Jeszcze nigdy nie spotkałam książki, która wprowadziła mnie w tak przyjemne otępienie. Po kilku krótkich rozdziałach nagle przestawałam czytać, a zaczynałam... słuchać świata. Nasłuchiwałam każdego szumu i każdego szmeru, a moja głowa zdawała się być wolna od ciężkich myśli, które normalnie biegają w każdą stronę. Czułam się rozleniwiona jak po gorącej kąpieli! Zupełnie nie spodziewałam się czegoś takiego, jako że „Ballada o lutniku” nie jest lekką lekturą. Wiktor jest dzieckiem, które dorasta wśród brudów świata, ale wciąż zachowuje czystą i piękną duszę. Zawdzięcza to rodzicom, między którymi jest sporo napięcia, ale nie wyżywają się na synu. Otaczają go opieką i pilnują, by niczego mu nie brakowało, choć nie przyszło im żyć w łatwych czasach. Bułgaria jest młodym państwem, które niestety szybko znalazło się pod wpływami komunistycznego reżimu sowietów. Świetnym świadectwem sytuacji w państwie jest budynek, w którym rodzina mieszka – początkowo dzielnica musiała uchodzić za ładną, ale z czasem zaczęła niszczeć, a kamienice podzielono na małe klitki, które miały pomieścić jak najwięcej osób. Wiktor dorasta w sąsiedztwie kłótni, pijaństwa i biedy. Biedy całe szczęście jedynie materialnej, bo jego wyobraźnia oraz serce zdecydowanie nadrabiają. Nic dziwnego, że od razu złapał wspólny język z Georgiem Heningiem – dawniej szanowanym lutnikiem z Czech, a obecnie głodującym staruszkiem, który został absolutnie sam. Rodzina, która nie cierpiała na nadmiar pieniędzy, zaczyna opiekować się człowiekiem w potrzebie. Nikt z nich nawet się nie zastanawia. Po prostu ruszają mu na pomoc oferując towarzystwo, codzienne posiłki czy pomoc w załatwianiu spraw. Jestem oczarowana ich postawą! Jak kogoś takiego mogłabym nie polubić? To jednak nie tak, że nic nie otrzymują w zamian. Zyskują bowiem wspaniałego przyjaciela o pięknej duszy. W ich życie wchodzi człowiek, który rozmawia z drewnem, który za biedę uważa jedynie zapatrzenie w siebie i w pieniądze, który czeka aż cienie wezmą go ze sobą do boga. Wiktor spędza z nim każdy dzień, co stanowi dla niego ucieczkę od szarej rzeczywistości. Uczy się pokory oraz miłości dla sztuki.
Wiktor Paskow stworzył historię absolutnie przepiękną. Udekorował ją swoim zgrabnym stylem pisania i wlał w nią serce, które zdaje się przytulać do czytelnika. Sprawił, że pędzące życie nagle zwolniło, a oddychanie stało się łatwiejsze. W książce tej nie brakuje chwil wzruszeń i brutalnej rzeczywistości, ale jako całość pozostawia jedynie pozytywne uczucia. Zostałam bardzo mile zaskoczona i jestem ogromnie ciekawa reszty twórczości autora! Jeśli tylko ktoś podejmie się tłumaczenia kolejnych tytułów, to na pewno po nie sięgnę, by poznać kolejne światy Paskowa. Co ciekawe – bardzo możliwe, że właśnie ta powieść ma wiele wspólnego z doświadczeniami autora, ale nie wiemy ile w niej jest prawdy.
Kredens jako ucieleśnienie marzeń o utarciu nosa ludziom, którzy nas porzucili. Wpajanie młodemu człowiekowi, że może zostać królem. Samotność starszego człowieka, który na koniec zostaje sam. Nadchodząca śmierć. Tęsknota. Strach przed rzeczywistością. Duma. Dwa zupełnie inne podejścia do sztuki. Komunistyczny reżim. Dorastanie w czasach, które nie są łatwe.
To wszystko i znacznie więcej znajdziecie w tym tytule.
Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za możliwość poznania tak pięknej historii.