Avatar @mhennels

Margerytka

@mhennels
15 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj 4 dni temu.
mvrgerytkv
Napisz wiadomość
Obserwuj
15 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj 4 dni temu.

Blog

wtorek, 19 lipca 2022

Skąd w Europie wziął się papier?

Już po egzaminie z historii książki (4 semestry, więc nie lada wyzwanie), także mogę w końcu uporządkować wiedzę bez presji czasu i podzielić się moimi ulubionymi historiami z rozwoju kultury książki. Pierwszą, którą zawsze opowiadam wszelkim słuchacza, jest ta, skąd w Europie wziął się papier. 

 

Żeby dobrze zobrazować sobie początki tego wspaniałego wynalazku, musimy cofnąć się aż do 105 roku naszej ery, gdy to w Chinach w pewnej kancelarii Cai Lun stworzył ze szmat, konopi i sieci rybackich lekki i tani materiał, pierwszy papier. Wróćmy jednak do światów arabskich. Kraju, który zaskakująco rozwinął działalność piśmienniczą, a kluczowym elementem tego rozwoju stał się dostęp do papieru.

 

Chińscy wytwornicy zostali w VIII wieku (751 r.) sprowadzi przez Arabów jako jeńcy wojenni do Samarkandy, przed oblicze wodza arabskiego Zijada ibh Saliha. Papiernicy mieli oczywiście ze sobą papier, który zainteresował przywódcę. Nakazał on, by nauczyli oni jego lud jak wytwarzać nowy wynalazek. Zaczęli oni tworzyć go ze szmat lnianych i konopnych, a wkrótce produkcja papieru rozprzestrzeniła się na całe państwo kalifa.  

 

Tuż po poznaniu przez Arabów papieru, papirus i pergamin powoli odchodziły w zapomnienie, chociaż ostatni zabytek pisany na papirusie datuje się na 931 rok. W drugiej połowie X wieku znajdujemy najwcześniejsze źródła arabskie z mową o używaniu wytworzonego przez nich papieru, a wspominają o nim w swoich dziełach... ówcześni geografowie. To właśnie w X wieku zaczynają powstawać manufaktury, najpierw w Damaszku, potem także w Tyberiadzie i Trypolisie.

 

Istnieją dwa podania co do techniki, jakich w tym okresie Arabowie używali do sporządzania papier. Pierwsza przedstawia używanie zniszczonych sznurów konopnych, które rozczesywali i moczyli w ługu, następnie mieszali je i cieli. Rozcierali w "moździerzu" z wodą. Miazgę czerpano sitem, sporządzonego w formie więcierza rybackiego i przez poruszanie odcedzano wodę. Masę taką rozcierano na desce i przyklejano do gładkiej ściany. Masa miała sama odpaść, a potem nasycano ją mieszaniną mąki i krochmalu.

Druga natomiast również opiera si na zużytych sznurach, jednak surowiec rozrabiano, rozpuszczano w wodzie wapiennej, a potem suszono
na słońcu i przepłukiwano czystą wodą. Następnie rociągano na ramie i powlekano mąką oraz krochmalem. Do uzyskania powierzchni nadającej się do pisania nasycano arkusz jeszcze klejem z mąki przennej lub wywaru ryżowego, na koniec całość gładzono kamieniem do polerowania. 

 

No dobra, ale co z tą Europą? Gdy w pierwszej połowie VIII wieku Arabowie najechali Hiszpanie, opanowali ją, a także przywieźli ze sobą papier. Pierwsze wzmianki o nim datuje się na X lub XI wiek. To właśnie przez ten kraj produkcja papieru rozpowszechniła się dalej. Informacje o produkcji papieru w Hiszpanii pochodzą jednak dopiero z XII wieku. Kwitnął przemysł papierniczy, a materiały wywożono do sąsiednich krajów. W połowie tego wieku istnieje już przemysł papierniczy w Fezie i w Maroku. Najstarszym młynem był ten w miejscowości Xantive w pobliżu Walencji, a pierwsze miasto z produkcją papieru to Toledo, ówczesna literacka stolica Hiszpanii. Wiek później powstają pierwsze ośrodki papiernicze we Włoszech i Francji.

 

Co ciekawe, w połowie X wieku istniało już 7 gatunków papieru. Ta liczba szybko rosła, a papier przyjmował różne nazwy, zazwyczaj od miast, krajów lub osobistości. Przykładowe z nich to chatai (od prowincji Chata), adil-szahi (od ówczesnego panującego w Indiach), hindi (papier indyjski), guni (papier barwny) czy sultan (wyborowy papier z Samarkandy, skąd pochodziły conajmniej 3 gatunki). 

