Avatar @meryluczytelniczka

Merylu Czytelniczka

@meryluczytelniczka
17 obserwujących. 8 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad roku. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
17 obserwujących.
8 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad roku. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.

Blog

niedziela, 30 lipca 2023

Czyżby kolejna moda na tematykę powieści?

Po Auschwitz i nazistach przyszedł czas na Lebensborn...

 

środa, 3 maja 2023

Dziwna maniera w recenzjach

Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co chodzi z dziwną manierą rozpoczynania recenzji od słów:

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją...

albo

W ten wieczór przychodzę do Was z recenzją...

albo

Kochani! Spieszę do Was z recenzją...

a potem następuje streszczenie książki.

I te emotki...

sobota, 1 kwietnia 2023

Wygrzebane w archiwum zapisków

W swoim komputerowym archiwum odnalazłam taki tekst z początku XXI wieku:

 

Czy zawsze trzeba rozumieć dzieło literackie tak samo jak wszyscy, a zwłaszcza tak, jak je zrozumieli krytycy i znawcy literatury? Myślę, że nie. Jednak czasem może to prowadzić do niecodziennych sytuacji. Moja koleżanka przeczytała "Wspólny pokój" Zbigniewa Uniłowskiego. To była jej lektura na studiach - na dzieje literatury polskiej. Powieść ta niesamowicie ją ubawiła, nie mogła się od niej oderwać, wręcz głośno się śmiała przy jej czytaniu. Na zajęciach pani profesor zapytała o wrażenia studentów po przeczytaniu powieści. Moja koleżanka wyrwała się do odpowiedzi i z dumą powiedziała, że książka jest wspaniała i bardzo śmieszna. W tym momencie, wielkie z natury, oczy pani profesor zaczęły robić się jeszcze większe. Nie urosły, ale wyraziły ogromne zdziwienie faktem, że powieść Uniłowskiego może być śmieszna. W tym samym momencie moja koleżanka zrozumiała, że chyba nie tak należało "Wspólny pokój" interpretować.

 

I właśnie dlatego postanowiłam "Wspólny pokój" przeczytać, żeby sprawdzić czy jest ona śmieszna, czy może „dołująca”, jak stwierdziła większość studentów. No cóż, mimo że podobno można znaleźć w niej elementy groteskowe, to jednak śmieszną ta powieść nie jest. Czyta się ją ciężko prawie do samego końca i dopiero, kiedy bohaterowie zaczynają umierać, a Lucjan Salis obserwuje świat z łoża śmierci i w końcu sam umiera, dopiero wówczas zaczyna się powieść dobrze czytać...

 

Zbigniew Uniłowski "Wspólny pokój i inne utwory", Wrocław ; Kraków, Zakł. Nar. im. Ossolińskich, 1976

 

sobota, 18 marca 2023

Oczy

Ostatnio czytanie wolno mi idzie. Jakoś pieką mnie oczy. 

Wczoraj nie chciało mi się nakładać cieni na powieki, więc tylko wytuszowałam rzęsy. W pracy informatyk się zaniepokoił, czy dobrze się czuję, bo mam jakieś inne oczy. Jakby chore. Nie tłumaczyłam mu, że pomalowałam tylko rzęsy. 

Kiedy ja przeczytam te wszystkie stojące w kolejce książki? I znowu dwie wypożyczyłam z biblioteki. A tyle razy sobie obiecywałam...

 

sobota, 4 marca 2023

Co jest nie tak z bibliotekarkami i okularnikami?

Czytam obecnie "Jeden dzień" Davida Nichollsa. Wolniutko mi idzie, bo czasu brak.

 

W powieści trafiłam na dwa zdania, gdzie jako porównania użyto bibliotekarza. To mocno sfeminizowany zawód, więc pewnie w domyśle chodziło o bibliotekarkę Oto cytaty:

Uświadomiła sobie, że tak naprawdę obawiała się tego momentu, jak z filmu, gdy bibliotekarka zdejmuje okulary i potrząsa głową. "Ależ panno Morley, pani jest piękna".

oraz

Nie obcinała już własnoręcznie włosów, straciła ową biblioteczną, niezdrową bladość, wieczne rozdrażnienie i cierpkość.

