Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem recenzja

"Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem" Witold Szabłowski

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @S.anna ·6 minut
2022-12-05
Skomentuj
10 Polubień
Znacie ten przypadek, gdy sięgacie po jakąś książkę non-fiction, reportaż albo pozycję popularnonaukową z dziedziny albo na temat, który was żywo interesuje i... ups. Zdania wloką się jak najnudniejsza lekcja matematyki, co i rusz potyka się człowiek o miliony pojęć i tysiące nazwisk, które czytelnikowi nic nie mówią, ale autorowi i owszem, więc nie zadaje on sobie trudu, by je czytelnikowi wyjaśnić, styl jest chaotyczny albo/i przesadnie naukowy, niezwykle interesujące informacje obecne, ale porozsiewane w męczącym słowotoku i trzeba je z niego mozolnie wygrzebywać, jak rodzynki z serniczka normalnie, brnie człowiek przez te piętrowe metafory i język twardy jak ziemia skuta podbiegunowym lodem, ale temat go przecież interesuje, więc męczy każdą kolejną stronę i do każdej podchodzi jak do wejścia na Matterhorn, i czasem udaje mu się dojść - w pocie i znoju - do końca dzieła, a czasem odpada, bo informacje informacjami, a fantastyczny temat fantastycznym tematem, ale ileż można.

Znacie to?

No więc to jest zupełnie nie ten przypadek.

Witold Szabłowski postanowił przyjrzeć się Rosji w oryginalny sposób - od kuchni. Swoją kulinarno-historyczną wędrówkę rozłożył na osiemnastu talerzach, a każdy talerz poświęcił innej osobie lub osobom, i innemu okresowi z dziejów Rosji. Każdy zawiera - wplecione zręcznie w opowieści i wspomnienia bohaterów - garść informacji historycznych i nieco społecznych, i każdy zakończony jest przepisami dotyczącymi omawianej w nim osoby/osób lub okresu czy wydarzenia historycznego. o

Podróż zaczynamy od cara Mikołaja II i jego kucharza Iwana Charitonowa, by poprzez opowieści o kucharzach i kucharkach Lenina, Stalina, Chruszczowa, Breżniewa i Jelcyna dojść do spotkania z Putinem i jego dziadkiem (kucharzem, a jakże) Spirydionem. Dowiadujemy się nie tylko, jak jadały głowy państw - że Stalin uwielbiał śledzie, a Breżniew pieczone ziemniaki, które wolał od kawioru, że w Jałcie Wielkiej Trójce podano indyka w pigwach i okonia morskiego w sosie z szampana, a na ostatnią wieczerzę ZSRR - gulasz z dzika (przepis załączony) - ale czytamy też o chlebie z kory sosnowej, którym rozpaczliwie próbowano oszukać żołądki w czasie Wielkiego Głodu w Ukrainie, słoju ikry rybiej, który uratował życie bohaterki podczas blokady Leningradu, i stołach witaminowych w Czarnobylu. Wypada też wspomnieć, że dowiadujemy się, jakie (i w czym umieszczone) jedzenie zabrał w kosmos Jurij Gagarin.

A tym samym czytamy o sposobie, w jaki jedzenie może służyć propagandzie, jak za jego sprawą można wpływać na wielką historię (i tę mniejszą też) i jak ją kreować, zaglądamy w świat wielkiej polityki, a potem do domów tych, po których wielka polityka przetoczyła się jak walec, obracamy się wśród zwykłych, przeciętnych Rosjan, i wśród osób znanych z podręczników i pierwszych stron gazet.

Jakim cudem Witold Szabłowski dotarł do tych wszystkich ludzi, którzy przewijają się na kartach jego książki, jak udało mu się skłonić ich do opowiadania i misternie pozbierać skrawki wspomnień, po czym spleść je w spójną całość, nie wiem. Wiem za to, że z tych skrawków stworzył niezwykłą opowieść o Rosji, Rosjanach i mieszkańcach byłych republik radzieckich. O strachu, dumie, woli przetrwania, milczeniu, kłamstwach i półprawdach, niewiarygodnej sile i niewyobrażalnym okrucieństwie.

W większości recenzji i zajawek wymienia się przede wszystkim tego Stalina z jego gruzińskim kapuśniakiem, śpiewanie ciastu drożdżowemu, no i na przykład Jałtę z przepięknie udekorowanym jesiotrem w galarecie albo kremlowskie wystawne kolacje z lodami orzechowymi i tortem Morska Bryza, jako to, co najbardziej zapada w pamięć, a może jest najbardziej fascynujące, bo opisujące przepych niedostępny większości? I, rzecz jasna, są to naprawdę pasjonujące rozdziały, doskonale napisane.

Ale te, przy których musiałam odłożyć książkę na chwilę i po prostu popatrzeć w ścianę albo na moje tłoczące się w karmniku ptaszki, a czasem przestać czytać na dzień-dwa, to były rozdziały mówiące o głodzie w Ukrainie. Blokadzie Leningradu. Kucharkach w Czarnobylu. O Tatarach krymskich (o Efranie Kudusowie myślę ze ściśniętym sercem, o tym, jak po raz kolejny w życiu wyjechał z Krymu po jego aneksji przez Rosjan, i zaczął na nowo, w Kijowie... czy jest bezpieczny? Czy znów musi zaczynać od nowa? Czy będzie miał na to siły?).