 

Kolor papieru także miał znaczenie, oczywiście biały był najczęstszy, jednak inne kolory otrzymały swoje funkcje, zazwyczaj związane z rodzajami pism lub godnościami. W ten sposób mamy kolor niebieski, który był kolorem żałoby. W Egipcie i Syrii używano go także do przekazywania rozkazów egzekucji. Kolor czerwony był uznawany za kolor szczęścia, a używano go w czasie uroczystości. Był on dostępny dla osób wysoko postawionych i okazywano w ten sposób łaskę ze strony panujących. Różowy i żółty (czasami także szafirowy) uchodził za wyjątkowo cenne i ciężkie do zdobycia. 

 

 

Bibliografia:

Bielawski J., Książka w świecie islamu, Wrocław 1961.

Bieńkowska B., Chamerska H., Zarys dziejów książki, Warszawa 1987.

Dahl S., Dzieje książki, Wrocław 1965. 

Głombiowski K., Szwejkowska H., Książka rękopiśmienna i biblioteka w Starożytności i Średniowieczu, Wrocław 1979.

 

Tagi:
#historia
niedziela, 30 stycznia 2022

Plakat filmowy

Tak mnie wzięło, żeby zrobić plakat filmowy do Gwiezdnych Wojen.
Zainspirowałam się okładką z książki Kenobi

bo Obi-Wan jest jedną z moich ulubionych postaci. 

I tak oto prezentuję "Kyber" 😅.

 

 

Tagi:
#starwars
czwartek, 5 sierpnia 2021

Familieparken Landgoed Tenaxx

Park rodzinnej rozrywki Tenaxx to ogromny kompleks w Holandii, a dokładniej w okolicy miasta Wedde. Odwiedzając kompleks Landgoed możemy odwiedzić kilka atrakcji: DinoPark, muzeum dinozaurów, park miniatur, place zabaw wraz z dmuchańcami, park wodny (łódki) czy kolejkę wokół parku.

Jest to więc miejsce do spędzenia całego dnia, szczególnie z młodszymi dziećmi. Zwiedzanie rozpoczyna się od muzeum ze szkieletami oraz skamielinami, w którym jest kilka interaktywnych atrakcji. Później wychodzimy na różnego rodzaju atrakcje dmuchane jak i plac zabaw.

Przygodę w DinoParku rozpoczynamy od trasy dookoła jeziorka, wchodząc coraz bardziej w las. Niektóre modele naprawdę nieźle zostały ukryte w zaroślach. Każdy dinozaur ma swoją tabliczkę z podstawowymi informacjami, jednak w przeciwieństwie do naszego JuraParku modele nie są realnej wielkości, a zdecydowanie zmniejszone. 

 

Idąc ciągle trasą wchodzimy dużo głębiej w las, który ma przypominać dżunglę. Towarzyszą nam dźwięki wydawane przez dinozaury oraz nawet jeden latający pterodaktyl (nie ten ze zdjęcia, tylko taki, który faktycznie przelatuje nad zwiedzającymi). Daleko w drodze pojawiają się ruchome modele, więc warto przejść całą trasę (mapka kosztuje dodatkowe 1 euro). 

Wychodząc z DinoParku mijamy jeziorko, na którym można przepłynąć się łódką i możemy się udać do parku miniatur, który znajduje się bliżej wejścia. Znajduje się tam bardzo dużo najważniejszych budowli Holandii, niektóre pociągi jeżdżą czy też pojawiają się statki.

W cenie biletu otrzymujemy vocher na jedzenie - frytki oraz dwie dodatkowe przekąski. By je zrealizować trzeba się udać do minibaru który znajduje się obok placu zabaw. Spokojnie, pracują tam Polacy :D, więc idzie się dogadać. Oprócz rzeczy w cenie można oczywiście domówić picie czy lody. 

Cena za osobę powyżej 2 roku życia to 13,5 euro, więc stosunkowo nie mało, jednak miejsce zdecydowanie warte uwagi, szczególnie z młodszym towarzystwem, które cały dzień może skakać po dmuchańcach. Przed wejściem na teren, lub po wyjściu warto stanąć na peronie kolejki, która przewiezie nas wokół terenu. 

Familieparken Landgoed Tenaxx
Borgesiusweg 1
9698 XS Wedde

Tagi:
#dinozaury#jura#dinopark#Holandia
wtorek, 3 sierpnia 2021

Park der Garten

Park der Garten to specyficzny ogród botaniczny w okolicy uzdrowiska Bad Zwischenahn w Dolnej Saksonii. Na terenie obiektu na zwiedzających czeka ponad 40 tematycznych aranżacji ogrodowych. Jeśli interesują was nowoczesne meble albo drewniane altanki to miejsce podsunie wam wiele inspiracji do urządzenia swoich własnych czterech kątów trawnika.

