Mam swój bilet na koniec świata i nie zawaham się z niego skorzystać. W końcu co złego może się stać? Czy nagle popadnę w obłęd, a może zatracę się w pustce? Czy być może pochłonie mnie nicość, która odbierze resztki rozsądku, odbierze zmysły? A może koniec okaże się zupełnie inny, może nadejdzie niepostrzeżenie i po cichu? Może będzie kroczył krok za krokiem moim śladem i powoli będzie omamiał serce swoimi mackami, projektował w umyśle chore obrazy i doprowadzał do nieuchronności? Jakikolwiek ten koniec miałby być, zdecydowanie chciałabym, aby był taki, jak opisany przez Pana Bartosza. A ten Koniec jest wyjątkowy, osadza się na dnie duszy i kiełkuje w nas swoimi surrealistycznymi wizjami. Z każdym dniem dojrzewa swoimi fragmentami, by spróbować nazwać nienazwane. To jest koniec świata, któremu nie sposób się oprzeć, który zachwyca wyjątkowością i symboliką. W nim znajdziemy odbicie swoich emocji, pragnień, fantasmagorycznych snów, o ile wiemy czego poszukujemy. Bo być może błądzimy w szarej mgle, nie zdając sobie sprawy z naszych obaw i snów, zupełnie jak bohaterowie książki. Koniec jest niejednoznaczny, nieopisany, magnetyczny, bawi się czytelnikiem, wodzi za zmysły i ani się obejrzymy, a jesteśmy przesiąknięci jego klimatem, mokrzy od nierealności i ani na milisekundę nie przestajemy o nim myśleć.
Tak właściwie, to nie wiem czym jest Koniec, jest tak nieokreślony i wymykający się wszelkim ramom i definicjom, że nie będzie on lekturą dla wszystkich. Ale osobiś...