Powieść sensacyjna taka sobie, przeciętna; zapewne znacznie lepsza od setek innych, ale na pewno nie jest to szczytowe osiągnięcie Dana Browna. Momentami wydawała mi się po prostu naiwna i nużąca. Choć fabuła, idea, pomysł, rodzi sporo pytań, wątpliwości i przemyśleń.
Skąd przyszliśmy? Dokąd zmierzamy? – podobno najważniejsze pytania ludzkości, ale… Tak się zastanawiam i staram się sobie przypomnieć, czy ja kiedykolwiek poświęciłem temu zagadnieniu więcej niż kilkanaście sekund? Nie wydaje mi się. Zdaję sobie sprawę i zawsze zdawałem, że w chwili obecnej, zadowalającej odpowiedzi na nie nie ma, więc nie zawracam sobie głowy bombastycznymi kwestiami. Miliony ludzi prawdopodobnie mają podobnie. Bardziej interesuje mnie, i nie tylko mnie, czy mi pieniędzy wystarczy do pierwszego, niż „dokąd zmierza ludzkość?”.
Edmond Kirsch, miliarder, naukowiec, wizjoner, zaciekły, wojujący ateista, podobno odkrył odpowiedź na te fundamentalne pytania, a nawet znalazł dowody, które mają zadać ostateczny cios religiom – wszystkim religiom. Swoje odkrycie Kirsch ma ogłosić podczas spektakularnej prezentacji w Muzeum Guggenheima w Bilbao, którą śledzi on-line wiele milionów ludzi. Jednym z nich jest specjalnie i osobiście zaproszony Robert Langdon, profesor Uniwersytetu Harvarda, specjalista w dziedzinie ikonologii religijnej i symboli, dawniej profesor Kirscha.
Przygotowania do ujawnienia szokującej prawdy przeciągają się tak bardzo, że szybko można zorientować się...