Oprócz tego na terenie ogrodu znajduje się sporo innych atrakcji, m. in. wieża widokowa, place zabaw, rzeźby czy scena oraz kawiarnia. W odpowiednim sezonie do zwiedzenia jest ogromny park rododendronów, a wieczorną porą wyświetlane są iluminacje. 

  

Każdy ogród w określonym stylu posiada kod QR, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę producenta i pokazuje specyfikacje i cenę. W pewnym sensie Park der Garten jest jednym, wielkim Ikea. Gdzie zamiast boksów z pomieszczeniami są urządzone ogrody. 

Bilet dla dorosłego to koszt 12 euro, dla studentów 10 euro, a dzieci do lat 18 wchodzą za darmo. Niestety dla psiarzy zła wiadomość, nie można zabierać ze sobą pupili na teren ogrodu. Te miejsce to bardzo fajna sprawa dla zafascynowanych aranżacjami i ogrodnictwem, ale także jako po prostu miejsce do spędzenia miło popołudnia. Jeśli ktoś lubi np. czytać wśród drzew w dobrym fotelu, to obiekt oferuje bilet sezonowy w naprawdę dobrej cenie.

Gartenkulturzentrum Niedersachsen
Park der Gärten
Elmendorfer Straße 40
26160 Bad Zwischenahn

Tagi:
#park
poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Muzeum Wsi Cloppenburg

Museumsdorf Cloppenburg to skansen w Niemczech ukazujący wieś XIX wieku. Na terenie muzeum znajduje się duża ilość budynków, szkoła czy kościół. Co charakterystyczne dla tego rejonu państwa, wszystkie domy są połączone z oborami lub pomieszczeniami gospodarczymi.


Niepowtarzalne budynki, które nadal można obserwować nadal odnowione w Dolnej Saksonii, po prostu przejeżdżając miasteczkami. 

Zwiedzanie zaczyna się od wystawy lat 60-70-80, zachaczająca o wiele kategorii - od traktorów, przez sporty po kulturę. Znalazło się tam również wiele książek.

 

W pomieszczeniu znajduje się spora ilość eksponatów oraz sklep. Następnie zaczyna się trasa wzdłuż wsi. Na terenie skansenu znajduje się sporo zwierząt - krowy, owce czy kozy. Oprócz tego można zajść do gospody i na plac zabaw.

 

Wszystkie budynki są w środku wyposażone, w jednej sali znajduje się nawet rozpalone palenisko. 

Cena za bilet dla dorosłego to 9,5 euro, dla dzieci 3,5 euro, rodzinny za to 20 euro.

Museumsdorf Cloppenburg
Bether Straße 6
49661 Cloppenburg

Tagi:
#muzeum#skansen
sobota, 31 lipca 2021

JuraPark Krasiejów

JuraPark Krasiejów to jedno z tych miejsc, które z dzieciństwa pamiętam jako "magiczne". Długa ścieżka przez historię wszechświata (od wczesnego triasu aż po późną kredę), a podczas tej podróży ogromne dinozaury. Niestety, po latach efekty trochę mniej zachwycają, ale nadal jest to miejsce w moim odczuciu warte odwiedzenia, szczególnie gdy jedzie się do Krasiejowa po raz pierwszy, a nie czwarty. JuraPark powstał z inicjatywy Stowarzyszenia Delta, ale nie był ich pierwszym tego typu kompleksem turystycznym. To właśnie w innym mieście, Bałtowie, powstał pierwszy w Polsce park poświęcony dinozaurom. A Krasiejów to już jego "kopia" z lat późniejszych. Stowarzyszenie Delta ma w swoich zasługach trzy takie parki w Polsce oraz od kilku lat jeden ośrodek w USA, występujący pod nazwą Paleosafarii Moab Giants. Nie można także tu nie wspomnieć o pracach naukowych, jakie były prowadzone w miejscach powstania parków, a Stowarzyszenie Delta już w 2003 roku włączyło się w badania.

 

Na terenie Parku znajduje się pawilon Uniwersytetu Opolskiego (widoczny w tle). Uczelnia prowadzi tam wykopaliska i badania, wchodząc do budynku można się przejść po szklanej podłodze i zobaczyć faktyczne pozostałości po dinozaurach. Oprócz tego na miejscu istnieje trasa z dinozaurami, prehistoryczne oceanarium 3D (jedna z najlepszych rzeczy w tym Parku), kino 5D (tu akurat wielki zawód i zmarnowane pół godziny w kolejce), Tunel Czasu, Park Rozrywki i Plac Zabaw.

