Oj jak ja bym chciała, by każdy mężczyzna miał wrażliwość Kosma. To jak się wypowiada, czy jak opisuje uczucia, których nie potrafi zrozumieć były dla mnie balsamem na serce i zbolałe rany. Taki prawdziwy człowiek, którego można nazwać bratnią duszą.
,,Muzyka wypełniała każdą pustą przestrzeń w moim ciele. Każdy trudno dostępny zakamarek, każdą szczelinę. Melodią dostarczała mi tlenu potrzebnego do przeżycia. Niosła chwilową radość, której potrzebowałem, by się uwolnić od przeszłości".
Najchętniej przepisałabym wam całą książkę, gdyż jest napisana w bardzo poetyckim stylu. Jest miłość, są rozterki, jest oczywiście muzyka, która potrafi być niezłym wyciskaczem łez. Kiedy tylko poznacie Oksanę, również ulegniecie jej czarowi. Kiedy ona śpiewa, cichnie sala, słychać wesoły śpiew ptaków i życie jakoś tak potrafi nabierać barw. Aż dziw mnie brał, kiedy okazało się, że śpiew nie jest jej największym marzeniem. Gdy na plan wychodził jej młodszy brat, pozycja zaczynała być wzruszająca. Jak to zwykle w książkach bywa, jego choroba nie pozostawiała złudzeń. Potrzebne były fundusze, a nic tak nie uskrzydla jak siostrzano-braterska miłość. By wyjść na przeciw problemom jest niemal zmuszona, by zrobić coś, na co niekoniecznie ma ochotę. Jednak zdobycie takiej sumy pieniędzy wymaga poświęceń. Podejrzewam, że gdyby umiała przewidywać przyszłość... Ach, co ja wam będę zdradzała takie szczegóły;-)
Walczcie o marzenia, gdyż zawsze warto zaryzykować. Samo myślenie nie...