Co do saren, to mam historię:
U nas w ogrodzie pomieszkuje taki koziołek. Przyszedł jakoś dwa tygodnie temu, totalnie osłabiony. Przez pierwszą dobę leżał sobie pod sosną, jak już wstał, to robił kilka kroków, skubał apatycznie trawę i tyle - nasza obecność była mu obojętna i cholernie nas martwił.
Obdzwoniliśmy wszystkich świętych: od nadleśnictwa, przez różne ochronki dla dzikich zwierząt po zoo, ale nikt nie był nim zainteresowany, co gorsze, każdy radził co innego. W końcu posłuchaliśmy pana, który zajmował się szkodami w jakimś kółku łowieckim: "zostawić w spokoju, ewentualnie rzucić jakąś marchew, czy liście kapusty, poza tym nie wchodzić w żadną interakcję, jak zbierze siły, to sobie pójdzie."
Podziałało. Teraz wpada czasami wieczorem przystrzyc nam trawnik, a jedyny efekt uboczny całej historii jest taki, że się nas nie boi - podobno zaczął nas traktować jako innych roślinożerców żerujących z nim wspólne na jednym terenie, no i trzeba uważać na sarnie kupki.
Ot, uroki życia poza miastem.