„Może to było próżne, ale marzyłem o tym, żeby ona kiedyś zawalczyła o mnie tak, jak ja próbowałem walczyć o nią.”
Rosie i Liam to dwoje młodych ludzi, których przyjaźń trwa od dziecka.
Przypadkowo podsłuchana rozmowa i tragedia, która spotkała jedno z nich stanęły na drodze czemuś pięknemu.
Czy dla Rosie i Liama jest jeszcze szansa?
„Goodbye, Rosie” to kolejna książka A.P. Mist, którą autorka zafundowała mi emocjonalny rollercoaster.
Znając pióro autorki gdzieś z tylu głowy zagnieździła mi się jedna myśl – lekko nie będzie.
Szczerze mówiąc gdyby było inaczej to zapewne nie skończyłabym książki w jeden dzień. Ale zacznijmy od początku.
Historia Rosie i Liama zaczęła się naprawdę spokojnie, jak jazda na kolejce górskiej. Najpierw powolny podjazd, a później dziki zjazd. Mimo spokojnego początku, z każdą przeczytaną stroną było coraz bardziej intensywnie. Aż w pewnym momencie włączył się mój wewnętrzny instynkt zabójcy i zaczęłam planować na ile sposobów skrzywdzę Liama. Chłopak swoim zachowaniem koncertowo zrobił sobie we mnie wroga. Kiedy historia doszła do momentu, w którym są płacz i strach o główną bohaterkę, zadziałało coś w rodzaju hamulca bezpieczeństwa i wszystko trafiło na właściwy tor. A Liam od tego momentu zyskał w moich oczach.
„Goodbye, Rosie” jest jak spacer po starym pomoście prowadzącym w głąb jeziora. Nie masz pewności, czy kolej...