Bardzo smutna historia jak pisarza, niegdyś wielkiego, podziwianego, zapatrzonego w swoją wielkość pokonuje historia. Jest rok 1980, wszystko się zmienia, a on ze swoich szczytów tego nie zauważa, lub nie chce zauważyć. Nie potrafi, lub nie chce przestawić się na inne tory historii, jak czyni to wiele wokół niego. Nie potrafi zmienić barw, a jak nie on, to przynajmniej ktoś z rodziny stając po drugiej stronie by zabezpieczyć jego interesy. Zapatrzony w siebie człowiek, który tak naprawdę nie wie, co się dzieje, że zaczynają mleć żarna historii. Zostaje przez tą historię zmielony i wypluty, pozostając samotnym reliktem przeszłości. Ilu to pisarzy i ludzi kultury i sztuki dotyczyło? Nie wiem. Na pewno nie był to odosobniony przypadek.
Sama powieść ma formę monologów wyciętych z dialogów, jakby druga strona dialogu była zbędna. Napisana została po mistrzowsku, pięknym barwnym językiem. Proza Rylskiego nie jest łatwa w odbiorze, ale jest urzekająca. Warto się z nią zapoznać.
PS.
Słuchałam jej w wspaniałym wykonaniu Leszka Teleszyńskiego.