Gdzieś koło 2015 roku przeczytałam pierwszy tom. Bardzo zafascynowana polowałam na ciąg dalszy, ale się nie udało, dopiero w tym roku kupiłam za jednym razem dwójkę i trójkę. Niesamowite, jak gust człowieka może się po latach zmienić.
Bohaterów mamy dwóch - Adama (i nie powiem nic odkrywczego, to syn bohaterki z jedynki) i Sarę (a to jest nowość na rynku Numerów). Adama poznajemy jak ucieka z babcią przed powodzią do Londynu, tego Londynu, który za pewien czas zapewne zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Sarę natomiast jakiś On (ojciec) podwozi do szkoły, gdzie dziewczyna od razu daje znać rówieśnikom, że z niej twarda laska i nie takie numery, Bru... no. Adam po matce widzi daty śmierci, a żeby nie był jedynym (poza Val) nadnaturalnym, to Sara ma "proroczy sen", w którym jej córkę (!) z pożaru (!!) porywa Adam (!!!). Sara twierdzi, że chłopak chce niemowlę zabić.
Nie wiem, może się już postarzałam i zapomniałam, jak to jest być nastolatkiem, ale kompletnie nie rozumiem bohaterów. Niby to by chcieli być ze sobą, niby nie, raz Adam jest na tak, to zaś Sara nie, a jak Sara chce, to Adam za daleko i... no, takie perypetie z Dynastii Carringtonów. Z jednej strony Sara wie, co zrobił On i ze z tym to na policję, ale nie, bo COŚ i COŚ i nikt nie uwierzy. A Adam aż za bardzo wieży w dobroć i miłosierdzie, kiedy idzie spotkać się z KIMŚ i potem ląduje GDZIEŚ.
Fascynujące jest natomiast to, że Sara po mieszkaniu przez całe swoje życie w piernatach i ...