Jeśli tylko podniesiecie głowę, zobaczycie go w załomie muru przy Duomo, zupełnie jakby siedział tam od samego początku, wrośnięty w ścianę katedry od chwili, kiedy wszystko było jeszcze przemieszane i pieniło się jak świeże mleko w skopku, zanim powietrze, woda, ogień i ziemia skrzepły w ser, z którego wyszli ludzie, demony i cała reszta, nasze jałowe góry i żwirowe pola, od pokoleń skrapiane chłopskim potem i w połowie leżące odłogiem, nawiedzane przez burze, zalewane wodami potoków i smagane wichrami ze wszystkich pustyń świata, rok po roku zdobiącymi mury Città di Sant'Angelo i wyrywającymi z niego kamienie, tak samo jak dziecko wyskubuje nitki ze znoszonego płaszcza, podczas gdy wewnątrz miejskich murów powoli kiśnie nasze życie.
To pierwsze zdanie w książce. I takimi właśnie długaśnymi, gawędziarskimi frazami, monologami stylizowanymi na średniowieczny język, częstuje nas autorka w całej tej opowieści. Umiejętnie i zajmująco, trzeba przyznać. Mimo, że narratorami są dwaj prości, młodzi czeladnicy. Jeden z nich to młynarczyk, przywódca grupy czeladników, która ma w zwyczaju pomstować na mistrzów, oglądać się za dziwkami i córkami mieszczan, nieraz zwędzić komuś ze straganu coś do żarcia a potem też pić w knajpie pod Pękatym Wieprzem (powszechnie zwanej "Botte"), ale nade wszystko uwielbia robić bliźnim głupie kawały. Zwłaszcza lubią dokuczać żebrakowi zwanemu Draco, który ma leże obok katedry, w niszy pod oknem biskupa. Drugi wątek opowiadania to najprawdopodobniej historia owego Draco z czasów jego młodości, gdy niechętnie pomagał ojcu-kołodziejowi, ale marzyła mu się kariera rycerska - chciał wojować i zabijać smoki, stać się bohaterem i poślubić jeśli nie księżniczkę, to przynajmniej córkę kasztelana. On też lubił żarty i kawały, co w końcu zaprowadziło go do loszku, pod pręgierz, a ostatecznie przywiodło do wygnania go z miasta. Aby odkupić swe winy (i najlepiej, jak to w romantycznych legendach, zdobyć rękę księżniczki) postanawia zabić smoka... Towarzyszy mu w tej drodze zdradliwy mniszek i dziewczyna, uważana (i odpowiednio do tego traktowana) przez mnicha za czarownicę. Miasto Città di Sant'Angelo istnieje - leży we Włoszech w górach Abruzzo, ma wczesnośredniowieczny rodowód i mogło być inspiracją dla autorki, tym bardziej, że w zamierzchłej przeszłości było ważnym ośrodkiem handlu (do niego należały porty Silvi i Montesilvano - dziś koło Pescary) i władzy biskupiej, da się też w jego historii znaleźć epizody, jakie występują w książce. Mam na myśli zdobycie miasta przez wojska niemieckiego cesarza. W powieści szturmuje je cesarz Efraim, w rzeczywistości miasto św. Anioła, ośrodek gwelfów (czyli stronników papieża) zdobyły i zniszczyły w 1340 roku oddziały Boemonda Pissono (zwanego katem Abruzji), pozostającego na służbie u cesarza Fryderyka II Hohenstaufa. Być może jakieś wiadomości o wydarzeniach autorka zaczerpnęła z kroniki Efraima i stąd to imię? Faktem jest, że pozostałe nazwy miejscowe nie mają już nic wspólnego z rzeczywistymi Włochami, podobnie jak załączona do książki mapa, na której widnieje co prawda jakieś Orvieto, ale to realne nigdy nie leżało nad morzem...
