I kolejny tom genialnego cyklu WoFa przeczytany.
Książka składa się z pov 3 postaci. Ivy, Leaf i Wren wraz z jej smokiem. Nie trudno się domyśleć ze najciekawsze pov jest o Wren i Sky. Te rozdziały są najlepsze, najchętniej się je czyta. A cała reszta.. jak najszybciej chciałem je skończyć aby znów powrócić do smoka i dziewczyny. Nie sprawiały mi zbytniej przyjemności, raczej coś w stylu „Eh.. znowu tamci". I niestety rozdziały Wren są najkrótsze. A to jej przygody były najciekawsze. O wiele bardziej wolałbym aby cała książka skupiała się tylko na nich. Wren, Sky, Wren, Sky itd.
Sky jest... uroczym, dziwaczny smokiem. Strasznie brakuje mi w nim tej całej... smoczości. Bycia mimo wszystko prawdziwym smokiem a nie tylko np kociakiem. Ale z drugiej strony Pustułka czyli jego matka chciała go zabić a tylko dzięki szczęściu tak się nie stało i jego nową 'mamą' została Wren. Więc czy dlatego jest jaki jest bo wychował go człowiek? Tylko tez w jaki sposób udało im się przeżyć tylko lat skoro Sky nie umie walczyć. Z lataniem tez ma problemy mimo iż jest Nieboskrzydłym. Czyli powinien być najlepszym lotnikiem. Przynajmniej lepszym od innych plemion. Nie ma ognia co też jest wielkim problemem bo to podstawowa forma obrony. Nie licząc zębów i pazurów. Ale jakoś przezywają i do końca książki lubiłem Skya. Oczywiście później tez ale owa końcówka troszkę, dla mnie, tandetnie wyglądała. Kiedy będąc smokiem zachowuje się.. no dziecinnie i nie potrafi za bardzo przestraszyć ...