Wychowałem się na ciężkostrawnej katolicko-socjalistyczno-ateistycznej mieszance. Po trzydziestce zrozumiałem, że sam odpowiadam za wybór mojej duchowej drogi. Wybrałem buddyzm zen. Nie żałuję. Tym bardziej że dzięki zen zacząłem z wolna rozumieć przekaz Chrystusa, a nie jak wcześniej jedynie w Niego wierzyć. Te rozmowy, a potem książka, zrodziły się z dzielonej ze Współautorką potrzeby przekraczania konfliktogennych religijnych barier, szukania tego, co wspólne ? i z przekonania, że Budda i Chrystus, gdyby się spotkali, z pewnością wpadliby sobie w ramiona. Zapraszam do lektury. Wojciech Eichelberger