Stylistyka opowiadania nawiązuje klimatem ni to do Dekameronu Boccaccia, ni to do Jabberwocky Terry'ego Gilliama. Podziwiam zamysł Brzezińskiej, by postarać się wczuć mentalnie w głowy swych męskich bohaterów - szowinistycznych pętaków, opętanych brudnym seksem, winem oraz klasową nienawiścią do majstrów, biskupów i kasztelanów. Plebejskość wychodzi z nich wszystkimi porami. W podobny sposób jak Brzezińska potrafili przedstawić ją na przykład Czesi: Drda w inspirowanych folklorem bajkach, czy Hašek w Przygodach dobrego wojaka Szwejka. Bohaterowie to nygusy, obiboki, z pretensjami do czegoś lepszego, ale bez żadnej moralności, z miękkim kręgosłupem. Nawet przy obronie własnego miasta nie należy na nich polegać, bowiem zamiast stawić czoła wrogowi na murach, tacy będą raczej łupić i kraść swoich, by napchać własną kabzę i uciec przed niebezpieczeństwem. I widać różnicę pokoleń: o ile Draco wierzył jeszcze w bajki i legendy i starał się coś osiągnąć wątpliwym męstwem, to nowe pokolenie polega jedynie na wykorzystywaniu słabszych. Po prostu lůza, jak powiadają Czesi, czyli tłuszcza, motłoch. Myślę, że dziś podobną mentalnością odznaczają się całkiem liczni przedstawiciele społeczeństwa, nie wyłączając tzw. inteligencji, niestety. Stratygrafia społeczna nie przebiega w naszych czasach tak jasno, jak w średniowieczu - ta mentalność pokutuje dziś tylko w głowach: w przekonaniach i zachowaniu ludzi. I, obawiam się, że żaden zawód, żadne środowisko społeczne nie jest od nich wolne. Może właśnie po to Brzezińska sporządziła ów niepochlebny konterfekt plebejskiej mentalności, by go pokazać publicznie, by go podstawić społeczeństwu do obejrzenia, by się w nim rozpoznało? I by można było skojarzyć, z tradycji jakich warstw owa mentalność czerpie, a także dokąd postawa taka prowadzi. Dla nich wartości są jak legendy o smokach, a ważne jest tylko by "popić, zapalić i pokierdasić" - witkacowscy szewcy są dziś wszędzie. A jedno co się liczy, to się nazywa kasa.
Nie wiem jak się czyta tę powieść, bo ja ją odsłuchałem, ale język opowiadania jest sprawny i potoczysty, umiejętnie stylizowany na średniowieczny. Realia zabarwione tylko nieznacznie pewną dozą fantazji sprawiają bardziej wrażenie powieści historycznej niż fantazy, ale podoba mi się właśnie, że autorka trzyma się realiów. W wersji audiobukowej na dwa głosy znakomicie powieść czytają Piotr Grabowski i Mikołaj Krawczyk. Przesłuchane na szybkości 1,5x.
Autorka monumentalnych Córek Wawelu powraca z nową powieścią! Niegdyś Città di Sant’Angelo wydawało na świat słynnych rycerzy i budowniczych katedr. Osłabione herezjami i buntami, dzisiaj już tylk...
Autorka monumentalnych Córek Wawelu powraca z nową powieścią! Niegdyś Città di Sant’Angelo wydawało na świat słynnych rycerzy i budowniczych katedr. Osłabione herezjami i buntami, dzisiaj już tylk...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @tsantsara
Ciała jej kobiet
Dunaj wyje. Utracie. I jeszcze ptakom. Kiedy czytam tę dedykację, nie rozumiem jeszcze: o jaką Utratę chodzi? O tę mazowiecką? Nie, to jednak Beskidy, a utrata nie jes...
Słyszałem to pytanie setki razy: "No dobrze, ale co właściwie z tego wszystkiego wynika?" "Nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria." (Kurt Lewin) Już we ws...