 

Z tego wyłania się obraz kobiety w okularach i niezdrowo bladej. Chcę wierzyć, że wieczne rozdrażnienie i cierpkość bardziej dotyczyły bohaterki aniżeli były biblioteczne. A ja się pytam, dlaczego wciąż powielany jest stereotyp bibliotekarki/bibliotekarza? I czy osoby w okularach naprawdę są piękne/ładne/urocze tylko bez nich? Nie zgadzam z niesprawiedliwym stereotypem zawodu bibliotekarza wielokrotnie powielanym w literaturze. Nie zgadzam się też z opinią, że ludzie w okularach są brzydsi.

 

piątek, 24 lutego 2023

Odnaleziona notatka z 2012 roku

Ulubionym serialem mojej śp. babci była wenezuelska telenowela La Inolvidable, emitowana w telewizji regionalnej w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Babcia usilnie namawiała mnie do oglądania, więc obejrzałam kilka ostatnich odcinków. Z wszystkiego najbardziej spodobała mi się piękna piosenka Felixa Valentino pt. Amores de Provincia. Równy rok po śmierci babci, a było to w 2011 roku przez przypadek trafiłam na You Tube na wspomniany serial i postanowiłam go obejrzeć od początku do końca. Zajęło mi to sporo czasu i wymagało sporej cierpliwości wobec wielowątkowej historii, ale również wobec specyficznej, „rozgestykulowanej” gry aktorów z Ameryki Południowej. Kiedy w końcu zobaczyłam napis Fine odetchnęłam z ulgą, ale też zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o Wenezueli. W bibliotece znalazłam tylko jedną książkę na temat tego raju - Araguaney. Szkice z Wenezueli Marii Salomei Wielopolskiej. Postanowiłam ją przeczytać i szczerze przyznaję, że rozdział pierwszy Wybory i Boże Narodzenie był ciężki do „przebrnięcia”, ale wytrwałam. Pomyślałam, że dalej może być tylko lepiej, bo nudniej się nie da. Nie pomyliłam się, dalej rzeczywiście jest lepiej. I choć dziś wiele wiadomości jest już nieaktualnych to myślę, że warto przeczytać tę książkę. Odrzuca szata graficzna książki i niewyraźne czarno-białe fotografie, ale wciągają opowieści o mitach dawnych i współczesnych, o obyczajach, o porze suchej i deszczowej, a także o Polakach w Wenezueli, takich jak m.in. Michał Rola-Skobiski czy Stanisław Dłużniewski. Wszystko napisane tak, że naprawdę dobrze się czyta.

 

Kilka cytatów z książki:

Ale tak się jakoś składa, że powroty nie spełniają się. Pozostaje nostalgia, migawki zacierających się wspomnień, trochę zdjęć i przeświadczenie o niepowtarzalności tego, co dane jest człowiekowi zobaczyć i przeżyć w jednym krótkim życiu.

***

Piedestały wznoszone wielkim ludziom mają to do siebie, że mumifikują ich i pozbawiają ludzkich cech. A tymczasem chciałoby się wiedzieć kim był taki człowiek naprawdę.

***

Niestety wszelkie opisy flory i fauny lądu i morza Golfo Triste są fragmentaryczne, migawkowe. Każda wędrówka, krok, wypłynięcie poza sferę odwiedzaną przez większą liczbę ludzi przynosi coś nowego, niezwykłego i zaskakującego. Gdy powraca się stamtąd do miasta, pozostaje nostalgia. Przez dłuższy czas jest się wyobcowanym z codziennego trybu życia. Pośpiech ludzi i samochodów, sensacyjne wiadomości z gazet, meandry ideologii i polityki wydają się absurdem.