Dosłownie po drugiej stronie ulicy otworzono Park Ewolucji człowieka, również interaktywne (5D i 3D) centrum dla dzieci i dorosłych zainteresowanych naukowym podejściem do rozwoju planety i nas, ludzi. Można zakupić bilet łączony na dwa Parki albo osobny. Osobiście Park Ewolucji mi się nie spodobał, ale chyba byłam nastawiona na coś całkowicie innego. Poza dużą dawką interaktywnych zajęć istnieje także tradycyjna ekspozycja dotycząca narzędzi, pisma czy sztuki.

Na wyprawę do Krasiejowa trzeba spokojnie przeznaczyć cały dzień. Parki znajdują się tuż pod Opolem. Na miejscu jest także jeziorko i plaża, punkty gastronomiczne i sklepy z pamiętkami. w wakacje są tam organizowane kolonie i obozy dla dzieci, a także różne eventy, jak zlot fanów dinozaurów czy warsztaty z paleontologii.

JuraPark
ul. 1 Maja 10, Krasiejów 

Tagi:
#dinozaury#park#parkrozrywki
piątek, 30 lipca 2021

Muzeum Wsi Opolskiej

 Muzeum Wsi Opolskiej powstało w 1961 r. jako instytucja naukowo-badawcza Za zadanie ma gromadzenie, konserwacje i udostępnianie zabytków kultury ludowej Śląska Opolskiego. Dla zwiedzających muzeum otworzyło się jednak dopiero w 1970 roku. 

Praktycznie wszystkie obiekty zostały przeniesione na teren skansenu z małych wsi, a budynki często są datowane nawet na XVIII wiek.

Nie można tu nie wspomnieć o działającym do dzisiaj młynie, a dzięki przecudownej obsłudze istnieje możliwość obejrzenia dokładnie jak taka maszyneria pracowała. Każdy opiekun ekspozycji z chęcią dzieli się ogromną ilością wiedzy o obiektach. Wyposażenie bywało, że było z innej epoki niż sama chata, jednak wtedy całość i tak była utrzymywana w jednym, charakterystycznym stylu.

Do zwiedzania nie zabraknie także takich obiektów jak szkoła, sklep czy kowal. Oprócz tego na terenie znajduje się piękny kościół przeniesiony z Gręboszow, który został odnowiony na wzór oryginału, który ufundowany został w 1613 r.

Wejście do muzeum kosztuje 12 zł w przypadku dorosłych, 6 zł w przypadku biletu ulgowego. Natomiast w poniedziałki wstęp jest bezpłatny, ale są również krótsze godziny zwiedzania. Trochę czasu na to trzeba jednak zagospodarować. 

 

Muzeum Wsi Opolskiej
Wrocławska 174, Opole

Tagi:
#muzeum#opole#skansen
wtorek, 20 lipca 2021

Dzień Księżyca

Dzisiaj jest 20 lipca, a co za tym idzie - Dzień Księżyca. Dlaczego? Kilka informacji poniżej.

🔭 Dzień Księżyca upamiętnia pierwsze lądowanie człowieka na księżycu 20 lipca 1969 roku.
🔭 Święto zostało ustanowione przez prezydenta Nixona.
🔭 W 1969 roku załoga Apollo 11 stanęła na księżycu, a pierwszy krok postawił Neil Armstrong. 
🔭 A już czysto ciekawostkowo - dzisiaj odbył się również pierwszy komercyjny lot w kosmos (Blue Origin). 

Przyznam się, że nie wytrzymałam tych 2 godzin całej procedury startowej i paplaniny reportera, ale 45 minut faktycznego przygotowywania się do wystartowania New Sheparda już mnie pochłonęło. Bardzo fajne widowisko. Rakieta leci na wysokość 100 km, "byleby" przekroczyć linie Karmana, odrzuca cześć z ludźmi, samemu opadając powoli w dół. Astronauci łukiem lecą, po czym lądują w Nowym Teksasie i czekają na uwolnienie przez ekipę. To akurat trwało może z 20 minut 😄. 
•••
Pod koniec 1957 roku w świat poszła plotka, jakoby ZSRR na uczczenie rocznicy wybuchu rewolucji październikowej ma zamiar wysłać broń jądrową w kierunku Księżyca. Rok później, taki sam plan podjęło USA, mając na celu zdetonowanie powierzchni satelity, a w pyłach powstałych w ten sposób prowadzić badania nad związkami organicznymi. Ich pomysł funkcjonował pod nazwą projektu A-119, jednak na szczęście został przerwany, tak samo jak ZSRR porzuciło swój pomysł. Z tego co wiem, więcej o tym jest w książce "Jak wysadzić księżyc", ale ona dopiero przede mną 😀.

