Czy można zakochać się w bohaterce książki, i to w wiejskiej staruszce? Można i to bez względu na płeć, wykształcenie czy wiek.
Akcja powieści zaczyna się w latach 80-tych XX w. a kończy w latach współczesnych. Otrzymujemy przekrój polskiej wsi, obserwując powoli zmiany jakie na wsi zachodzą, jak zmieniają się ludzie. Mamy tu ludzi z przywarami, takimi jak pijaństwo, które mimo zachodzących zmian społecznych, nadal rządzi i poniewiera ludźmi. Autorka w usta mieszkańców, szczególnie tych starszych, wkłada gwarę wiejską, która pięknie komponuje się z całą fabułą i nadaje klimat powieści.
Teofila Słaboniowa jest niezwykle mądrą kobietą, wdową mieszkającą samotnie gdzieś na krańcu wsi. Samotną, bo dorosłe córki wraz z rodzinami mieszkają w mieście. Nikt nie wie ile ma lat, może sześćdziesiąt, może dziewięćdziesiąt. Mieszkańcy wsi coraz rzadziej wsi zwracają się do Słaboniowej z prośbą o pomoc w odczynieniu złych uroków, które powodują, niemowlęta bez przerwy płaczą, młode dziewczyny popadają w obłęd, a śpiących coś poddusza. Ludzie Ci na ogół zarzekają się, że nie wierzą w zabobony, ale wyczerpawszy już wszystkie inne sposoby, począwszy od lekarza a skończywszy na egzorcyzmach odprawianych przez księdza, ostatni ratunek widzą już tylko w Teofili. Posiada ona niezwykły dar, dar odczyniania złych uroków, a o słowiańskich demonach i o walce z nimi wie niemal wszystko. Autorka przedstawia, znane mi jeszcze dzięki opowieściom z czasów dzieciństwa: Zmorę, Strzygę, Południcę czy Kikimorę. Są to postaci znane z wierzeń słowiańskich,które przez wiele wieków były na polskiej wsi odpowiedzialne niemal za wszystko, co działo się inaczej niż zwykle. Stara Słaboniowa doskonale rozumie, że świat idzie naprzód, że ludzie przestają wierzyć w zjawiska nadprzyrodzone, ale pomimo to nadal dyskretnie pomaga, także w tych codziennych, zwykłych smutkach. Dla gościa ma zawsze zaparzone ziółka, ręcznie ukręconą babkę a nade wszystko dobre słowo. Słaboniowa jest dobrą kobietą, ale jak wszyscy ludzie, skrywa też tajemnicę, którą być może, pozna czytelnik na końcu.
Książka miejscami powodowała, że przechodziły mnie ciarki, ale też wywoływała uśmiech, przeniosła mnie w krainę dzieciństwa, kiedy to zaczytywałam się baśniach i podaniach ludowych.
Jestem wdzięczna Autorce za realizm magiczny jaki zastosowała w powieści, jakże odmienny od ostatnio czytanych przeze mnie książek.