***

Maria Salomea Wielopolska Araguaney. Szkice z Wenezueli. Warszawa [etc.] : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1980.

sobota, 18 lutego 2023

Myśli szarpane

Czytam wiele opinii oraz recenzji czytelników. Robię to zazwyczaj po przeczytaniu książki, żeby porównać odczucia innych z moimi. Nie o tym chciałam jednak tutaj napisać. Zaskoczyło mnie, a raczej zastanowiło pewne zjawisko. Otóż autorki i autorzy często wplatają w powieści obyczajowe elementy nieprawdopodobne, telepatyczne zrozumienie pomiędzy bohaterami, paradoksy, sytuacje mało prawdopodobne. Powieść, o ile nie jest oparta na faktach, jest utworem wymyślonym, pisarz pozwala „galopować” w niej swojej fantazji i wyobraźni. Co mnie jednak zadziwia? Otóż to, że pewne „rzeczy” wybacza się uznanym autorom, natomiast debiutującym lub mało popularnym nie. Nie raz miałam okazję przeczytać książkę znanego autora i stwierdzić, że gdyby napisał ją debiutant, pewnie nie zostałaby zauważona lub nawet w ogóle nie zostałaby wydana. Tymczasem ma mnóstwo czytelników. A dobra powieść, ale nieznanego autora jest rozkładana na wiele czynników i krytykowana. Drobne potknięcia lub odważne „chwyty” są mocno punktowane (negatywnie). Dlaczego?

Oczywiście nie jest to regułą.

I to tylko moje myśli szarpane.

niedziela, 12 lutego 2023

Weekendowe rękodzieło

Zachęcona przez @Vernau, żeby się chwalić tutaj tym, co zrobię – chwalę się.

 

 

Barbie była moim marzeniem w dzieciństwie, ale wówczas miały ją tylko dziewczynki, które dostały lalkę w paczce z RFN, a może rodzice kupili w Pewexie. Moja koleżanka też dostała i nawet nie pozwoliła mi jej dotknąć. Potem wyjechała do RFN (koleżanka, nie lalka). Moje marzenie odeszło w zakamarki niepamięci. Aż pewnego razu, będąc już osobą dorosłą, znalazłam wyrzuconą Barbie. Marzenie wróciło i spełniło się. Lalka stoi od kilku lat za szybą... Wczoraj olśniło mnie, że w zbyt wydekoltowanej sukience może być jej zimno, więc zrobiłam dla niej sweter z ozdobnym kołnierzem i czapkę. 

Nigdy nie przestajemy być dziećmi...

piątek, 10 lutego 2023

Chwilowo czytam...

Chwilowo nie piszę recenzji. Czytam. A w międzyczasie szydełkuję. Zrobiłam moje pierwsze serce. „Na oko”. Nie lubię robić według wzoru.

 

Ps. „Ostatnią bitwę templariusza” Arturo Perez - Reverte wciąż czytam.

niedziela, 5 lutego 2023

50 stron codziennie

Taki mam ogólny plan, żeby codziennie przeczytać przynajmniej 50 stron książki. I jak to z planami bywa, czasami się udaje, czasami nie. Zauważyłam, że to zależy czy tekst czyta się płynnie, czy też trzeba przez niego brnąć (nie zawsze w negatywnym znaczeniu). Książki o lżejszej tematyce czyta się szybciej, te trudniejsze wolniej. Obecnie czytam pozycję z mojego "stosiku hańby" - "Ostatnią bitwę Templariusza", której autorem jest Arturo Pérez-Reverte. To moje pierwsze spotkanie z hiszpańskim pisarzem. Powieść ma 600 stron, jestem na 200. Stwierdzam, że tę książkę czyta mi się nierówno - raz szybciej, raz wolniej. Cytatów już sporo wypisałam. Pewnie jeszcze kilka wyłowię. Nie jestem jeszcze gotowa powiedzieć czy powieść mnie zachwyciła, czy jestem rozczarowana. Wciąż mam wrażenie, że akcja dopiero się rozkręci, że coś mnie mocno zaskoczy... Bardzo tego chcę.