Książki popularnonaukowe o kosmosie (i nie tylko), które mi się bardzo spodobały: 

📡 Astrofizyka dla zabieganych
📡 Zapytaj astronautę. Wszystko, co powinieneś wiedzieć o podróżach i życiu w kosmosie
📡 Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie
📡 Nieuporządkowane życie planet
📡 Przewodnik po wszechświecie
📡 Krótka historia czasu. Od Wielkiego Wybuchu do czarnych dziur

Tagi:
#Kosmos
sobota, 17 lipca 2021

Pseudoinformatyczne potyczki #1

Wzięło mnie na zrobienie bazy danych z książkami, które mam na półkach. Nie przeczytanych, czy elektronicznych, ale tych, które faktycznie gdzieś tu wszędzie na regałach widać. Nie wymagałam jakiegoś ogroma funkcji, wystarczyłoby pewnie na upartego zrobić to w Macowym odpowiedniku Exela, jakkolwiek się on nazywa. No ale uparłam się. Liczyłam, że wystarczy zwykły program do tworzenia nieskomplikowanych baz danych, jednak Apple skutecznie zablokował możliwość korzystania z czegokolwiek, co miało służyć jako program dla Windowsa. 

No cóż, istnieje przecież masa aplikacji do tworzenia takich list w Apple Store... prawda? Nie było łatwo, ale w końcu znalazłam słowa klucze, które sprawiły, że sklep wyrzucił chociaż kilka tego typu programów. Pierwszy z nich, o dumnej nazwie "" i ładnej ośmiorniczce na ikonce, miał świetny interfejs i był gotowy, by utworzyć swoją własną kolekcje dowolnych rzeczy. Nie tylko książek, ale i filmów, wina czy mebli. Spróbowałam z ich wersją book catalogu, ale szybko się okazało, że chociaż działa to fajnie, to w wersji ogólnodostępnej można dodać jedynie... 5 książek.

Dla wyjaśnień, odrzuciłam nawet bazę, która oferowała rekordów 100, z myślą, że to za mało. Także nie były to pomyślne łowy, bo chociaż program fajny, chyba nie jest warty tych 100 zł rocznie 🤔. Ciężko na pewno będzie znaleźć coś w pełni darmowego, ale kto wie. Po "zabawie" w 6 czy 8 programach staram się nadal patrzeć optymistycznie.

Naprawdę ładnie się to prezentuje, wraz z opcją do oceny książki, czy rodzaju okładki. Raczej ciężko polecić coś, co zawiera tylko 5 darmowych pól, ale przynajmniej popatrzeć można. Jedyny minus, patrzęc przez pryzmat innych baz, to fakt, że wszystko trzeba wpisywać ręcznie, nie da się sciągnąć danych z internetu za pomocą ISBNu albo tytułu. Zazwyczaj i tak są to bardzo wybrakowane dane, ale przynajmniej mogą stanowić baze do dalszego uzupełniania.  

Tak więc chyba, chociaż panowała na moim blogu od dawna cisza, powstanie seria pseudoinformatycznych potyczek z tworzeniem jakiejkolwiek listy posiadanych książek. 

Tagi:
#bazadanych#informatyka
środa, 24 marca 2021

Za 20 lat stanę się...

Ankieta do badań jakiegoś wykładowcy. Z dwadzieścia ciężkich pytań. To o czas spędzany przed ekranem, to o datę aktywacji telefonu. Aż nagle ostatnie pytanie: opisz swój portret zawodowy, jak widzisz siebie za 20 lat?

Niezłe pytanie, odpowiedzi brak. Ostatnie kilka lat życie dało w kość i udowodniło, że nie ma co planować. Jeśli jednak trzeba zadowolić profesora, należałoby coś wymyślić.

Za dwadzieścia lat będę miała doktora nauk humanistycznych.
Za dwadzieścia lat będę miała wyższe wykształcenie z jakiejś dziedziny nauk ścisłych.
Za dwadzieścia lat będę zajmować się marketingiem i PRem.
Za dwadzieścia lat będę miała kurs instruktora sportu powszechnego z jeździectwa.
Za dwadzieścia lat będę pracować naukowo, publikować artykuły, wykładać na konferencjach.
Za dwadzieścia lat na pewno będę miała na koncie chociaż jedną wydaną książkę.

