„I takie właśnie jest życie, prawda? Seria poślizgnięć i zaczepów, pomyłek i wyrzutów sumienia, nieustanny akt żonglerki polegający na udawaniu, że czuje się dobrze, kiedy jedyne, co chce się zrobić, to rozpaść się”.
Autorka zaczyna z grubej rury. Mikołaj porywa dziecko. Syna zamożnych państwa Machado. I o ile początek szybki tak potem szybko akcja zwalnia. I zaczyna się robić tak… wolno, obyczajowo.. Początkowo głównym tematem było właśnie porwanie, jednak potem stało ono w cieniu, bo na pierwszy plan wysuwa się zdrada i nienawiść Marin do kochanki męża. Każde z rodziców próbuje sobie jakoś poradzić z tym co się stało. Marin chodzi na spotkania grupy z rodzicami, którym też porwano dziecko, spotyka się z psychologiem, zatrudnia prywatnego detektywa i jest też po próbie samobójcze. Z kolei Derek radzi sobie zupełnie inaczej i cóż… zdradza żonę… Jest wiele takich kontrastów, które w moim odczuciu mają za zadanie podkreślić tylko jak to bogaci są państwo Machado. Są jakieś tam wkładki o mediach społecznościowych, jak duże one mają teraz wpływ i ile się z takiej jednej fotki z Instagrama można dowiedzieć. I poznajemy tę kochankę- McKenzie, która jest wyrafinowaną… Nie powiem Wam kim. Generalnie jest trochę o wszystkim i o niczym. Po przeczytaniu około 300 kartek znowu fabuła zaczyna przyspieszać, a autorka zaskakuje kolejnymi małymi sekretami, które nie są takie małe. Łączą się pewne wątki, okazuje się, że to co było białe jest teraz czarne. I chociaż łatwo się domyśleć kto stoi za tym porwaniem dziecka, to jednak zakończenie i tak zaskakuje.
To jest bardzo wciągająca książka, której nawet na tych stronach, które nie są thrillerem, nie sposób odłożyć. Jak już siądziesz to czytasz, czytasz i nagle dochodzisz do końca, pozostając w takim trochę osłupieniu, gdy poznajesz te wszystkie powiązania, sekrety.
Ogromny plus dla autorki za świetny portret psychologiczny Marin Machado. Dobrze oddała jej rozpacz, poczucie winy, nienawiść do McKenzie, złość i inne uczucia, które bohaterka odczuwa. Rozumie się dlaczego robi to co robi. Chociaż muszę przyznać, że w pewnym momencie jej zachowanie było absurdalne i zaczęła irytować. I nawet fakt, że nie chce stracić męża jej tutaj nie ratuje.
Sięgając po tę książkę byłam nastawiona na thriller i jestem troszeczkę rozczarowana, bo nie do końca go dostałam. Była to historia przede wszystkim o zdradzie, a o porwaniu dziecka autorka przypomniała sobie chyba dopiero na końcu. Nie twierdzę, że książka jest zła, bo taka nie jest. Czyta się łatwo i przyjemnie. Ale to nie był thriller w jego pełnym znaczeniu. Brakowało mi napięcia, owszem dostałam je na tych ostatnich 150 stronach, ale ja oczekiwałam więcej. Mimo wszystko czas spędziłam dobrze.