„Kwiat mroku: Zatraceni” to powieść z paranormalną fabułą, poza tym jest pierwszą częścią serii "Kwiat mroku", stworzoną przez niemiecką pisarkę Norę Melling. Teoretycznie ten gatunek niczym nowym nie zaskakuje, a często powielany schemat - nastolatka nieszczęśliwego, plus nastolatka „magicznego” - potrafi całkowicie zniechęcić do tego typu lektur. Autorce nie do końca udało się uciec od tego szablonu, na szczęście postawiała na to, co sprzedaje się doskonale, na emocje, tajemnicę i ponury wręcz przygnębiający nastrój.
Luisę poznajemy w momencie w którym chce popełnić samobójstwo, od śmierci swojego młodszego brata nie może pogodzić się z tą bolesną stratą, a chłód panujący w domu (bierna postawa rodziców, którzy zajęci własnymi sprawami pielęgnują w samotności swój ból) dodatkowo powoduje jej depresję. Przed tym drastycznym krokiem, powstrzymuje ją tajemniczy Thursen. Wydaje się, że chłopak wyczuwa ból i cierpienie dziewczyny. Intrygujący młodzieniec trzyma Luisę na dystans, jednak z czasem udaje się jej poznać przyjaciół Thurstena. Wszyscy mieszkają w lesie i jak się okazuje są zmiennokształtnymi: potrafią stawać się wilkami. Niestety z każdą taką przemianą tracą cząstkę człowieczeństwa. Wkrótce chłopak będzie tylko wilkiem i Luisa ponownie zostanie sama, czy miłość pokona taką barierę i czy uda się jej uratować Thursena?
Po przeczytaniu opisu fabuły, zapewne większość stwierdzi, że to żaden hit, bo co może w powieści nas zaskoczyć, skoro po raz kolejny spotykamy zagubioną nastolatkę, której rodzice porzucają dawne życie, zmieniają adres, szkołę córki, żeby tylko odciąć się od bolesnych wspomnień. Luisa to postać również niezbyt oryginalna. Zbuntowana dziewucha, samotna, wagarująca i trzymająca na dystans wszystkich dookoła. Miłośnicy paranormalnych romansów już to znają i niekoniecznie na to czekają.
Na szczęście, książkę ratuje doskonały styl pisania Nory Melling. Autorka jest konsekwentna w tym co robi. Powieść jest jednolita, nie ma w niej zbytecznego kombinowania, akcja rozwija się powolnym, niewymuszonym tempem, a pierwszoosobowa narracja sprzyja bliższemu poznaniu Luisy. Wszystkie postacie są kreślone grubą kreską, przez co nabierają autentyczności, nie można zarzucić im przerysowania ani nie giną na tle mrocznej fabuły. Konstrukcja ta powoduje, że czytelnik może z łatwością odbierać stany psychiczne bohaterów.
Książka sama w sobie jest bardzo melancholijna, stosowane przez Melling środki artystyczny generują wyśmienity klimat. Berlin to miasto w którym Luisa mieszka, nie wiem jak dla większości czytelników, ale dla mnie te okolice są szare i smutne, oczywiście mają swój charakterystyczny klimat, najczęściej dostrzegany nocą , kiedy światła podkreślają monumentalność budynków, a grające na nich cienie tworzą magiczne obrazy. Niestety w świetle dnia, miasto potrafi przytłoczyć i powodować przygnębienie. Poza tym akcja powieści w głównej mierzy toczy się w lesie, więc samo przez się, ciemny las, pełnia księżyca i odległe wycie wilków składa się na tajemniczą, niebezpieczną aurę.
W tym momencie muszę pochwalić fantastyczną okładkę, która jest zniewalająca. Fragment twarzy kobiety z najprawdopodobniej wpiętą we włosy czarną lilią, nakrapianą kropelkami rosy, odbijającymi światło, robi niesamowite wrażenie. Grafika jest zachęcającym zaproszeniem do intrygującego świata, w którym obok zwykłych ludzi dzieją się nieprawdopodobne wydarzenia.
„Kwiat mroku: Zatraceni"” nie zaskakuje oryginalną fabułą, ani wyjątkowością głównych bohaterów. Atmosfera książki to jej główny atut. Emocje i jeszcze raz emocje, to jest to co powoduje , że książkę czyta się przyjemnie i z empatią przyjmuj wszelkie działania, a także stany emocjonalne postaci. Lektura będzie doskonałą pozycją dla miłośników tego gatunku, odnajdą się w niej też czytelnicy poszukujący zagadkowych i niesamowitych historii.