Żałosne ambicje. Toż to tylko dwadzieścia lat.

Za dwadzieścia lat będę chciała wszystko, a dostanę nic. Stanę się smutną kolejną kopią tych, którzy nic nie osiągnęli. Czy za dwadzieścia lat w ogóle będzie świat?

poniedziałek, 22 marca 2021

Orion

— Żałuję — zaczął, spoglądając teraz na nią z uśmiechem. — Że mamy czerwiec. Wiem, jest super przyjemnie ciepło, dosyć jasno, ale...
— Nie widać Oriona — odpowiedziała za niego. Domyśliła się do czego bije, bo wiedziała, że większość ludzi najbardziej lubi tę konstelację. Była duża i łatwa do zobaczenia.
— Myślisz, że tylko to umiem znaleźć na niebie? — zapytał, odwracając się do niej i widząc jej pobłażliwy uśmiech. — Co to, to nie moja droga. Znajdę ci Mars, znajdę Rigel i Syriusza, jak dobrze pójdzie obydwie Niedźwiedzice, Raka czy Byka. Nie jestem aż takim amatorem. A wiesz, co najbardziej lubię w astronomii?
— Pewnie historię — odparła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. Pojedynczy kosmyk opadł jej wzdłuż twarzy, więc Ksawier wyciągnął rękę i wsunął go z powrotem za ucho dziewczyny.
— Prawie. Chodziło mi o mity, legendy, ludowe podania. Szczególnie te dotyczące gwiazd.

Jedna konstelacja - tyle historii. Mowa oczywiście o Orionie, którego to nie alfa, a beta (Rigel; β Orionis) jest najjaśniejszą gwiazdą. Co do powstania tego gwiazdozbioru jest kilka mitów i legend, a każda równie niezwykła.

Starożytny lud, Chaldejczycy, nazywali te gwiazdy Tammuz, co było w mitologii sumeryjskiej imieniem boga pasterstwa i wegetacji roślin.
Egipcjanie definiowali je jako Sahu, duszę Ozyrysa, boga śmierci.
W mitologii greckiej Orion został zabity przez swoją ukochaną, Artemis, która umieściła go na niebie. Aborygenie z plemienia Yolngu z północy Australii uważają, że te trzy gwiazdy pod rząd, które tak mocno widać, są trzema rybakami, którzy pomimo zakazu w czasie głodu poszli łowić ryby, a żywioły sprawiły, że zostali ukarani i uniesieni do nieba wraz ze swoją łodzią.
W mitologii nordyckiej, Thor oderwał zamarznięty palec tułaczowi imieniem Orvandil i rzucił go w niebo.

I można by tak wymieniać dalej, odnosząc się do mitologii słowiańskiej, czy wierzeń chińskich, jeśli idzie o Pas Oriona.

Od stycznia codziennie wpatruję się w Oriona. W krzyż, który przechodzi przez środek, w Rigel, na dole. Na wiernego Syriusza na lewo. Miał zniknąć w lutym, a nadal widnieje na niebie. Dalej pozwala się podziwiać.
Tagi:
#astronomia#gwiazdy#orion
niedziela, 21 marca 2021

Czytanie

Jako że jestem ogromną fanką Bena Barnesa, naszło mnie wczoraj na obejrzenie drugiej części Opowieści z Narnii, po raz setny jak można się domyślić. No ale jak to tak obejrzeć film, a nie sięgnąć po książkę? No nie da się. Więc z samego rana podeszłam do półki z mini działem "fantasy", o ile można go tak nazwać - wszak znajdują się tam tylko dzieła Tolkiena lub wokół jego twórczości książki krążące.

W drugim rzędzie znalazłam bez problemu dwa wydania "Księcia Kaspiana" - nowsze, z fotosami z filmu i drugie, z 1985. Wybrałam nowszą wersję ze względów... wizualnych. Niemniej, z każdą z nią wiąże się inna historia. Wydanie filmowe dostałam jako prezent od Świętego Mikołaja (ostatni zresztą raz) w czasie jakiejś zabawy karnawałowej w pracy mamy. Mogłam sobie coś wybrać, nawet i droższego, a ja jedyne o czym marzyłam wtedy, to o tej książce. Starszą wersję zakupiłam za symboliczną złotówkę w czasie jakiegoś targu książek w liceum. Pamiętam zadowoloną minę mojego wychowawcy, cudownego historyka, który zobaczył, jaką zdobycz przyniosłam ze zbiórki pieniędzy.

