Kiedy sięgnęłam po tę książkę to od razu wiedziałam, że będzie ona dobra. Ale nie spodziewałam się, że aż tak!
Najpopularniejszy zespół rock'n'rollowy na świecie, tytułowy Daisy Jones&The Six, daje koncert, na którym szaleje tysiące fanów. Nikt nie podejrzewa, że jest to ich ostatni koncert. Co doprowadziło do tego, że zespół tak nagle przestał istnieć? Co było powodem rozpadu grupy?
Pierwsze, co mnie oczarowało w „Daisy Jones&The Six” to styl pisania autorki. Dostajemy w książce „wywiady” z członkami zespołu, a także osobami, które pomagały bądź były bliskie kapeli. Sprawia to wrażenie, że czyta się historię prawdziwego zespołu, a także buduje unikatowy klimat. Przez takie zagranie brakuje w powieści dużej ilości opisów, co akurat nie uznaje za minus. Wręcz odwrotnie, brak opisów sprawia, że czyta się szybciej, a dzięki temu bardziej wciąga, bardziej oczarowuje czytelnika.
W trakcie czytania trudno uwierzyć, że autorka stworzyła tak genialny zespół od zera. Wiele razy byłam pewna podziwu tego, jak świetnie wyszło autorce skonstruowanie tak złożonej kapeli. Bo składa się ona nie z dwóch czy trzech osób, a aż siedmiu! Do tego każdy członek zespołu był osobno wykreowany, miał indywidualne cechy. Nie było mowy, by byli swoimi kalkami. Wszyscy byli złożonymi bohaterami. Mierzyli się ze swoimi demonami, swoimi problemami, których nie wynosili na scenę. Pojawiają się narkotyki, seks i jego następstwa, alkohol, konflikty, uzależnienia...I w tym wszystkim bohaterowie...