Sięgnęłam po "Widowisko" Przemysława Borkowskiego z nadzieją na intrygujący kryminał z teatralnym tłem, jednak niestety szybko okazało się, że choć sceneria jest efektowna, to fabuła podąża utartymi ścieżkami.
Początek zapowiadał się obiecująco – morderstwo podczas parady otwierającej festiwal teatralny, narzędzie zbrodni będące scenicznym rekwizytem, śledztwo prowadzące do świata pełnego tajemnic i namiętności. Niestety, im dalej zagłębiałam się w historię, tym bardziej czułam się, jakbym oglądała dobrze znane przedstawienie, w którym znam już zakończenie.
Główny bohater, psycholog Zygmunt Rozłucki, ponownie zostaje zaangażowany w śledztwo i – jak można się było spodziewać – wpada w sieć intryg, z których część okazuje się boleśnie schematyczna. Despotyczny dyrektor teatru, piękna aktorka wplątana w sprawę, kolejne ofiary... Mimo że autor starał się budować napięcie, rozwiązanie zagadki było dla mnie oczywiste na długo przed finałem.
Nie mogę odmówić książce sprawnego stylu i dobrze oddanej atmosfery teatralnego światka, jednak jako fanka kryminałów oczekuję większej nieprzewidywalności i zaskoczeń. Tutaj ich zabrakło. Dobre rzemiosło, ale bez efektu wow. Szkoda, bo potencjał był.