Kobieta po przejściach, mężczyzna na życiowym zakręcie? Tym razem to nie przepis na romans, a świetny kryminalny debiut Grety Drawskiej. Debiut w moim odczuciu tak dobry, że już zacieram ręce na wszystko co wyjdzie spod pióra autorki.
Jak kryminał, to oczywiście musi być i zbrodnia. I rzeczywiście jest. Nieszablonowa, brutalna przywodząca na myśl mord rytualny. Sprawą zajmuje się Wanda Just, która wraca w rodzinne strony, gdzie obejmuje stanowisko prokuratora w Drawsku Pomorskim. Przy dochodzeniu spotyka szkolnego kolegę, obecnie podkomisarza Piotra Derenia, którego nie widziała od dwudziestu lat.
W powieści przeplatają się trzy wątki. Tajemnicy związanej z dawną legendą o ukrytym w obrazie skarbie, posuwającej się leniwie do przodu sprawy kryminalnej oraz życia osobistego bohaterów, naznaczonego ich osobistymi traumami. Wszystkie te elementy są jednak odpowiednio zbalansowane i poprzez wzajemny wpływ tworzą jedną, intrygującą i budzącą prawdziwe emocje historię. Umiejętnie nakreślona małomiasteczkowa atmosfera naznaczona skrytością i sąsiedzkimi niesnaskami, ale również problemy osobiste bohaterów, nie ułatwiają prowadzenia śledztwa.
Wplecione w fabułę informacje dotyczące słowiańskich wierzeń są bez wątpienia ciekawe z punktu widzenia czytelnika, tylko czy wniosą coś wartościowego do sprawy, czy może komuś zależy na ukryciu prawdziwego motywu morderstwa?
Zakończenie mnie zaskoczyło, co ...