sobota, 4 lutego 2023

Rozmyślania przedwalentynkowe

Jeśli dla pań, to na pewno o miłości i innych banialukach. Literatura kobieca kojarzy się nie z utworami pisanymi przez kobiety, ale dla kobiet. Na rynku wydawniczym systematycznie pojawia się mnóstwo powieści napisanych w konwencji kobiecej. Lepszych i gorszych. Podobno wstyd się przyznać do czytania tego typu literatury. Co więcej, to podobno nie jest literatura. Bo literatura musi być poważna, a jeśli nie – to musi to być humor, którego większość nie łapie. Jeśli coś lekko, łatwo i przyjemnie się czyta, to na pewno nie jest to dobre. Dobra literatura musi podejmować mocny, drastyczny, tragiczny, kontrowersyjny, brzydki, trudny, niezrozumiały dla wielu etc. temat. Gdy jest ładnie, miło i sympatycznie, wówczas jest źle. A już happy end - toż to grzech! Literatura kobieca jednak istnieje i szczęśliwa miłość pełni w niej istotną rolę. Bo większość ludzi za nią tęskni i dlatego lubi o niej czytać, jawnie lub po kryjomu. Miłość dla wielu z nas jest z różnych przyczyn niedostępna, dlatego powieści i filmy romantyczne są chwilowym zastępnikiem. Wiem, co piszę, bo mnie miłość nie kocha.

 

W liceum na lekcji geografii czytałam pod ławką „Wszystko dla pań” Emila Zoli. Wówczas była to dla mnie powieść przede wszystkim o miłości Denise Baudu i Moureta. Ona niczym Kopciuszek, on młody wdowiec, kobieciarz, energiczny, pociągający. Z wypiekami na twarzy przewracałam kolejne stronice czekając, kiedy wreszcie się zejdą. A trochę to trwało. Po latach wróciłam do powieści Zoli, ale też trochę o niej poczytałam. Dowiedziałam się, że w początkach marca 1883 r. „Wszystko dla pań”, drukowane najpierw w „Gil Blasie”, ukazało się na półkach księgarskich. Fabuła (…) opowiadająca o dramatycznej walce magazynu „Wszystko dla Pań” z drobnym handlem dzielnicy, pokazuje w ogromnym skrócie – akcja trwa od 1864 do 1869 r. - proces koncentracji kapitalistycznej oraz towarzyszące mu zjawiska pauperyzacji klasy średniej i wyzysku pracowników nowoczesnego handlu (H. Suwała, Emil Zola, Warszawa 1968, s. 242). Naprawdę to było też o tym? A mnie się zdawało, że jedynie o miłości, a wielki sklep był tylko sceną dla romansowych wydarzeń. No cóż, pamiętałam, co chciałam zapamiętać.

 

Była też powieść „Bohiń” Tadeusza Konwickiego. We wspomnieniach zapisana jako powieść napisana pięknym literackim językiem. O miłości. Romans, choć dobrze się nie kończy. Wspomnienia mnie nie zawiodły, ale książka niesie ze sobą o wiele więcej niż „sprawy miłosne”. Znowu się doedukowałam w tej kwestii. Dodam, że „Bohiń” wylosowałam na egzaminie z literatury współczesnej u prof. dr hab. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, która utworem Konwickiego była oczarowana. Obie doskonale bawiłyśmy się przy tym pytaniu i był to najprzyjemniejszy egzamin, jaki zdawałam na studiach.

 

„Wszystko dla pań” i „Bohiń” to dla mnie powieści kobiece, chociaż napisane przez mężczyzn i zapewne przez mężczyzn czytane. A współczesne powieści kobiece? Pomiędzy mniejszymi lub większymi porywami serca również niosą w sobie wartościowe treści: rodzina, przemoc domowa, tajemnice z przeszłości, wątki historyczne, problemy natury psychologicznej, choroba, niepełnosprawność, przemiany społeczne i wiele innych. Jednak kolorowa, najczęściej pastelowa okładka, na której króluje piękna kobieta lub para zakochanych, skutecznie fałszuje zawartą w środku tematykę, definiując wiele powieści jako lekkich, łatwych i przyjemnych.

 

A o co tak naprawdę chodziło Jane Austen? Literaturoznawcy mówią, że to autorka opisująca społeczeństwo angielskie z początku XIX wieku, głównie klasę wyższą. Opisuje i wyśmiewa jego wady. Brzmi poważnie. Dla mnie są to powieści, które wpisują się w definicję literatury kobiecej. Przecież bohaterki Austen marzą o miłości, przeżywają liczne perypetie i zmierzają do happy endu z panem Darcy, kapitanem Wentworthem czy pułkownikiem Brandonem. A my (kobiety) znowu możemy sobie tylko pomarzyć.