Wracając jednak do historii właściwej, jak na czytelnika przystało, w czasie czytania nie ma możliwości oderwania się od literek. Tak więc do zupy usiadłam z nosem w książce. Nikt nie zwraca u nas w domu na takie rzeczy uwagi. Dwie zasady - śpiącego się nie budzi, ta to jest nawet i pisana, a druga, moja własna - każdy ma prawo czytać ile chce i gdzie chce. Tak więc nie było niczym dziwnym zignorowanie tego zachowania i postawienia po prostu przede mną talerza. Wtedy wchodzi obiekt nieczytający nr 1.

"Przecież już to czytałaś."

O zgrozo. Oczywiście, że czytałam. Nie raz. Ale dlatego, że czytałam, wiem, że mogę przeczytać jeszcze raz. I jeszcze kolejny, jeśli zajdzie taka potrzeba. Cóż za bluźniercze słowa. Niektóre książki to co roku należałoby czytać, bo z każdą zmienną cyferką w liczbie zmieniających się lat z lektury wyciąga się coś innego.
Obiekt nieczytający nr 2 tylko popatrzył z ukosa.

Swoją drogą, nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam historię Kaspiana. Ale chociaż jestem w 3/4 książki przypomniało mi się, czemu wolałam wersję filmową 😅. Co nie zmienia faktu, że duża część treści jest zmieniona, usunięta lub dodana, a tego nie lubimy.

Tagi:
#ksiazka#czytanie#narnia
piątek, 19 marca 2021

Pisanie

Pisanie sprawiało mi od dziecka ogromną radość. Zaczynałam od fanfiction (chociaż o takim pojęciu 9 lat temu pojęcia nie miałam) z uniwersum Tolkiena, przeszłam do prawie że autobiografii, ponownie pod koniec gimnazjum wracając do fanfiction, tym razem z Sherlockiem w roli głównej. Tuż przed wyjazdem do Danii zaczęłam pisać powieść o koniach, moje największe dzieło, jak wtedy myślałam. Po dwudziestu kilku rozdziałach, a zaplanowanych kolejnych tylu chyba dopadło mnie wypalenie. Przerzuciłam się na inne tematy -- imagine'y w drugiej osobie, jakieś luźne opowiadania, czasami one-shoty pod wpływem chwili. Zebrałam prawie tysięczną widownie tych moich wypocin na pomarańczowym portalu, a niektóre z tych "książek" osiągnęły kilkudziesięciotysięczne wyświetlenia.

I nic. Przestałam. Zaglądałam, regularnie doglądałam swoich szkiców, próbując coś wymyślić.
I w końcu, rok temu (wraz z końcem stycznia), praktycznie najbliższy mi człowiek stał się dla mnie inspiracją. Czułam, że stworzyłam historię żywą, pełną, ciekawą. Taką, jaką chciałabym przeczytać, która zaprosiła mnie do siebie i zatrzymała w swoim wyimaginowanym świecie. Przestałam mieć wszelkie ambicje do wydania, zdobywania fanów. Pisałam, bo słowa chciały znaleźć się na kartce, wyjść z mojej głowy w takiej formie. Transcendencja, bo taki tytuł nadałam opowiadaniu, stała się tym, czym przez lata nie były inne moje opowiadania.

Kwiecień 2020. Maj. Lipiec. Przerwa, bardzo długa. Wraz ze studiami porzuciłam Aurelię i Ksawiera. Chociaż wielokrotnie wracałam do nich myślami, nie chciałam ponownie ich wpuścić do swojego pliku w Pages. Gdzieś tam w międzyczasie utworzyłam plik "fragmenty", przepisując ze wszystkich licealnych zeszytów urywki i momenty, które dla nich wytworzyłam w czasie odcięcia się od lekcji.

Wczoraj w czasie Klasyfikacji piśmiennictwa i JIW przepadłam. Słowa po słowie, pisane powoli, wracała do mnie cała ich historia. Nie kontynuowałam zaczętego wątku, po prostu postawiłam się oczami wyobraźni w dowolnym momencie historii. I pisałam jeszcze długo po zakończeniu zajęć, aż skończyłam rozdział. Właśnie kończę kolejny.

Jak ja za tym tęskniłam, aż ciężko uwierzyć. Siedzieć i przelewać myśli na papier. Nic więcej, a jak ogromnie wiele.


