To moje trzecie spotkanie z „Dumą i uprzedzeniem” J. Austen. Pierwsze miało miejsce w pierwszych latach szkoły średniej. Wówczas, jako fascynatka nowoczesności, potraktowałam "to stare romansidło" niemalże ze wzgardą. Będąc już kobietą w wieku balzakowskim sięgnęłam po „Dumę i uprzedzenie” drugi raz. I zaskoczenie. I politowanie dla moich nastoletnich osądów. I pełna szacunku zaduma nad kobietą z przełomu XVIII i XIX wieku, inteligentną, pełną ironii i dowcipu, z dystansem do własnej płci i reguł panujących ówcześnie, jaką objawiła mi się Autorka. Zachwyt mój sięgał najwyższych granic i gdyby wówczas istniało LC, oceniłabym książkę na 9, może 10 gwiazdek.
Dziś zakończyłam trzecie spotkanie z „Dumą…” Moja ocena? Nadal wysoka. Ale tym razem w opowieść Austen nie włączyły się moje emocje. Może to kwestia znajomości treści? Ważnych wydarzeń codzienności, których lektura nie zdołała przysłonić? W każdym razie, nie dałam się porwać:(. Oczywiście szacunek dla umysłowości, osobowości, postrzegania rzeczywistości przez Jane Austen pozostał, a może jeszcze wzrósł:). Doceniłam również, na co nie zwróciłam uwagi wcześniej, smaczki epoki, czyli coś, co od jakiegoś czasu uwielbiam w literaturze i filmie, a co, moim zdaniem możliwe jest tylko w lekturach, które traktują o czasach współczesnych ich powstaniu (lub bardzo niedawnych). Bo przecież w miarę upływu czasu, który upłynął od danych wydarzeń, zmienia się nasza o nich wiedza. Z jednej strony zaczynamy myśleć schematyczni...