Czytana w tej chwili, w tym historycznym momencie, lektura "Rosji od kuchni" okazuje się nadzwyczaj gorzka. Tak, wiedzieliśmy już wcześniej, wiemy i teraz, że od wielu dekad Rosja skręca w bardzo określonym kierunku. I powtarzamy, zwłaszcza ostatnio, zdanie, że dopóki to Rosjanie nie zmienią swego kraju, nikt go nie zmieni. Nie da się. Po prostu nie. Nie da się wejść do czyjegoś kraju i zrobić mu demokracji. Nie wystarczy mu obalić prezydenta, żeby było dobrze, sprawiedliwie i po europejsku. To oni muszą. Oni sami.

"Ja ci, Witoldzie, powiem, czterdzieści lat miałam, a taka głupia byłam, że wierzyłam we wszystko, co mi w telewizji powiedzieli. Synom mówiłam: "Ludzie cię oszukają, ja nawet może, ale Partia nie oszuka cię nigdy". Dopiero Afganistan to zmienił".

"Dopiero po Czarnobylu zrozumiałam".

"Dopiero, gdy mi babcia przed śmiercią powiedziała".

"Wszystkie dzieci płakały po śmierci Stalina, tylko tatarskie nie płakały. My pamiętaliśmy, co on nam zrobił".

"Dopiero po..."

"Dopiero gdy..."

Bo gdy nie było w życiu bohaterów książki żadnego "dopiero, gdy", żadnego "dopiero po", to jest: "taki kraj zniszczyć! Na świecie największy! Człowieka w kosmos pierwsi wysłaliśmy!". "Nasza matkę, naszą karmicielkę zarżnąć! W dwa dni tyle zła narobić!"*. Rozmówca/-czyni siedzi przed polskim dziennikarzem, który zupełnie inaczej wspomina Związek Radziecki i żali mu się z pełną ufnością, że zostanie zrozumiany/-a. Że to, Witoldzie Mirosławowiczu, tyle zła, otrułabym ich, gdybym wiedziała, nigdy bym na to nie pozwolił. A na nieśmiałe żachnięcie się albo uwagę, że może jednak niekoniecznie co najwyżej może powiedzieć: "E, co wy tam wiecie, Witoldzie. Chodźcie, ugotujemy coś".

Dopiero, gdy rozmówcy Witolda Szabłowskiego stanęli oko w oko z bezmiarem okrucieństwa, pychy i totalnego lekceważenia ludzkiego życia, dopiero wtedy zaczynali rozumieć. Przedtem nie wiedzieli, nie widzieli, nie interesowali się, nie łączyli kropek, nie układali puzzla do puzzla. A gdy już ułożyli te puzzle i zobaczyli kawałek - bo przecież nie całość - obrazka, a ten obrazek był inny, niepokojący i nie pasował do całości, to i tak nie mówili o tym. Komu? Jak? Tym, co niczego nie przeżyli, nie widzieli, nie zrozumieją, nie uwierzą? Po co o tym mówić w ogóle?

Tak więc dopiero gdy.

Dopiero po.

Dopiero wtedy Rosjanie sami coś zrobią. Nie wcześniej.

A chyba nie lubią układać tych puzzli. I nie mają ochoty, by łączyć kropki.

Nie wiem, czy ten gorzki wniosek to była rzecz, do której autor chciał czytelnika doprowadzić. Może nie. Może to wina tzw. "okoliczności zewnętrznych". Może nie da się teraz, gdy trwa wojna w Ukrainie, nie być szczególnie wrażliwym właśnie na to - na to wycofanie, spięcie, na zakłamywanie rzeczywistości, na to gigantyczne, ogólnonarodowe zamykanie oczu i wypieranie. Nie wiem.

Wiem, że polecam.

Kto wie, może dojdziecie do innych wniosków.

Może mniej gorzkich.

A może bardziej.





*cytuję z pamięci, prawdopodobnie - a wręcz na pewno - niedokładnie, za co przepraszam. Sens wypowiedzi zachowałam.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-03-31
× 10 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem
Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem
Witold Szabłowski
8.5/10

Z tej książki dowiecie się, jak – i po co! - kucharz Stalina uczył kucharza Gorbaczowa śpiewać do drożdżowego ciasta. Dlaczego Nina, kucharka z wojny w Afganistanie, zmuszała się, by gotując, myśleć ...

Komentarze
Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem
Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem
Witold Szabłowski
8.5/10
Z tej książki dowiecie się, jak – i po co! - kucharz Stalina uczył kucharza Gorbaczowa śpiewać do drożdżowego ciasta. Dlaczego Nina, kucharka z wojny w Afganistanie, zmuszała się, by gotując, myśleć ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Jakie potrawy gościły na stole cara Mikołaja II, a co ten, tak naprawdę jadał? Fanem jakiej ryby był Stalin? Jak wygląda chleb z zapieczonej kory, placuszki ze słomy, które przygotowywano i jedzono w...

@recenzja_na_tacy @recenzja_na_tacy

Połączenie książki kucharskiej z historyczną brzmi jak przepis na wyjątkowo oryginalne i ciekawe dzieło. Taka właśnie jest „Rosja od Kuchni”, która według mnie sprawdzi się zarówno dla osób, które in...

@girlinthebookspoland @girlinthebookspoland

Pozostałe recenzje @S.anna

Ludzie z mgły
"Ludzie z mgły" Izabela Janiszewska

W niedzielny poranek dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz, studiująca w Krakowie i odwiedzająca rodziców w weekend, wychodzi z domu i wszelki ślad po niej ginie. Zrozpaczen...

Recenzja książki Ludzie z mgły
Piętno
"Piętno" Przemysław Piotrowski

Po "Piętno" Przemysława Piotrowskiego sięgnęłam, albowiem podjęłam się ambitnego zadania przeczytania jakiejś pozycji pióra wszystkich tych autorów, których reklamy rzuc...

Recenzja książki Piętno

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka