Przepis na: wstrząśnięty ciut zmieszany mózg na ścianie.
- kilkadzesiąt kilogramów Stephena Kinga
- garść psychologizacji w proszku
- dwie szczypty mistycyzmu
- wstążeczka
- pół kilo złamanego serca
- jedno dziewictwo
- dwie szufle kryminału
Kinga przedstawiać nikomu już nie potrzeba – od wielu lat sukcesywnie buduje swoją reputację współczesnego ‘’mistrza grozy’’, jest inspiracją dla wielu pisarzy zarówno młodego jak i tego ciut starszego pokolenia, którzy zaczytują się w jego książkach. Każda jego książka jest literackim wydarzeniem i z ‘’Joylandem’’ nie było inaczej – kampania jaką wydawnictwo zaserwowało książce jest godna pozazdroszczenia – choć w sumie ciut zbędna – to przecież King! Bardzo wielu czytelników śledzi wszelakie zapowiedzi, plotki i doniesienia o człowieku, który rozbudził w obecnych czasach wyobraźnię wielu, naprawdę wielu osób.
Nikt nie śmiałby zarzucać Kingowi spadek formy, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego ostatni ‘’Dallas ‘63’’ który rozpłatał mój mózg (a o którym moją opinię co niektórzy mogli już przeczytać). Ta książka jest kolejnym dowodem na to, że Stephen King zapisze się w historii literatury na długie lata. Jego historie charakteryzują się niesamowitą… mózgotrzepnością. Wiadome jest, że każdy ma pewne potknięcia, nawet najlepszym pisarzom się zdarzało (ehh… te ‘’Oczy smoka’’) ale ‘’Joyland’’ nie odstaje pod żadnym względem od tych powieści Kinga, które przyniosły mu peany czytelników i doskonałe opinie na całym świecie.
Jak często zdarza się w powieściach tego autora realizm w jakim egzystują bohaterowie zgrabnie miesza się z elementem grozy, który w zasadzie w tym przypadku jest dosyć ograniczony. To ten zgrabny psychologizm w jakim autor obtaczał bohaterów wciąga czytelnika w głębie historii jaką człowiek ten nam zaserwował. Kreacja bohaterów jest jedną w wielu elementów, które zasługują tu na wyjątkowe pochwały – każdy bowiem jest na tyle naturalny żeby go polubić i na tyle tajemniczy, żeby mu nie ufać. Mieszanka wybuchowa, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę okoliczności, w jakich owym ludziom przyjdzie żyć – okoliczności dosyć… mordercze.
Wspomniany w składnikach kryminał nie wziął się znikąd – mamy tu, oprócz doskonałej warstwy realistycznej oraz niezwykle interesującej i doprowadzającej czytelnika do lekkich, przyjemnych dreszczy warstwy mistycznej doskonale skonstruowany kryminał, który przypomina mi odrobinę ‘’Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet’’ Larssona z tym, że tam wszystko było ‘’jasne’’ lub ‘’ciemne’’ a w powieści Kinga wszystko jest zajebiste zawoalowane – tak bym to określił. Właściwie powoduje to tylko chaos w głowie czytelnika – oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu – tak wiele warstw składa się na niesamowitą niechęć oderwania się od książki oraz przemożną chęć czytanie jej bez przerwy.
Pod względem napisania jest jak zwykle poprawnie, choć byłem odrobinę zawiedziony. Mam wrażenie, że starsze książki Kinga które udało mi się przeczytać były napisane lepiej i moim zdaniem nie autor tu zawinił, lecz tłumacz – tego nie da się rzecz jasna zepsuć, to zbyt dobra historia – niemniej, uważam, że pod względem tłumaczenia książka została potraktowana po macoszemu. Prawdopodobnie dlatego, żeby wydać ją szybciej, tłumacz musiał się sprężyć – ale wytrzymalibyśmy każdy termin, żeby dostać książkę lepszej jakości… przynajmniej na bym wytrzymał. Nie oskarżam tu oczywiście nikogo, po prostu czuję się pod tym względem trochę zawiedziony.
Tak. Jest to kolejna dobra powieść Kinga, na którą warto zwrócić uwagę, którą warto przeczytać, którą warto zekranizować (co już się dzieje lub będzie działo się za niedługo!!) i którą będę wspominał jako fenomenalną opowieść o tym, by nie bać się pokazać tego, co w nas najlepsze. Ukazuje nam jak ważne jest zaufanie, sprawianie innym radości, pamięć o ludziach których kochamy i miłość… tak, ta książka jest trochę o miłości, ale tej dobrej, młodej i naturalnej.