Funkcjonuję w poczuciu obowiązku. Zawsze tak było, to znaczy na pewno od szkoły średniej, kiedy to obowiązek narzuciłam sobie sama. Zrobiłam to, bo usłyszałam, gdy jedna z nauczycielek mówiła, że w "średniej" tylko dobre uczennice nie mają trójki. A ja chociaż raz chciałam być dobrą uczennicą. Nigdy wcześniej nie byłam. Dlatego uczyłam się i uczyłam... Na studiach spełniałam obowiązki, bo tak trzeba było, bo przecież nie odpadnę, bo szkoda, bo wstyd... Nic nie miałam z życia studenckiego, ani imprez, ani szczególnych znajomości, ani poszerzonych horyzontów, ani nawet miłości. Tak naprawdę to na polonistyce trudno było się zakochać. Wybór jakby obiektywie ograniczony. Dlatego przez 5 lat tylko stuk, stuk, stuk... Potem postanowiłam, że zdobędę świat, ale ogrom szkolnej papierologii i rozprawek do sprawdzania szybko sprowadził mnie na ziemię. Kiedy wyszłam za mąż do drzwi zapukała choroba i przez dziesięć lat, bezgranicznie zatopiona w nowych obowiązkach, patrzyłam jak gaśnie to najukochańsze z serc. Dobrze, że zdążyliśmy sprawdzić na świat to, co najcenniejsze. Córka i po części samotne macierzyństwo też stanowiło nie lada wyzwanie. Potem jedna podyplomówka, druga, trzecia, bo przecież muszę dać w pracy pięćset procent, bo kto jak nie ja, bo na mnie liczą, bo nadal wiem za mało, bo muszę, bo rzeczywistość wymaga... Teraz znowu studiuję, choć z wiekiem jest coraz trudniej, bo przecież muszę, bo to przecież na mnie ciąży brzemię odpowiedzialności, bo ktoś tym dzieciom musi pomóc, bo młodsze koleżanki mają inny pomysł na życie... Jestem u kresu sił, miesiąc przed ostatnim egzaminem, dwa tygodnie przed kolejnymi urodzinami, zwyczajnie po ludzku mam dość. Chciałabym jak inni- zamiast siedzieć na wykładach- pić szampana w jacuzzi, patrzeć na Giewont lub włóczyć się po galerii w poszukiwaniu którejś tam sukienki. Chciałbym czytać książki, ale nie z przymusu, a dla przyjemności... tym razem dla siebie... Jednak muszę ponieść konsekwencje swoich wyborów, bo jak mawia klasyk "raz uczyniwszy wybór, każdego dnia wybierać muszę". Szkoda, że tak mało mnie w tych wyborach. Jeszcze czas na postanowienia noworoczne, ale ja muszę koniecznie nauczyć się zdrowego, pozytywnego egoizmu, bo coraz mniej "mnie" w sobie samej.
Afirmuję, by "wymyślić" sobie nową ja...