsensownie rzuca wyzwiskami. Jednak najważniejsze jest to, by krytyka była uzasadniona, a każdy wniosek (zarówno pozytywny, jak i negatywny) z czegoś wynikał. Nie wystarczy wspomnieć, że powieść ci się nie podobała, wyjaśnij dlaczego, opowiedz, czego oczekiwałeś, powołaj przykłady lepszych tytułów. Niech siła tekstu tkwi w użytej argumentacji! Pamiętajcie też, żeby krytykować wyłącznie książkę, nie autora, nie wydawnictwo, nie wszystkich świętych. Ludzie się mylą, redaktor źle ocenił tekst, a korektor miał złe dni i tygodnie. Zdarza się. Wskazanie na liczne literówki jest jak najbardziej na miejscu, obrażanie innych zdecydowanie nie.
7. Ciąg dalszy nastąpi
Gdy rozsiądziesz się na kanapie to chyba nie lubisz, gdy zaraz ktoś dzwoni do drzwi? My też nie przepadamy za recenzjami, które nie są kompletne i odsyłają czytelnika na inne strony. Teksty u nas muszą być całością, nawet jeśli później publikujecie je jeszcze na swoim blogu. Szczególną uwagę kieruję do naszych recenzentów. Teksty publikowane w ramach Klubu Recenzenta muszą się najpierw pojawić Na Kanapie, a dopiero potem na waszych kanałach, czy stronach księgarni. To naprawdę ważne! Dzięki temu Na Kanapę trafi więcej książek do recenzowania!
Czy ten artykuł to przytyk do kogoś konkretnego? Pod żadnym pozorem! Każdy kiedyś zaczyna, ma prawo mylić się i pracować nad stylem recenzowania. Jeśli przypadkiem wstrzeliłam się w coś, co cię dotyczy, to zbieg okoliczności. Nie przejmuj się! Mnie wystarczy, że w przyszłości pomyślisz (niekoniecznie ciepło) o tym tekście i zastosujesz się do zawartych w nim porad.
Jeśli wciąż masz wątpliwości, nie obawiaj się do mnie napisać! Z przyjemnością pomogę i wyjaśnię. Chętnie dowiem się, jakie rady sami dalibyście początkującym recenzentom? Czego powinni unikać w swoich tekstach?
Dominika Róg-Górecka