Jak pewnie niektórzy z Was już zauważyli, przechodzę ostatnio fazę horrorów. Nawiedzone domy, niewyjaśnione zjawiska, gęsta i mroczna atmosfera... Nic więc dziwnego, że w końcu sięgnęłam po ,,Wróć przed zmrokiem'', które już od jakiegoś czasu grzecznie czekało na mojej liście do przeczytania. I nie mogę powiedzieć, że ta książka była zła. Ale. Ale zakończenie...
Zacznijmy jednak od początku.
Poznajemy Maggie już jako dorosłą, mniej lub bardziej spełnioną, kobietę nad której życiem - jak ponury omen - zawisła Książka napisana kiedyś przez jej ojca. Książka, której tytułu nigdy nie poznajemy, która zawsze pisana jest z wielkiej litery, która traktowała o ich życiu w Baneberry Hall i o nawiedzonym domu, i która stała się absolutnym bestsellerem, hitem New York Timesa i co tam jeszcze chcecie. Gdzieś tam w fabule przewijają się, oczywiście, wzmianki o tym, że nie było to dzieło porywające stylistycznie, ale te fragmenty Książki, które możemy we ,,Wróć przed zmrokiem'' przeczytać są wyraźnie słabsze od historii Maggie.
To może wybijać z rytmu, ale nie musi, w końcu Książkę czytamy, żeby dowiedzieć się czegoś od duchach nawiedzających Baneberry Hall, a ze względu na wyrafinowany styl autora.
Maggie, w każdym razie, jest postacią, która irytowała mnie od pierwszych stron. Jej rodzice też mnie irytowali. Książka, dom, duchy - to wszystko było takim tematem tabu, że czytelnik (w tym przypadku ja) niemal oczekiwał, że rozwiązanie tej zagadki będzie atrakcją równie wstrząsającą, co wybuch Wezuwiusza dla mieszkańców Pompei w 79 roku.
Maggie bowiem dostaje w spadku Baneberry Hall i wraca do domu, żeby go odnowić i przy okazji rozprawić się z ,,demonami dzieciństwa''. Jako kobieta racjonalna i do bólu pragmatyczna oczekuje, rzecz jasna, że te demony będą bardzo metaforyczne i że nie ma żadnego Pana Cienia albo Panny Pieniążek i że stara szafa w jej dziecięcym pokoju nie jest siedliskiem złych mocy.
Czy tak będzie naprawdę? Musimy się o tym przekonać.
I tak czytamy książkę, i czytamy, i nie można powiedzieć, że Sager nie potrafi prowadzić akcji, bo robi to umiejętnie i wie, kiedy stosować haki na uwagę, kiedy rozwiązać jedną zagadkę i podrzucić nam drugą, kiedy zrobić zwrot akcji i kiedy akcję spowolnić. Styl też ma lekki, książkę czyta się szybko... Tylko, że jeśli się dobrze nad tym zastanowić, to wszystko już było. W innych powieściach, w innych konfiguracjach, z innymi bohaterami, ale było. Zakończenie mogłoby, to prawda, ratować ,,Wróć przed zmrokiem'' przed popadnięciem w schemat horroro-thrillera, ale nie ratuje. A nie robi tego dlatego, że jest zbyt szybkie, zbyt ściśnięte i pełne tak szczęśliwych zbiegów okoliczności (wszystko dzieje się akurat wtedy, kiedy powinno!), że w pewnym momencie zamiast czuć napięcie i zastanawiać się, co będzie dalej? Jak to wszystko się skończy? Myślałam sobie ,,acha, okej, to co jeszcze mi zafundujesz, miły panie autorze? W co jeszcze mam uwierzyć?''
Podsumowując: od strony czysto technicznej (akcja, styl itd.) ,,Wróć przed zmrokiem'' jest książką dobrą. Mieści się w ramach, powiela schematy, z początku czuć napięcie, potem - gdy pojawia się myśl, że ,,to już było'' - stopniowo znika. Nie jest to książka dla tych, którzy czytają dużo kryminałów, thrillerów i horrorów, bo nie utrzyma ich uwagi. Ale jeśli ktoś dopiero zaczyna swoją przygodę z tymi gatunkami, jest dopiero na początku swojej czytelniczej drogi, to powieść Sagera powinna mu się spodobać. Może nawet bardzo.