W piątkowe popołudnie usiadłam ze “Złym dzieckiem” Camilli Way i nie ruszyłam się z miejsca do końca lektury. Z “chwili” zrobił się bardzo późny wieczór 🤭, a ja czytałam z ciekawością, jakiej już dawno nie doświadczyłam. Jest to tym bardziej szczególne, że w zasadzie Way operuje w tej historii dobrze znanymi, by nie powiedzieć oklepanymi wręcz motywami, robi to jednak w taki sposób, że człowiek po prostu nie jest w stanie oderwać się od tekstu.
Początek powieści mocno przypomniał mi “Idealne dziecko” Lucindy Berry, obie książki mają podobny punkt wyjścia - w domu głównych bohaterów - Beth i Douga - pojawia się wyczekiwane latami dziecko, lecz paradoksalnie marzenie o szczęśliwej rodzinie staje się z każdym kolejnym dniem coraz bardziej odległe. W dziewczynce jest jakiś przerażający mrok, i nietrudno się domyślić, że jej psychopatyczna natura może doprowadzić do niewyobrażalnych czynów, których konsekwencje będą tragiczne w skutkach..
Jednak historia Way idzie o krok dalej serwując nam wątek młodej pary z Londynu, Luke nie wraca na noc do domu, nie pojawia się również w pracy - jego dziewczyna Clara zaczyna poszukiwania. Początkowo sprawa zaginionego chłopaka biegnie równolegle ze wspomnieniami Beth, by ostatecznie dramatycznie zazębić się z losami rodziny Jennings.
Obie linie fabularne trzymają w mrocznym napięciu, ukazując wciąż nowe, wyłaniajace się spod kurzu czasu zagadki i tajemnice - od tych pozornie niewinnych, lekko niewygodnych, przez ohydne, pełne kłamstw i zdrad, po działania tragiczne, niewybaczalne.
“Złe dziecko” to naprawdę nieodkładalny thriller psychologiczny, z wyrazistymi bohaterami, pełen przerażających sekretów, prowokujący pytania o uśpionym w człowieku złu. Czy socjopatą człowiek się rodzi, będąc gotową już mieszanką czynników neurologicznych, czy raczej staje się nim z czasem - łącząc w sobie miks okoliczności i biologii?
Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, która prawdziwie zaskoczyła mnie powieścią złożoną z pozornie niewyszukanych lejtmotywów- natomiast sposób w jaki nimi żonglowała to już wyższa szkoła jazdy! Niewiele tak naprawdę można tu przewidzieć, a i na samym końcu czeka jeszcze co najmniej jedno zaskoczenie. Jestem zdecydowanie na tak.