Lubię Murakamiego, choć nie jestem szczególnie zagorzałą fanką jego twórczości, ale ta książka jakoś mnie zmęczyła. Sam pomysł ciekawy, dwutorowa narracja intryguje, oba wątki prowokują do rozmyślań (zresztą dość szybko zorientowałam się, co je wiąże, nawet zanim narracja wskazała to jednoznacznie). Tylko styl opowiadania coraz bardziej mnie nużył - przede wszystkim natrętna drobiazgowość skupienia na szczegółach, zwłaszcza w partiach "hard boiled". Może to miało dawać wrażenie realizmu, ale mnie zaczęło irytować. Bohater nie może się ubrać, on wkłada niebieską koszulę z trzema guziczkami, beżowe spodnie ze sztruksu i skarpetki w paski. Nie zjada śniadania, tylko rogalika z masełkiem, dwie parówki, i pije kawę z mleczkiem i cukrem w filiżance z różowym kwiatkiem. Dokładnie opisuje, jak się goli, a w którymś momencie około strony poświęca rozważaniom, ile to czasu upłynęło, od kiedy ostatnio siusiał. (I żeby jeszcze to wszystko miało jakieś znaczenie dla fabuły, ale nie, tak po prostu, dokładnie wszystko jest opisane i już.) A z drugiej strony, polują na niego, demolują mu dom, pod tokijskim metrem żyją potwory, i w ogóle panie, za trochę koniec świata, a on jakoś nie bardzo się tym przejmuje...