 

Nie można zatem wszystkiego wrzucać do jednego worka, bo spośród literatury kobiecej da się wyłowić prawdziwe perełki.

No, ale przecież „JA TAKIEGO CZEGOŚ nie czytam” – powie ktoś.

A ja owszem, czasami czytam. Bo literatura ma też funkcję rozrywkową, ma dać odprężenie od codziennych problemów, pomóc uwierzyć, że może być dobrze mimo wielu przeciwności losu. I większość współczesnej literatury kobiecej o tym mówi. Dopóki czytelniczki (a znam i czytelników) chętnie po nią sięgają, dopóty będzie pisana. Przez kobiety, rzadko mężczyzn, w konwencji kobiecej, dla kobiet, o kobietach, o miłości…

 

Poza tym, żeby się o czymś wypowiedzieć, trzeba choć trochę to poznać.

 

Poza tym na tym polega wolność czytania – czytam to, na co mam ochotę!

 

poniedziałek, 30 stycznia 2023

Sztuki dwie

W przypływie nadmiaru wolnego czasu wykonałam na szydełku zakładki do książek. Pokazałam je eleganckiej znajomej, która powiedziała:

- Kto by chciał takie g****?

Domyślacie się, jakie nieeleganckie słowo padło.

Zrobiło mi się przykro.

Niezrażona krytyką, podarowałam jedną z zakładek (fioletową) trzecioklasistce. To był dodatek do książki.

- Jaka ładna, ale się musiałaś napracować. I trafiłaś z kolorem, bo Olusia uwielbia fioletowy - mówiła mama dziewczynki.

 

Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale sztuką jest krytykować. Poza tym łatwiej przyjmować pochwały aniżeli negatywne uwagi. Kolejna sztuka – to nie obrażać się, gdy komuś coś naszego się nie podoba.

 

sobota, 28 stycznia 2023

Słowo o walizce

Walizkę zabieramy w podróż. Walizka symbolizuje zmiany i początek czegoś nowego. Sen o walizce ma wiele znaczeń, w zależności od tego, co w marzeniach sennych z nią robimy.

Czytelnik do walizki wkłada książkę, bo jakoś tak pewniej się czuje ze świadomością, że zabrał w podróż coś do czytania.

 

piątek, 20 stycznia 2023

Trudna sztuka projektowania okładek

Podobno nie ocenia się książki po okładce, tak jak nie szata zdobi człowieka.

A jednak dwie kobiety tak samo ubrane na przyjęciu, to dyskomfort dla obu pań.

Co sądzicie o podobnych okładkach?

Przypadek?

Inspiracja?

Niby inne, a jednak jedna do drugiej podobna.

 

niedziela, 15 stycznia 2023

Kolejka hańby

Według „Słownika języka polskiego” wyraz kolejka w interesującym mnie znaczeniu to:

- „kolejne miejsce w jakiejś grupie, w jakimś szeregu”,

- "rząd ludzi czekających na coś" - tutaj muszę zmodyfikować definicję do "rząd książek czekających na przeczytanie".

 

Stosik/stos hańby, półeczka/półka hańby lub, co gorsza, regał hańby – często spotykam takie określenia. Muszę do nich dołączyć jeszcze jedno: kolejka hańby.

 

Ustawiam książki w kolejce do przeczytania z przekonaniem, że żadna z nich nie zmieni miejsca. Będę je czytać w kolejności wypożyczenia z biblioteki lub kupienia w księgarni. Wierzę, że będę uczciwa i żaden tytuł nie wypadnie z kolejki, nie zostanie zepchnięty na jej koniec. Niestety, kilka książek uparcie tkwi na końcu. Są spychane przez inne tytuły. Dłużej tak nie może być! Muszę pozbyć się kolejki hańby.

 

Pierwszy krok podjęty. Po kilku latach (tak, po kilku latach) „Kolorowi ludzie” Zdzisława Czermańskiego doczekały się czytania. Druga uparcie spychana na koniec książka to „Ostatnia bitwa templariusza” Arturo Pérez-Revertejeszcze trochę musi poczekać. Jeszcze dwa tytuły przed nią. 

 

© 2007 - 2024 nakanapie.pl