Wierzycie w to, że każdy związek ma swój czas? Że jeśli dwoje ludzi, nawet sobie przeznaczonych (o ile oczywiście i w tę teorię się wierzy), spotka się w nieodpowiednim momencie, to czego by nie zrobili, ta relacja jest skazana na niepowodzenie? A co z drugimi szansami? Jesteście zwolennikami teorii, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki czy że rzeka zmienia swój bieg i nigdy już nie jest taka sama? Bo widzicie, miałam jakieś wyobrażenia co do tej książki. Że to będzie lekki romans z nutą komedii. Ale to wcale tak nie wygląda. To fajna, trudna historia, zmuszająca do przemyśleń i pokazująca, że związek to cholernie trudna sprawa. I nie zawsze kończy się happy endem. Bardzo często bowiem łączy się ze złamanym, pokiereszowanym, rozbitym w pył sercem.
Dylan to postać niebanalna jak na książki, które dotąd czytałam. Bowiem jest to wrażliwy mężczyzna, piszący wiersze oraz zaczytujący się w nich, miłośnik filologii angielskiej. Daleko mu do typowego bad boya czy też członka mafii, z którymi licznie spotykamy się w literaturze kobiecej. Jest bohaterem z ogromnymi problemami, które pochodzą z jego wnętrza, a sięgają sytuacji w domu rodzinnym. Podatny na wpływy, przyzwyczajony do bycia kierowanym, nie do końca radzący sobie z dorosłą rzeczywistością- taki był w swojej młodszej wersji. Czy człowiek jest w stanie wyciągać wnioski, uczyć się na własnych błędach i pracować nad sobą na tyle, by osiągnąć pożądaną zmianę? Sprawdźcie sami jak ocenicie tego bohatera.
...