W swoim komputerowym archiwum odnalazłam taki tekst z początku XXI wieku:
Czy zawsze trzeba rozumieć dzieło literackie tak samo jak wszyscy, a zwłaszcza tak, jak je zrozumieli krytycy i znawcy literatury? Myślę, że nie. Jednak czasem może to prowadzić do niecodziennych sytuacji. Moja koleżanka przeczytała "Wspólny pokój" Zbigniewa Uniłowskiego. To była jej lektura na studiach - na dzieje literatury polskiej. Powieść ta niesamowicie ją ubawiła, nie mogła się od niej oderwać, wręcz głośno się śmiała przy jej czytaniu. Na zajęciach pani profesor zapytała o wrażenia studentów po przeczytaniu powieści. Moja koleżanka wyrwała się do odpowiedzi i z dumą powiedziała, że książka jest wspaniała i bardzo śmieszna. W tym momencie, wielkie z natury, oczy pani profesor zaczęły robić się jeszcze większe. Nie urosły, ale wyraziły ogromne zdziwienie faktem, że powieść Uniłowskiego może być śmieszna. W tym samym momencie moja koleżanka zrozumiała, że chyba nie tak należało "Wspólny pokój" interpretować.
I właśnie dlatego postanowiłam "Wspólny pokój" przeczytać, żeby sprawdzić czy jest ona śmieszna, czy może „dołująca”, jak stwierdziła większość studentów. No cóż, mimo że podobno można znaleźć w niej elementy groteskowe, to jednak śmieszną ta powieść nie jest. Czyta się ją ciężko prawie do samego końca i dopiero, kiedy bohaterowie zaczynają umierać, a Lucjan Salis obserwuje świat z łoża śmierci i w końcu sam umiera, dopiero wówczas zaczyna się powieść dobrze czytać...
Zbigniew Uniłowski "Wspólny pokój i inne utwory", Wrocław ; Kraków, Zakł. Nar. im. Ossolińskich, 1976