Tegoż samego wieczoru do gabinetu Karola wślizgnął się przez uchylone drzwi Pacuś. Jak każdy kot, był indywidualnością i miał swoje prywatne upodobania. Lubił papier. Wskoczył na fotel, a potem na biurko. Biurko było prawie puste, stały na nim dwa aparaty telefoniczne, zasobniczek z długopisami, leżała zamknięta teczka z korespondencją i oddzielnie jedna kartka papieru do drukarki z jakimś krótkim napisem pośrodku. Komputer z całym oprzyrządowaniem znajdował się na specjalnym blacie obok. Pacuś, rzecz jasna, napisu na kartce nie czytał, ale obwąchał go z wielką lubością. Po czym spróbował wziąć w zęby, co na gładkim, śliskim blacie okazało się niemożliwe. Pomógł sobie łapką i przesuwał papier tak długo, aż dopchnął go do krawędzi. Popchnął jeszcze trochę i kartka spłynęła na podłogę.