Najbardziej zaskoczyła mnie narodowość autora. Napisać dobrą książkę osadzoną w realiach obcego państwa, do tego tak odmiennego od kraju, w którym się żyje na co dzień – to duże wyzwanie. Morganowi Audicowi się udało.
Nie mam pewności czy Audic udał się w okolice Czarnobyla, żeby napisać tę powieść, ale czytelnik ma takie wrażenie, jakby autor tam był. Mało tego – opisy są tak plastyczne i wiarygodne, że czytając tę powieść czułam się tak, jakbym sama wędrowała ulicami miasta, które dotknęła apokalipsa.
Za rzetelną dokumentację tematu czarnobylskiej katastrofy i zgłębienie mentalności człowieka Wschodu należą się pisarzowi duże brawa. Oczywiście, nie obyło się bez drobnych wpadek, które powinni wyłapać redaktorzy, na przykład Rublowka to nie jest moskiewska arteria, tylko kręta droga prowadząca na bogate przedmieścia Moskwy, od tej drogi właśnie Rublowką nazwane, ale to drobiazgi, nie przeszkadzające w odbiorze.
Trochę dłużej musiałam przyzwyczajać się do sposobu narracji, przeznaczonego wyraźnie dla zachodniego czytelnika (co, wszelako, nie jest niczym dziwnym zważywszy, że napisał to Francuz). Autor tak drobiazgowo wyjaśnia niektóre aspekty życia w Rosji i na Ukrainie, że momentami można mieć wrażenie, że czyta się wtrącone do powieści przypisy tłumacza. Nie twierdzę, bynajmniej, że to informacje zbędne, moje zastrzeżenia dotyczą wyłącznie formy. Sama akurat bardzo lubię, kiedy z powieści gatunkowej dowiaduję się czegoś więcej. Inni czytelnicy mieliby jednak prawo domagać się, by funkcja edukacyjna pełniona była dyskretniej. Francuzów ta uwaga nie dotyczy, ich w tematach wschodnich trzeba trochę bardziej doszkalać, ale polski czytelnik może zareagować na dwa sposoby: dojrzały powie – no nie, przecież ja o tym wszystkim dobrze wiem, a młodszy może zaprotestować – mnie to niewiele obchodzi. Jakkolwiek by nie było, czasem lepiej wiedzieć więcej, niż mniej, więc dość już bajania na ten temat, pora na konkrety.
Intryga powieści jest bardzo dobrze skonstruowana. Dochodzenie prowadzone jest równolegle przez prywatnego detektywa (bardzo oryginalna i ciekawa postać radzieckiego Mulata) oraz parę policjantów z Ukrainy. Ich śledztwa najpierw wzajemnie się uzupełniają, a potem łączą.
Audicowi dobrze udaje się wyprowadzić czytelnika w pole: kiedy już-już wydaje się, że wyjaśnienie sprawy jest przesądzone, okazuje się, że chodziło o coś zupełnie innego.
Zakończenie zaskakuje i porusza, choć oczywiście, wolelibyśmy, żeby sprawy przyjęły zupełnie inny obrót.
Myślę, że warto obserwować autora i poczekać, co jeszcze będzie miał nam do zaoferowania (jeśli wydawnictwo zdecyduje się na kontynuację współpracy z pisarzem). Ciekawa jestem jakie Audic wymyśli historie z francuskiego poletka. Wprawdzie stylistycznie daleko mu do mojego ulubionego Lemaitre’a czy Fred Vargas, ale potencjał ma spory. I może trafi na lepszego tłumacza lub redaktora. A najlepiej na obydwóch.
* „De bonnes raisons de mourir” – tytuł oryginalny “Jaskółek z Czarnobyla”. Francuzi uznali, że to wystarczy, nasi postanowili podkręcić, żeby lepiej się sprzedawało. Chyba wolę „Jaskółki…” bardziej konkretne. „Dobre powody…” oddają treść, ale pasowałyby właściwie do każdego kryminału. Co sądzicie?