— Gdyby miłość mogła topić lody, a nienawiść je spajać, nie byłoby globalnego ocieplenia.
— Proszę? — zapytała zaskoczona Relka, niechętnie odwracając się od szopki odgrywającej się przy drzwiach.
— Nic moje dziecko — zaśmiała się lekko. — I co, Rudzik, dostałaś się na tę reżyserię?
Aurelia kiwnęła głową w ramach potwierdzenia. Chociaż bardzo nie chciała, znowu jej wzrok powędrował na mężczyznę, który teraz pomagał mamie Robercika Pasztyka odkręcić butelkę. Znała siostrę chłopca, chodziły razem do liceum. Żałowała, że Paula nie zapraszała jej częściej, miałaby teraz dobrą okazję do wproszenia się i wydłubania jej matce oczu. Starsza nauczycielka znowu powędrowała w to samo miejsce, co Aurelia i zaraz potem opuściła głowę, by ukryć rozbawienie.

— Lubię go — powiedziała za to. — Dobry chłopak. Nauczyciel z pasją.

Tagi:
#pisanie#opowiadanie
czwartek, 18 marca 2021

129 dni, 1 godzina, 43 minuty

Dzisiaj będzie krótko i mało skomplikowanie, bowiem pierwszy raz od 4 miesięcy (129 dni, 1 godzina, 43 minuty) mogłam wsiąść na swojego konia. W listopadzie obydwa moje dzielne wierzchowce z niewiadomych przyczyn złapały zapalenie oskrzeli. Długo walczyliśmy z chorobą, która po tym, jak ustępowała, wracała jeszcze silniejsza. Po bronchoskopii padł wyrok (albo i nie), że moje konie męczy astma/RAO/COPD jak kto woli. Po 40 dniach sterydów w końcu mogę powiedzieć, że mój dzieciaczek normalnie oddycha, że jest "czysta" w płucach i oskrzelach, że rytm pracy dróg oddechowych wrócił do normy.

I w końcu po takim szmacie czasu mogłam wsiąść i pojeździć pięć minut ósemki. Nic tak nie cieszy.

A z innej beczki, jako że dzisiaj Europejski Dzień Mózgu, wraz z Dibi przedstawiłyśmy na naszym Instagramie kilka ciekawych pozycji o neurologii i nie tylko. Z mojej mini biblioteki nauk ścisłych (bo jak na przyszłego bibliotekoznawcę po biol-chemie, je kocham najbardziej):
  • Dziwne przypadki ludzkiego mózgu Sama Keana,
  • Mózg rządzi. Twój niezastąpiony narząd Kai Nordengen,
  • Podstawy fizjologii zwierząt. Zagadnienia teoretyczne i ćwiczenia w wirtualnym laboratorium pod redakcją Jana Konopackiego, Tomasza Kowalczyka i Renaty Bocian.


No bo jak to mówią - brain is the new sexy 🧠

Tagi:
#mozg#kon
środa, 17 marca 2021

extraordinary, unusual, uncommon, rare, odd, extreme

Extra...zwyczajny? Jak to się stało, że ta zbitka stworzyło słowo, które wywiera na mnie tak mocny wpływ.
Powtarzane w kółko w głowie.
[ekstraordinery]
[ekstraaoridinerji]
[ekstraordinary]
Na konwersatorium z historii filozofii padło pytanie "czy chęć bycia lubianym może być dążeniem do szczęścia i czy da się to szczęście osiągnąć w ten sposób?". Oczywiście gadka o tym, że ludzie określają swoją wartość przez like, serduszka i inne takie szery.

No nie, nie mogą. Ale ktoś musiałby im o tym powiedzieć. Chcąc nie chcąć (w moim przypadku to drugie) - człowiek istota społeczna. Dąży do tej akceptacji, do bycia częścią grupy, do bycia przez nią lubianą. Dostaliśmy takie potężne (z drugiej strony, to straszne, musieć googlać jak się mówi po polsku powerfull! wstyd!) narzędzie jak social media. To całkowicie zmieniło nasz odbiór bycia lubianym. Teraz nie wystarczy, że pobiegasz po podwórku z grupą pięciu dzieciaków. Teraz jesteś w kontakcie przez sieć powiązań z pięcioma tysiącami użytkownikami jednym kliknięciem. A jednak jesteśmy coraz bardziej samotni, sfrustrowani, skryci. Więc nie, szanowna doktor, nie da szczęścia. Narzędzie jakie dostaliśmy powoduje coraz większe poczucie nieszczęścia.


Z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu, od pewnego czasu marzy mi się tylko jedna rzecz. Żeby ktoś na mnie spojrzał. Ale tak w całości. Na każdy centymetr mojej osobowości i powiedział: jesteś niezwykła.

Każdy chce być lubiany przez to, że nie jest szarym, zwykłym człowiekiem.
Tagi:
#filozofia#niezwykly
© 2007 - 2024 nakanapie.pl