Wyciągam stare puzzle spod łóżka, przecieram pudełko z kurzu, otwieram i wysypuję. Co widzę? Całą masę małych kwadratowych kartoników. Na pierwszy rzut oka to całkowity misz-masz. Ale jednak po kilku godzinach mam przed sobą piękny obraz, wszystkie elementy układanki są na swoim miejscu.
Z książką Anne Holt jest tak samo. Z pozoru okładka, tytuł, cytat, wszystkie początkowe i niektóre późniejsze zdarzenia nie mają ze sobą najmniejszego powiązania, zupełnie do siebie nie pasują.
Po przeczytaniu mamy jednak świadomość, że wszystko jest tutaj na miejscu i z zadowoleniem przyglądamy się książce i historii, którą zawiera.
Błogosławieni, którzy pragną i łakną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Ewangelia św. Mateusza (5,6)
Taki oto cytaty otrzymujemy zaraz na początku książki, wyjaśnia on jednak tylko pochodzenie tytułu. Jesteście ciekawi czy wiąże się on z treścią książki? To nie pozostaje Wam nic innego jak zacząć ją czytać.
Po opisie książki „Błogosławieni, którzy pragną...” można spodziewać się kryminału. Jednak ja długo wahałabym się przed przyklejeniem jej etykietki tego gatunku. Jeśli już uznamy, że ta książka to kryminał to należy się pochwała dla autorki za całkowicie odmienne podejście do tego gatunku.
Co jest takie inne od klasycznych kryminałów? Przede wszystkim ci, którzy spodziewają się nagłych zwrotów akcji, ślepe tropy, bezustanne podążanie za policjantami i wnikliwe badanie psychiki mordercy rozczarują się. W tej książce sprawca jest odsunięty na dalszy plan, ważniejsza jest ofiara. Wprawdzie przyglądamy się poczynaniom policji, w niewielkiej części mordercy, ale równie ważna jest ofiara i jej rodzina.
W tym momencie można zadać sobie pytanie: co byś zrobił gdyby Twojemu bliskiemu wyrządzono krzywdę? Zapewne część czekałaby bezradnie aż policja ukaże sprawcę. Ale czy znajdą się osoby, które nie będą chciały czekać? Według których policja poświęca niedostateczną ilość czasu dla sprawy? Które będą chciały same wymierzyć sprawiedliwość?
Owszem, takich osób jest wiele. I cóż czy możemy się im dziwić? Bohater książki „Błogosławieni, którzy pragną...” bierze sprawy w swoje ręce, ponieważ nie może już patrzeć na cierpienie bliskiej mu osoby. Zemsta nieodmiennie kroczy za zbrodnią, każdy chce by sprawca dostał należną karę, by cierpiał tak jak osoba, której wyrządził krzywdę. Ale czyż ludzie nie są nieomylni? Przecież może wydarzyć się niewybaczalna pomyłka... Czy jeden człowiek naprawdę jest w stanie wymierzyć sprawiedliwość?
Takie i inne pytania towarzyszą nam podczas lektury nowej książki Anne Holt. Odpowiedzi na nie oczywiście znajdziemy w książce.
Książkę „Błogosławieni, którzy pragną...” czyta się bardzo szybko, ponieważ jest napisana lekkim językiem, akcja toczy się w jednostajnym tempie- jest dość wartka, ale tu można zarzucić autorce brak stopniowania napięcia, dawkowania akcji.
Największym minusem książki Anne Holt jest jej długość. Jak dla mnie- zdecydowanie za krótka! A szkoda, autorka mogłaby bardziej skupić się na bohaterach- tak cywilach jak i policji. Książka na pewno by na tym nie straciła.
Aczkolwiek dla kogoś kto szuka niezobowiązującego kryminału na jeden, dwa wieczory to jest to książka idealna.
Natomiast coś za co mogę bez wahania pochwalić to całkowicie inna niż dotychczas przeze mnie spotykana postać głównego śledczego. Nie jest to stary zmarnowany życiem wyga, który powoli traci nadzieję i wiarę w nieomylność i słuszność sprawiedliwości, spotykamy natomiast Hanne Wilhelmsen, kobietę wprawdzie z doświadczeniem, ale posiadającą dużo zapału i energii w stosunku do pracy. Najbardziej zaskoczyło mnie życie osobiste Hanne, ale nie będę zdradzać szczegółów, pozwolę by i dla przyszłych czytelników była to niespodzianka.
„Błogosławieni, którzy pragną…” jest to książka inna niż te jakie do tej pory czytałam. Wprawdzie ma pewne wady, ale myślę, że jest warta przeczytania, zwłaszcza dlatego, że jest inna od klasycznych kryminałów. Książkę mogę polecić przede wszystkim osobom, które rzadko czytają kryminały i nie są zbyt dobre w łamigłówkach, a szukają odrobiny rozrywki na wieczór.