„Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia.” Ostania myśl tytułowego, piętnastoletniego Szymka, który o 2 w nocy z14/15 lutego 1994 roku rzuca się pod pociąg. Drastyczna scena, jaką już na samym początku książki serwuje nam autor zaczyna działać na emocje czytelnika. To to wydarzenie jest kołem napędowym całej powieści, której akcja toczy się przez kolejnych dziesięć dni. Jest to czas trudny dla rodziców Szymona, gdyż muszą zmierzyć się z tragedią jaka dotknęła ich rodzinę. Niestety w tym przedziale czasowym przyjdzie im toczyć walkę z kolejną. Również ich starszy syn Tomasz popełnia samobójstwo skacząc z dachu. Do tego momentu sprawa Szymona była traktowana jako zwykłe samobójstwo, które należy odłożyć „ad acta”. Natomiast po decyzji Tomasza sprawą zaczęli zajmować się „kryminalni”, a konkretnie komisarz alkoholik Piotr Żmigrodzki i jego nowy i młody partner Krzysztof Sawicki. To oni będą drążyć i łączyć kropki, które być może doprowadzą ich do rozwiązania zagadki obu samobójczych śmierci, których nie rozumieją zdruzgotani rodzice obu chłopców.
W czas „tu i teraz” przedstawiany z perspektywy narratora wplatana jest retrospekcja, biorąca swój początek z końcem sierpnia 1993 roku a narratorem jest Szymek, mający od września być uczniem technikum. Wyjaśnia czytelnikowi krok po kroku co doprowadziło go do podjęcia takiej decyzji. Czy było jakieś inne wyjście z tej sytuacji? Chyba nie według Szymona, gdyż myśli on: ”Nie będę miał życia na osiedlu. Miałem do wyboru ucieczkę albo...”
Młody, wrażliwy i nieukształtowany jeszcze emocjonalnie chłopak trafia do nowej szkoły. Spotyka nowych kolegów, którzy aby czymś się wyróżniać znajdują sobie „ofiarę”. Fajnie jest komuś „przylepić łatkę” i móc odwracać uwagę innych od własnych słabości, jednak w tym wieku, gdy młodzież boryka się z wieloma przeciwnościami i własną niepewnością taka „łatka” może stać się przysłowiowym „gwoździem do trumny” jak dosłownie miało to miejsce na kartach tejże powieści. Bo Szymon bał się braku akceptacji, a przecież „akceptacja najwyższą formą tolerancji.” Bał się szerzącego się na każdym kroku ostracyzmu. Straszne i przerażające.
Autor, Piotr Kościelny niezwykle plastycznie odmalował czasy początku lat 90-tych poprzedniego wieku. Sama będąc w podobnym wieku co Szymon miałam obawy mijając na ulicy punka lub skina. Dlatego czytając podzielałam obawy Szymka, który niekoniecznie miał ochotę na spotkanie z przedstawicielami owych subkultur.
Muszę wyznać, że powieść ta wstrząsnęła mną emocjonalnie. Ów wstrząs zaczynał się powoli od powolnego „podmywania” moich uczuć, niczym fala, która przy brzegu podmywa stopy, by później uderzyć we mnie kilkumetrową falą niczym tsunami. Sądzę, że każdy powinien zastanowić się nad brakiem tolerancji w otaczającym nas świecie, starać się pomagać młodzieży w odnajdywaniu siebie a nie piętnować ich za np. poglądy czy wygląd. Podajmy im dłoń, bo to oni tworzą przyszłość a wchodzenie niepewnym w przyszłość może przynieść późniejszemu społeczeństwu mizerne rezultaty.
Dziękuję, za możliwość zapoznania się z lekturą, Wydawnictwu Czarna Owca oraz Pani Bognie z PRart Media.